Epilog

4.1K 179 89
                                    

Gdy poprawiał swój czarny smoking stojąc przed wielkim lustrem, w grubej ciężkiej ramie zastanawiał się czy ona w tym momencie stoi przed podobnym lustrem i z pomocą swojej druhny szlifuje swój ślubny wygląd. Nie miał wątpliwości, że będzie wyglądała przepięknie. Zawsze tak wyglądała. Miała w sobie wrodzoną grację, elegancję, której brakowało w tych czasach wielu kobietom. Była niczym nieskalany, pięknie oszlifowany diament.

– Gotowy? - za jego plecami stanął jego najlepszy przyjaciel. Wyglądał równie dostojnie i poważnie w swoim granatowym garniturze. Głębia koloru idealnie komponowała się z jego karnacją.

– Tak - odpowiedział pewnie, głos mu nie zadrżał, nie wykonał żadnego ruchu, który mógłby wskazywać na to, że się wacha lub nie daj Boże podjął decyzję o wycofaniu się.

– Na pewno chcesz to zrobić? - jego świadek jednak chciał się upewnić. Lustrował go spokojnym, wręcz zatroskanym wzrokiem jakby próbował znaleźć w nim skazę, tę nutę zawahania, której nie było.

– Tak, chcę. Nie widzę innej opcji. Najwyżej... nie uda się - odpowiedział szczerze i pewnie.

– Wiesz jakie będą tego konsekwencje? - kolejne pytanie, które powoli już go irytowało. Przecież nie był dzieckiem. Doskonale wiedział jakie będą konsekwencje jego nieudanych decyzji. Jednak nie chciał podporządkowywać temu swojego życia. Albo się uda i będzie żyć szczęśliwie, albo umrze nieszczęśliwy, lecz na pewno nie jak tchórz, którym nie chciał dłużej być.

– Więc zróbmy to! - krzyknął wesoło, z ogromną radością i werwą drugi z mężczyzn. Objął go ramieniem i z uśmiechem spoglądał na jego twarz. Odwzajemnił szczery uśmiech, gdyż obiecał sobie, że od dziś tylko takim będzie raczył ludzi. Takim albo żadnym. Ruszył za swoim świadkiem, odegrać najważniejsze przedstawienie w swoim życiu.

*

– Jak wyglądam? - zapytała odwracając się w stronę niższej kobiety, która obecnie siedziała na małej pufce w jej pokoju.

– Przepięknie. Twój przyszły mąż padnie jak cię zobaczy! - powiedziała kolejny raz, gdy jej przyjaciółka wprowadziła następną, niemal nie do zauważenia, poprawkę.

– A może jednak założę tamte kolczyki? - wskazała w stronę toaletki. Panikowała. Było to widać po jej krótkich, roztrzęsionych ruchach. Niezdecydowaniu w doborze dzisiejszej garderoby, którą miała przecież zaplanowaną od dawna.

– Nie, zostaw te. Są piękne - kobieta wstała z pufy, którą do tej pory zajmowała, założyła na stopy wysokie, czarne szpilki i opuściła ciemnozieloną suknię by opadła do ziemi. Podeszła do swojej przyjaciółki i stając za nią złapała ją za ramiona.

– Wiesz, że musisz tak postąpić. Nie ma innego wyboru. Jednak nie martw się na zapas. Może go pokochasz, a on pokocha ciebie. Jest inny niż jego koledzy, bardziej dojrzały, stateczny. Wszystko będzie dobrze. Niezależnie co się stanie będę przy tobie - kobieta mówiła spokojnie, dodając otuchy swojej przyjaciółce, która była dla niej niczym siostra, której nie miała. Sięgnęła po mały diadem, który założyła na jej głowę, miał trzymać długi welon, który świadkowa doczepiła po chwili. Opuściła woalkę na twarz panny młodej, tak że pan młody będzie musiał odkryć twarz ukochanej. Po tym przygotowaniu podała jej jeszcze bukiet pięknych, herbacianych róż.

– Boję się - szepnęła panna młoda łamiącym się głosem. Niemal płakała, tak bardzo nie chciała tego robić i to nie tak, że jej przyszły mąż był zły. Nic mu nie brakowało. Przystojny, opanowany, dobrze wychowany, z dobrej rodziny. Po prostu wiedziała, tak sądziła, że on jej nie kocha. A ona chciała być kochana, potrzebowała tego jak tlenu. Mimo, iż wojna się skończyła, nie była bezpieczna. Jej pochodzenie sprawiało, że nadal mogła w każdej chwili wylądować w Azkabanie, dlatego ślub był jedynym wyborem. Dlatego go nie odwołali. 

NIGHT HUNTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz