4.Primadonna

108 29 14
                                    

Przeglądam się w lustrze, ostrożnie muskając palcami satynę sukni. Jest biała, z wyszytymi na niej czerwonymi i czarnymi sercami. Ciągnie się do ziemi, a za nią wlecze się długi tren. Nie ma ramiączek, a dekolt ozdobiony jest czerwoną wstęgą. Jest piękna. Zachwycająca. Nie mogę się nią jednak cieszyć. Nie teraz, kiedy w kącie komnaty widzę poharatanego chłopaka, który kurczowo trzyma się za żebra. Wygląda o wiele gorzej niż wtedy, gdy go zabierali.

– Kiedy się nim zajmiecie? – Pytam, zerkając w stronę właściciela willi, który przedstawił się jako pan Kassion.

– Zaraz po twoim występie.

– Obiecuje pan?

– Przysięgam – mówi, splatając dłonie za plecami. Oddycham głęboko. Sięgam do stolika, na którym leży szczotka do włosów. Na chwilę zdejmuję kapelusz, z pietyzmem odkładając go na blat. Czeszę włosy i opuszczam je luźno, tak, by spływały po moich plecach łagodnymi falami. Potem biorę w dłoń tusz i poprawiam sobie rzęsy. Zwykle nie mam okazji korzystać z kosmetyków, bo Kraina Czarów sama dba o nasz wygląd. Czary sprawiają, że wyglądamy lepiej i doskonalej niż w rzeczywistości. Tutaj muszę o swój wygląd zadbać sama. Podkręcam rzęsy, nakładam trochę różu na policzki.

– Wyglądasz prześlicznie – słyszę głos White'a. Stanął na nogi, a tuż obok niego czatuje funkcjonariusz. – Jak prawdziwa księżniczka – dodaje szarmancko, uśmiechając się.

– Masz rację – stwierdzam nieskromnie. Chcę uniknąć powtarzania słowa "dziękuję".

– Przeprowadzimy próbę z pianistą – wtrąca się pan Kassion. – Musi usłyszeć melodię.

– W porządku – jeszcze nie postanowiłam, co zaśpiewam. Zbolałym wzrokiem patrzę, jak White wychodzi z sali, na szczęście bez włączonej obroży. Nie zniosłabym widoku jego spiętych mięśni.

Scena przeznaczona do mojego występu jest przestronna i elegancka. Na drewnianym podeście jest naklejony samotny iks z taśmy, na którym przyjdzie mi niedługo stanąć. Niepewnie staję w kącie sali i przypatruję się bladoniebieskiej kurtynie, z wymalowanymi na niej finezyjnymi wzorami.

Opada mi szczęka, kiedy spoglądam na fortepian z tyłu sceny. Jest zachwycający. Bieluteńki, bez najmniejszej ryski na klapie, wydaje się w przedziwny sposób emanować własnym światłem. Uważając na sukienkę wdrapuję się na proscenium i przejeżdżam dłonią po zamkniętej na razie klawiaturze. White uwielbia grać na pianinie, ja wolę skrzypce. Razem tworzymy wspaniały duet, dzisiaj jednakże moim zadaniem będzie jedynie śpiew.

– Co panienka będzie śpiewać? – Pianista zamaszystym, dostojnym krokiem wkracza do pomieszczenia.

Dosyć – wzruszam ramionami.

– Słucham?

Dosyć. To tytuł piosenki – wyjaśniam pospiesznie. Nie chcę, by uznano to za przejaw buntu, ponieważ wtedy mogą uznać naszą małą umowę za nieważną. Staję na wyznaczonym miejscu i zaczynam nucić. Melodia jest delikatna, płynna i pełna ozdobników. Ta piosenka zawsze wywołuje u mnie płacz, bo jest piękna i melancholijna. Napisała ją Alicja, zanim przybyła do Krainy Czarów.

– Czy mogłaby panienka powtórzyć? – Nieśmiało pyta pianista. Nucę więc jeszcze raz. I jeszcze...

***

– Dobrze – oznajmia w końcu muzyk. – Opracuję akompaniament do wieczora.
Zmęczona siadam na jednym z wielu eleganckich foteli ustawionych na widowni. Zapadam się w szkarłatnych poduchach, wzdychając ciężko. Zamykam oczy. Szaleństwo próbuje wykorzystać tremę, która ogarnia mój umysł.

Pomylisz się. Zająkniesz. Przegrasz.

Nieprawda!

Macham rękami, chcę odgonić natrętny głos niczym muchę. Przełykam ślinę.

– Hattie, spokojnie – słyszę cichutki śmiech. Na salę wchodzi White, przytrzymywany przez funkcjonariusza. Ledwo idzie i jest bardzo blady. Ma na sobie czarny smoking i czerwoną koszulę. Siada w fotelu, stękając cicho.

– Dlaczego nie włączyli ci obroży? – Szepczę, pochylając się w jego stronę.

– Jestem za słaby, żeby się buntować – odpowiada. – Dali mi jakiś środek przeciwbólowy. – Uśmiecha się niepewnie. – Co zaśpiewasz?

– Dosyć – odpowiadam po chwili.

– Uwielbiam tę piosenkę!

– Wiem – chwytam go za rękę. – Wiem.

Spuszcza wzrok, a potem spogląda na mnie, nagle speszony. Na twarz powraca mu rumieniec.

– Muszę ci coś...

– Jak panienka wygląda! – Przerywa mu okrzyk. W drzwiach do sali stoi niska kobieta w średnim wieku. Załamuje ręce nad moimi potarganymi włosami i kiepskim makijażem. Łapie mnie za ramiona i podciąga do góry. – Chodźmy, zrobimy cię na bóstwo! – Wykrzykuje z entuzjazmem.

– Normalnie jak moja mama – mamroczę pod nosem. White chichocze.

Wchodzę do małego pokoju, w którym króluje toaletka z podświetlonym lustrem. Siadam na krzesełku, a kobieta zaczyna manewrować dziesiątkami pędzelków, nakładając mi na twarz więcej specyfików, niż znajduje się w pałacowej kuchni. Moje włosy zostają potraktowane farną i lokówką. Teraz na głowie mam szykowne upięcie, a końcówki kosmyków mienią się czerwienią. Zaczynam powoli mieć dosyć tego koloru.

Z lustra patrzy na mnie jakaś śliczna, przestraszona panienka. Nie widać ran na mojej twarzy, nie ma po nich śladu. Muszę przyznać, że podoba mi się mój wygląd. Zastanawiam się, co powiedziałby o tym White. Czuję, że się rumienię. Splatam dłonie i spuszczam głowę, nie wiedząc, co o tym myśleć.

– Wyglądasz o wiele lepiej – słyszę.

– Dziękuję.

– Odprowadzę cię do sali koncertowej. Występ masz za pół godziny. Za kulisami jest dzbanek z wodą i ciasteczka. Częstuj się.

Miarowo kiwam głową, jednym uchem słuchając, jak papla w drodze do sali.

– Niech pani ze mną nie rozmawia – oznajmiam. – Nie wolno.

– W pałacu obowiązują nieco inne zasady.

– Jak bardzo inne? – Pytam.

– Prędzej czy później się dowiesz – wzrusza ramionami.

***

– Panie i panowie! – Pan Kassion przechadza się po proscenium tam i z powrotem. – Przed wami mała primadonna! Przybyła tutaj z Krainy Czarów! – Na scenie rozlegają się pełne niedowierzania szepty. – Panienka Hattie!
Kurtyna unosi się. Światła reflektorów oślepiają mnie. Mrużę oczy, żeby dostrzec White'a. Pokazuje mi uniesiony kciuk. Biorę głęboki wdech, gdy rozlegają się pierwsze takty utworu. Opuszczam ręce wzdłuż boków i zaczynam śpiewać.

Patrzę
Na te wszystkie obce twarze
W tłumie
Samotna czuję się
Chcę uciec
Ale nie mam dokąd pójść
Smutek
Ciągnie mnie za sobą w dół
Mam dosyć
Spojrzeń, plotek, o mnie słów
Wszyscy
Wlepiają we mnie swój wzrok
Dosyć
Krzyczę, nikt nie słucha mnie
Jak lalka
Mam tylko stać, uśmiechać się

Spoglądam na White'a. Szepcze słowa razem ze mną.

Nie mogę
Ruszyć się, powiedzieć nic
Cisza
Wszyscy mówią mi, jak żyć
Upadam

To mój koniec, już to wiem
Dosyć
Zginę tutaj, nie ma mnie
Ratujcie
Muszę w końcu wyrwać się stąd
Płaczę
To na pewno nie mój dom


Kończę śpiewać. Świadomie wybrałam tę piosenkę. Oddaje moje uczucia. Kłaniam się i schodzę ze sceny. Za kulisami pan Kassion wlepia we mnie mordercze spojrzenie.

– Następnym razem – cedzi – ma być coś wesołego.

– Oczywiście – mówię ze słodkim uśmiechem.

Rulebook. Księga ZasadWhere stories live. Discover now