43. Lubię, kiedy jesteś wesoły.

505 59 18
                                    

  Louis wskoczył na kamień i spojrzał na Zayna, który siedział na trawie i wolał nie zbliżać się do wody, mimo iż było to tylko oczko wodne. Młodszy przeskakiwał z jednego na drugi, robiąc przy tym pozy, jakby był wróżką i latał.

  — Czuję się dzisiaj fenomenalnie — powiedział szatyn. — Mógłbym zrobić... wszystko! Wszystko, co tylko bym chciał.

  — A co chcesz na przykład zrobić? — uniósł brew z uśmiechem przyglądając się swojemu chłopakowi.

  — Przelecieć się — odpowiedział, znowu skacząc. Uśmiechał się szeroko, poprawiając swoje włosy dłonią.

  — Przelecieć to ja mogę ciebie — parsknął — Na przykład na tej trawie — przesunął dłonią po ziemii — Może napatoczyłby się jakiś ochroniarz imieniem Nigel i posłuchałby, jak pięknie jęczysz moje imię — roześmiał się.

  — Też bym chciał, byłoby ciekawie — zawtórował mu, po czym uniósł głowę w górę, aby spojrzeć na niebo. — Ale chodziło mi o samolot. Nigdy jeszcze nie leciałem, a ty?

  — Ja i owszem, nic ciekawego — wzruszył ramionami.

  — Widziałeś miasto z góry?! — pisnął radośnie. — Miałeś taki piękny widok. Mogłeś dotknąć chmur, Zain. To jest piękne, ja na przy... — poślizgnął się, wpadając nagle do wody. Całe szczęście, że miała ponad metr głębokości, ale fakt, że upadł na tyłek, go nie pocieszał.

  — Jesteś cały? — poderwał się do góry, wchodząc do oczka i pomagając mu wstać.

  — W porządku — wykrztusił, plując wodą. — Jest mi tylko trochę zimno — stanął ma trawie, podskakując, aby pozbyć się w pewnym stopniu wody.

  — Moja ty niezdaro — westchnął, kręcąc głową — Boli cię coś?

  — Jestem cały, Zain — ujął jego twarz w dłonie, po czym pocałował go delikatnie. — Nic dzisiaj nie zepsuje mojego humoru.

  — Chodźmy do zamku, musisz się przebrać. Zresztą zaraz i tak mamy zajęcia — mruknął.

  — Chciałem tu jeszcze trochę posiedzieć. Lubię dwór — oznajmił, ciągnąc Zayna do altanki, która wieczorem była oświetlona, niestety teraz było widno. — Nacieszmy się świeżym powietrzem, przebiorę się później.

  — Nie możesz zachorować, kwiatuszku — poczochrał go po włosach, siadając na ławce.

  — Mam wysoką odporność — zapewnił, co nie do końca było prawdą. — Przydałaby się jeszcze muzyka. Może chcesz mi zaśpiewać?

  — Za dużo ode mnie wymagasz — pokręcił głową.

  — Jak mam tańczyć bez muzyki? — wydął dolną wargę, robiąc proszące oczka. Zdecydowanie miał dzisiaj świetny humor.

  — Co mam ci zaśpiewać? — pogłaskał go po policzku.

  — Coś od Elvisa Presley’a — uśmiechnął się szeroko, całując go w czoło.

  — Lord Almighty — zaczął Zayn, a Louis zaczął pstrykać palcami i poruszać ramionami. — I feel my temperature rising higher, higher. It's burning through to my soul...

  Louis niedługo potem zaczął tańczyć, jakby był na jakimś balu. Każdy mógł go teraz zobaczyć, ale on o to nie dbał.

  — Your kisses lift me higher like the sweet song of a choir. You light my morning sky with burning love... — Malik śpiewał dalej, z uśmiechem przyglądając się Louisowi, który śmiał się i tańczył, obracając się dookoła i poruszając ramionami, jakby latał.

Like Royalty • narry;zouis ✓Where stories live. Discover now