Rozdział 27

2.9K 117 15
                                    

Zostałam tydzień w domu, ale Angelika relacjonowała na bieżąco wszystko co działo się w szkole. Julia pytała się jej czemu mnie nie ma. Czyli interesuje się mną, a może jest jej na rękę? Trochę za bardzo jestem rozchwiana emocjonalnie. Nasz dzień o ile mogę tak to nazwać, był dobry. Nie odezwała się od tamtego czasu, a może to ja powinnam? Ciężko jest mi ocenić co mam teraz zrobić! Jedynie przymus udawania, że nic się nie stało jest jasny. Dzięki wsparciu, jakie dali mi rodzice czuje się trochę lepiej ze świadomością tego wszystkiego. Oczywiste, że nie mogłam im powiedzieć, o co konkretnie chodzi, ale nakreślić im stan emocjonalny, w jakim jestem. A dziś wracam do szkoły i w sumie coraz bardziej mam obraz jak irracjonalne jest, to wszystko. Spoglądam w lustro ostatni raz poprawiając prawa brew. Jest dobrze, a nawet świetnie. Poprawiam tylko koszulę, zabieram plecak i schodzę na dół do kuchni. Dziś nikt nie czeka na mnie ze śniadaniem, ale nie żyje w amerykańskim filmie, gdzie matki zawsze rano robią naleśniki z sosem klonowym lub jajka z bekonem. Biorę drugie śniadanie i wypijam szklankę mleka, czekając aż Angelika da znać o swoim przybyciu. Trzeba przyznać, że punktualnie 10 minut przed naszym autobusem jest pod moim domem. Ona, choć wiecznie mogłaby spać, nigdy się nie spóźnia.
-Dzień dobry. - Rzuca mi z ogromnym uśmiechem.
-Witam. Miło Panią widzieć o tak chłodnym poranku. - Ruszam śmiesznie brwiami.
-Odstrzeliłaś się jak szczur na otwarcie kanału. - Pokazuje palcem na moją osobę.
-A dziękuję, dziękuję. A tak bez jaj wstałam półtorej godziny temu i miałam w ciul czasu.
-Mój Boże. Ciebie powinni leczyć! Zamiast pospać i docenić tą błogą czynność ta wstała nie wiadomo po co.
-Halo! Sama widzisz, po co jełopie. Nie mogę ostatnio spać.
-To przez Julię prawda?- Pyta, gdy zatrzymujemy się w oczekiwaniu na transport.
-Też. Głównie przez moją zrytą psychikę.
-Wiem, że pod tym głupkowatym uśmiechem cierpisz. Znam Cię, mnie nie oszukasz. Myślałaś o jakimś psychiatrze? Nie bierz tego w złym tonie, ale schudłaś, nie sypiasz i ciągle się zadręczasz.
-Przestań gadać jak moja matka. Nie czuję potrzeby. Jak będzie źle, to o tym pomyślę.
-Mam nadzieję, a zobacz co tam jedzie. - Wskazała palcem na jeden z gorszych autobusów.
-Czemu zawsze on z rana? Nic tak nie ogarnie cellulitu, jak ten autobus. - Zaśmiałam się na głos.
-Trzepie równo. - Obie wręcz wpełzłyśmy do pojazdu śmiejąc się.
Podróż minęła jak zwykle. Modląc się, żeby ten gruchot dojechał.
-Co mamy pierwsze? - Zapytałam przed wejściem do szkoły.
-Matymatysie moja droga. - Na ten cudowny news tylko wywróciłam oczyma.
Doczłapałyśmy się przed pracownię matematyczną, gdzie siedziała większość klasy.
***
Minęły 3 lekcje, a przede mną chemia. Angelika musiała zaliczyć coś z Angielskiego i została na przerwę. Szłam pod salę z głową w telefonie. Zatrzymała mnie czyjąś ręka. Spojrzałam w górę. I utonęłam w tych pięknych oczach nie kontaktując.
-Czy ty mnie słuchasz? - Pyta się delikatnie nauczycielka.
-Przepraszam, co mówiłaś? - Po tych słowach gromi mnie wzrokiem.
-Pani, to pierwsze, a drugie to pytanie. Czemu tak długo Cię nie było?
-Wie Pani chora byłam. - Nacisk położyłam na słowie Pani.
-Rozumiem. Dobrze, że już lepiej. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że na razie nie będzie zajęć. Nie mam na nie czasu. - Julia nie trzymała nawet kontaktu wzrokowego ze mną
-Oczywiście. Rozumiem, nie ma problemu. - "Wcale nie"
-Dobrze. Muszę iść po dziennik, dowidzenia.
Wyminęłam ją, żeby jak najszybciej, aby pozbierać się z emocjonalnej ściany, która uderzyła we mnie z impetem.
Dotarłam do łazienki takim tempem, że chwilowo zakręciło mi się w głowie.
"Co to kurwa było?" patrzę w lustro i modlę się, żeby zahamować falę łez, ale nie udaje mi się.
"O nie! Nie mogę tu zostać" Chwiejnie wybieram mamę z kontaktów.
-Skarbie coś się stało? - Mówi ciepłym głosem.
Zbieram sie tak jak tylko mogę.
-Bardzo źle się czuję. Chciałabym żebyś zabrała mnie do domu lub tata. Jeśli tylko możecie.
-Mogę. Za 15 minut będę. Czekaj na mnie przy portierni, a ja już dzwonię do twojej wychowawczyni.
-Dziękuje mamo. - Odpowiadam drżącym głosem.
Wychodzę z łazienki zalana łzami, starając się ominąć wszystkich i nawet mi to wychodzi. Do momentu obok pokoju nauczycielskiego stoi Julia i moja wychowawczyni, która rozmawia przez telefon zapewne z moją mamą. "Pieprzony wszechświat"
Staję, bo w sumie potrzebuje kartki od Pani Basi. "Kurwaaaaaaa!" Julia zauważa mnie, a ja staram się uciec jej wzrokowi jak tylko się da. Ignorując jej zdziwienie.
Wychowawczyni również mnie zauważa i kiwa ręką bym podeszła.
-Tak...Tak, oczywiście. Już Wiktoria jest ze mną, zaraz napisze jej kartkę i usprawiedliwię resztę godzin. Dziękuję. Dowidzenia... Pani również. - Kończy rozmowę nauczycielka i spogląda na mnie.
- Co się dzieje? Płakałaś? Dziecko jesteś strasznie blada.
-Źle się czuję. Chyba jeszcze trzyma mnie choroba. - Spuszczam głowę.
-Rozumiem. Usiądź tu sobie. Pani Julia zerknę na Ciebie, a ja tylko napisze Ci kartkę do szatni i jestem. - Posyła mi Ciepły uśmiech.
-Moja wina? - Siada obok mnie nauczycielka.
-To nie wyjdzie. Zmienię język cokolwiek. Nie mogę z tym tak po prostu. Patrzeć i udawać.
-Wiedziałam, że tak to się skończy. Nie chciałam właśnie tego Ci robić. Nie dorosłaś jeszcze do takich spraw. I dlatego blokowałam. - Rozmowę przerwała nam kobieta podająca mi kartkę.
-Dziękuję, to ja już pójdę. - Wysiliłam się na koślawy uśmiech.

Mój obiekt pożądaniaWhere stories live. Discover now