Rozdział 10 "Kontrola"

1.6K 61 15
                                    

POV. SOPHIA

Szłam razem z Kaspianem przez korytarze naszej niby twierdzy. Myśląc,że jestem smutna próbował mnie pocieszać na co reagowałam śmiechem. Oglądaliśmy malowidła przedstawiające dawne wydarzenia z Narni. Koronacje czterech władców, moje spotkanie z Aslanem, wojnę z Białą Czarownicą i wiele innych. Nagle zauważyłam,że podszedł do nas Nikabrik, przyjaciel Zuchona. W jego zazwyczaj pustych szarych oczach dostrzegłam,że chciałby porozmawiać z księciem na osobności. Niechętnie skinęłam głową i odeszłam w swoją stronę. Nie wiem dlaczego, ale w głębi duszy czułam,że nie powinnam go zostawiać z tym karłem.  Mimo wszystkich wątpliwości odeszłam. Najwyżej później będę żałować...

Weszłam do głównej sali kopca i usiadłam na najbliższej skale.  Wzięłam do ręki medalik wiszący na wisiorku który zdobił moją szyję. Potarłam go kciukiem, a łza zakręciła mi się w oku.

- Szkoda,że cię tu nie ma.- wyszeptałam sama do siebie, ale to był błąd. Z tymi słowami zaatakowało mnie jedno piękne, ale jakże nie trafne w tej chwili wspomnienie.

 "Kochany Filiasie. Ostatnia bitwa którą stoczyliśmy zakończyła się niepowodzeniem. Czarownice są silniejsze niż przewidywaliśmy. Zaatakowały nas z zaskoczenia gdy przechodziliśmy przed wąwóz lwa. Nie mieliśmy szans. Dziękuje Aslanowi,że nie ma wielu ofiar, a ranni dochodzą do siebie szybciej niż można by to przewidzieć. Coś mi się wydaje,że to jego zasługa. Ten narnijski duch jeszcze nie wygasł. Nie mogę się doczekać spotkania za miesiąc, kiedy to znów cię zobaczę i razem postanowimy co zrobić z tymi wiedźmami. Mam nadzieję,że ten list kiedyś trafi w twoje ręce." jeszcze raz spojrzałam na list i z niezadowoleniem stwierdziłam,że czegoś tu brakuje. Może jakiegoś wyrazu,że jest dla mnie ważny i,że bardzo tęsknie. Z drugiej strony to wojenna korespondencja. Przeganiając wątpliwości jeszcze raz otworzyłam butelkę z atramentem i zamoczyłam w niej końcówkę pióra. Następnie napisałam to jedno zdanie które choć było takie nijakie i nieporadne to tak wiele zmieniało: "Szkoda,że cię tu nie ma".  Teraz jest dobrze... Położyłam list na biurku i wyszłam z namiotu by zdobyć informacje o postępie kłucia broni. Nasz mały oddział próbował się dostać w góry środkowej Narni gdzie podobno jest więcej takich jak my. Obecny król Narni ukrywa się na Ker-Paravelu, a na poszukiwania zagubionych oddziałów wysyła mnie i Fila. My również moglibyśmy zrzucić to na innych rycerzy, ale musimy przecież udowodnić,że jesteśmy godni zadania które dostaliśmy. Że przemawia przez nas odwaga i nigdy się nie poddamy. Że to my, a nie król walczymy. Po raporcie ruszyłam w stronę mojego namiotu, jednak gdy tylko tam weszłam stanęłam jak słup soli.

-Ktoś się chyba stęsknił.- centaur stał przy biurku i czytał po cichu mój list. Znów obrócił głowę w moją stronę i wyszczerzył się w uśmiechu ukazując równe białe zęby. największe szczęście przedarło się przeze mnie i pobiegłam chcąc go wyściskać. Wbiegłam w niego,. a on mnie podniósł tak,że nasze głowy były na jednym poziomie, no może jego nadal trochę wyżej.  Byliśmy teraz dwójką rozdzielonych przyjaciół którzy spotkali się wreszcie po upływie prawie trzech miesięcy i tak naprawdę mieli to zrobić dopiero za kolejny.

-Tak się cieszę,że tu jesteś Fil.

-A ja się cieszę,że znów mogę cię przytulić Sophie.

-Skąd się tu wziąłeś?

-Przyśpieszyliśmy drogi i tak oto jestem, trzeba w końcu odnaleźć zaginiony oddział.

-Zostaniesz?

-Do końca i w sercu na zawsze.

Na wspomnienie samotna łza spłynęła mi po policzku. To działo się jeszcze przed najazdem Telmarów. Bitwy z czarownicami... Czasy naszego triumfu. Jeszcze raz spojrzałam na medalik i na wyryte w nim postacie.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now