8.Wyjazd

75 22 14
                                    

Rano budzę się w czyichś ramionach, szczęśliwa i wyspana. Odwracam się z imieniem White'a na ustach, ale przypominam sobie, że go tu nie ma. Że to Skoczek. Pstrykam go w nos i podnoszę się. A przynajmniej próbuję, bo natychmiast ściąga mnie z powrotem. Chichoczę cicho. Trzepię go po głowie i wstaję, na co tym razem mi pozwala. Wygładzam fałdy czarnej sukienki z wyhaftowanymi na niej czerwonymi różami. Dostałam ją od Kassiona kilka dni temu. Nie wiem, jaki miał w tym interes, ale z chęcią wymieniłam podartą kieckę na nowe wdzianko.

Skoczek zaczyna robić salta i dosłownie biegać po ścianach. Uśmiecham się do niego. Wygląda świetnie w czerwonym fraku i czarnych spodniach. Zaczynam przyzwyczajać się już do tych kolorów, przestają tak razić w oczy. Rozciągam się przez chwilę, rozbudzając się.

– Dzień dobry – mówię w końcu.

– Cześć – mruczy chłopak. Podchodzi do mnie, powoli i z pewnością siebie. Odgarnia mi z twarzy kosmyk włosów i troskliwym ruchem zakłada kapelusz, który uprzednio podniósł z podłogi.

– Dziękuję.

Chcę pocałować go w policzek, ale odwraca głowę i moje usta lądują na jego. Cofam się zaskoczona, ale on mnie przytrzymuje. Rozdzielamy się po kilkunastu sekundach. Próbuję złapać oddech. Rodzi się we mnie dziwne uczucie. Radość pomieszana ze smutkiem. Z nutą szaleństwa.

– Nieźle całujesz – mówi, zapewne po to, by mnie zawstydzić. Rumienię się i lekko trącam pięścią w ramię.

– Ty też.

Siedzimy i gramy w karty, gdy otwierają się drzwi. Obroża natychmiast mnie paraliżuje. Szaleństwo syczy z zadowoleniem.

Jesteś marioneeetką.

Cisza. Zamknij się, z łaski swojej.

Kontroluuują cię.

Skoczek staje przede mną, oddzielając mnie od funkcjonariuszy.

– Czego chcecie?

– Panienka Hattie i... ty – odzywa się z pogardą funkcjonariusz – macie udać się do pana Kassiona.

– Prowadź zatem – mówi chłopak, jakbyśmy byli wyjątkowymi gości na królewskim dworze. Rusza za strażnikiem posuwistym, dostojnym krokiem, a ja człapię sztywno niczym robot. Mijamy wiele korytarzy i wspinamy się po schodach, a moje nogi rozrywa ból. Mięśnie zaczyna przeszywać prąd. Skoczek cały czas patrzy na korytarze. Widzę, jak w jego szeroko otwartych oczach pojawia się iskierka zrozumienia. On także czuje magię. Korytarz niezauważalnie przenosi nas do innej części budynku. Przez moment mogę się ruszać, a obroża przestaje działać. Zaraz jednak ponownie mnie unieruchamia. Czary sprawiają, że nie działa technologia.

Kassion stoi przy oknie z rękami zaplecionymi na piersi. W szybie odbija się jego twarz. Uśmiecha się delikatnie, ale jego oczy pozostają zimne i bez wyrazu. Coś planuje. Obroża przestaje działać, a ja przez chwilę chwieję się na nogach. Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Skoczek przytrzymuje moje ramię, żebym się nie przewróciła. Dziękuję mu cicho.

– Wyjeżdżamy – słyszę. Zaskoczona patrzę, jak mężczyzna odwraca się w naszą stronę. Echo jego słów pobrzmiewa w mojej głowie przez dłuższą chwilę. – Odwiedzimy moją siostrę, hrabinę Marquette de Kassion.

– I będziemy jak zwierzątka cyrkowe, tak? – Mruczę pod nosem.

– Dokładnie – ależ on ma słuch.

– Wspaniale – mam ochotę krzyczeć, ale zachowuję się zaskakująco spokojnie. Wychodzę, trzymając plecy prosto, a głowę wysoko. Zaraz za progiem staję na baczność, a na moją twarz wpełza uśmiech. O wiele za szeroki uśmiech.

Klaszczę dłońmi kilkukrotnie i zaczynam robić salta, których nigdy nie potrafiłam wykonać. Czuję, jak do moich szeroko otwartych oczu napływają łzy. Włosy stają mi dęba, niwecząc piękną fryzurę. Cały czas śmieję się na całe gardło. Ktoś włącza obrożę, która jednak nie jest w stanie powstrzymać siły klątwy. Nadal skaczę, kręcę się w kółko i piszczę, coraz głośniej i głośniej.

– Hattie!

Nic nie słyszałaś.

Nieprawda. To White.

Nikogo tu nie ma. Nikooogooo.

– HATTIE! Spokojnie. Jestem tu.

Szaleństwo odpuszcza i uspokajam się. Pechowo następuje to w połowie wykonywanej przeze mnie gwiazdy. Moje ręce wiotczeją i zaciskam oczy w oczekiwaniu na gwałtowne zderzenie z ziemią, ale ktoś mnie przytrzymuje. Odwracam głowę, a rozmazana plama kolorów, którą widzę, wydaje z siebie westchnienie ulgi. Mrugam kilkukrotnie, żeby wyostrzyć wzrok. White pochyla się nade mną, a jego ciemne, proste włosy opadają mu na czoło.

– W porządku, Hattie?

– Tak – szepczę. Przez chwilę bez słowa patrzę mu w oczy.

– Maleńka! Wszystko dobrze? – Skoczek klęka na podłodze i odtrąca White'a. Ten odsuwa się bez słowa, ale dostrzegam cień smutku i rozczarowania na jego twarzy.

– Jasne – nachyla się, żeby mnie pocałować, ale ja odwracam się i klepię go po głowie. Wstaję i oddycham głęboko przez kilka minut. Po chwili strażnik uznaje, że wszystko ze mną w porządku, więc ponownie usiłuje włączyć obrożę. Nie działa. Podejrzewam, że coś zepsułam.

Funkcjonariusz wzrusza ramionami i wyciąga w moją stronę dłoń. Nie przyjmuję jej. Mam dosyć więzienia i ciągłego strachu o swój los. Chcę stąd odejść. Chcę wrócić do domu.

Wywijam się i pędzę w pierwszy korytarz, który dostrzegam. Biegnę najszybciej, jak potrafię. Za sobą słyszę krzyki strażników. Mijam kilka przejść, które teleportują mnie do innej części rezydencji. Falbany sukienki szeleszczą głośno, w rytmie stukania pantofelków o posadzkę. Głosy cichną, a ja dobiegam do wyjścia. Już mam pchnąć drzwi, gdy do moich uszu dobiega zgrzyt stali i krzyk White'a.

– Hattie – cichy głos Kassiona rozlega się zewsząd. Podskakuję i zatrzymuję się. – White zginie, jeżeli opuścisz budynek.

Odwracam się w stronę ściany, która rozbłyskuje obrazem dłoni przyciskającej lśniący nóż do szyi chłopaka. Przeklinam pod nosem, nie mogąc przestać patrzeć na cienką strużkę krwi spływającą po jego gardle.

– Zostawcie go! Zostawcie! – Wrzeszczę. – Pojadę. Tylko go zostawcie.

– Mądra decyzja – stwierdza Kassion, a w jego głosie pobrzmiewa zadowolenie. Zaciskam pięści, gdy przez jedne z wielu drzwi wpadają strażnicy. Wymieniają mi obrożę, a ja stoję spokojnie w miejscu.

Dlaczego oni to robią?, myślę ze łzami w oczach, gdy nowa obręcz zaciska się na mojej szyi. Do czego jesteśmy im potrzebni?

Następny dzień wita nas burzą i wiatrem. Rozcieram ramiona, przysuwając się bliżej Skoczka. Wpychają nas do wozu, a potem zatrzaskują drzwi. Na zewnątrz słyszę płacz jakiegoś dziecka. Wyglądam przez szparę w deskach, a potem zamieram bez ruchu.

– Złapali Śpioszka – mówię bezbarwnym głosem, obserwując, jak White bierze dziewczynkę na ręce i powoli wchodzi do drugiego wozu.

– Co? – Oburza się chłopak. – Co za barbarzyńcy! Przecież to jeszcze dziecko!

Wzdycham ciężko i nie odpowiadam. Zwijam się w kłębek, próbując zasnąć w kąciku. Przez chwilę żałuję, że urodziłam się w Krainie. Zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie w tym świecie, bez wiedzy o czarach. Bez klątwy.

Gdybym była Alicją.

Pewna myśl zaczyna kiełkować w mojej głowie. Podczas długiej i żmudnej podróży dojrzewa, w końcu obejmując sobą cały umysł. Szaleństwo wycofuje się, zaskoczone.

Muszę znaleźć Alicję. Ona nas uratuje.

Rulebook. Księga ZasadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz