🌌3🌌

241 29 3
                                    

~★~★~★~

Obudziła się w momencie, gdy nie poczuła nikogo obok siebie. Przejechała dłonią po pościeli i westchnęła. Nie miała pojęcia, gdzie znów poniosło Robina. Na stoliku nie zauważyła żadnej wiadomości, więc nieświadomie uśmiechnęła się do siebie. Często wstawał rano i przynosił śniadanie do łóżka. Dzisiaj zapowiadał się dość ciekawy dzień. Miała w planach jechać z Robinem do stajni, żeby udać się na małą wycieczkę konną do lasu i spędzić noc pod gwiazdami, choć szczerze nie lubiła tego ostatniego. Tym razem musiała pójść jednak na kompromis.

Czas mijał, a w domu dalej panowała cisza. Regina zaczęła się niepokoić. Założyła na siebie szlafrok i wyszła z pokoju. Zaglądnęła do pokoju Rolanda, który był pusty. Zeszła na dół i dostrzegła jedynie swój płaszcz na wieszaku. Westchnęła głośno. Nie lubiła, gdy nie mówili, że gdzieś wychodzą. Teraz, gdy zbliżało się lato coraz częściej ćwiczyli strzelanie z rana, ale zawsze zostawiali wiadomość.

Regina zjadła szybko śniadanie i wróciła do pokoju, żeby się ubrać. Kiedy była gotowa, chwyciła torebkę i swój płaszcz. Nie chciała marnować czasu, więc zaczęła iść w kierunku ratusza. Czekało na nią mnóstwo papierkowej roboty, której zapomniała dokończyć wczoraj.
Ulice Storybrooke zaczęły ożywiać. Większość szło do babci na śniadanie, a inni spieszyli się do pracy. Dzisiaj było jednak inaczej. Regina nie mogła dostrzec tego codziennego szczęścia na twarzach mieszkańców. Doktor Hooper szedł drugą stroną ulicy z dziwną miną. Wpatrywał się w chodnik, a Pongo warczał na wszystkich wokół. Kiedy mijała bar, zauważyła idącą Emmę, która chciała wyminąć ją bez słowa.

— Hej, widziałaś może Robina i Rolanda? — Wybawicielka stanęła i spojrzała się spod byka na Reginę.

— Czy ja ci wyglądam na ich opiekunkę? — powiedziała i ruszyła przed siebie.

Pani burmistrz była lekko zaskoczona reakcją Emmy, ale nie przejęła się nią mocno i ponownie kierowała się do swojego biura.

Jej nastrój zaczął się psuć. Wszyscy wydawali się jacyś inni. Pogoda była idealna, więc sądziła, że zobaczy zaraz Śnieżkę, śpiewającą jakieś denne piosenki, otoczoną wróbelkami i  motylkami. Stanęła więc zszokowana, widząc wspomnianą osobę. Śnieżka krzyczała nieopodal na Neala, który śmiał się do rozpuku. Regina niemalże nigdy nie widziała, żeby ona z tak podniesionym głosem odnosiła się do dziecka. Ponadto wyglądała inaczej. Jej wiecznie ulizane włosy były bardziej uniesione, a dzisiaj miała podkreślone kredką oczy. Śnieżka nigdy jej nie używała, ponieważ kojarzyła jej się z głównym atrybutem gotów. A baśniowe postaci jej typu lubiły wyłącznie pastelowe kolory.

— Jeszcze raz to zrobisz, a zobaczysz do czego jestem zdolna! — Głos Śnieżki był coraz bardziej słyszalny, gdy Regina zbliżała się do nich.

— Wszystko w porządku? — rzuciła w jej stronę i obdarowała uśmiechem chłopca. Ten jednak zaśmiał się głośniej i uderzył ją w kostkę. — Neal!

— Masz za swoje! — warknęła i zaczęła ciągnąć syna w nieznaną stronę. Dopiero teraz Regina zdała sobie sprawę, że coś złego stało się z wszystkimi.

Stała dalej w tym samym miejscu. Wpatrywała się w ludzi, widząc co robią. Zachowywali się grubiańsko, nie zważając na nikogo. Nawet pogoda zaczęła się psuć, a krople deszczu zaczęły uderzać o chodnik. Ulice znów spustoszały. Miała nadzieję, że nie była to klątwa, ale na nic innego nie wskazywało. Poczuła jak ktoś łapie ją za rękę i nakłada coś, co osłabiło ją nagle. Odwróciła się, a za nią stał Gold. Miał tęgą minę i wpatrywał się w nią tępo.

Once upon a time in StorybrookeWhere stories live. Discover now