Rozdział 25 "Skutki Tęsknoty"

1.3K 60 110
                                    

POV. EDMUND

Budzę się. Wstaję. Jem. Przesiaduję u Łucji. Jem. Wychodzę. Załatwiam swoje sprawy. Wracam późno. Jem. Kłócę się ze wszystkimi. Idę spać.

Prosty schemat mojego dnia w rezydencji Scrubów. I każdej z tych czynności towarzyszą myśli które zaczynają, są i kończą się w Narni przy mojej ukochanej. Tak właśnie można mnie określić. Pozorny pesymista, zniewalająco przystojny, wredny wciąż zamyślony chłopak. Każdy kto widzi mnie na ulicy zna mnie jako tego siostrzeńca Scrubbów. Jak mu tam? Ach, Pevensie... Ten prawie najmłodszy i zdecydowanie robiący najdziwniejsze pierwsze wrażenie. Niby taki dorosły, a nie umie nic zrobić ze swoją przyszłością. Jego brat, ten najstarszy, ma pracę, niedługo pewnie znajdzie sobie kobietę i założy rodzinę, może nawet stworzy firmę. Cóż powiedzieć? 

Mógłby brać przykład ze starszego brata.

Ocho, ile ja razy słyszałem te zdania. "Słuchaj się Piotrusia", "On w twoim wieku...", "Bierz z niego przykład",  takie słowa najczęściej kieruje się do dzieci, a ja mam prawie dziewiętnaście lat i słyszę je na okrągło. Nie jestem zazdrosny, zazdrość przeszła mi dawno. Przecież na tym, a w zasadzie to nie tym cholernym świecie jest osoba która doceni mnie ponad wszystko. Doceni, pocieszy, nie będzie porównywać. Choć sama jest pieprzonym ideałem. Piękna, szlachetna, waleczna, mądra, zabawna, odważna, honorowa i urocza, taka jest właśnie dziewczyna która skradła mi serce. 

Od naszego pojawienia się w tym dużym domu minęło dziesięć miesięcy. 

A od odejścia z Narni 3 lata...

Codziennie według mojego schematu traciłem głowę, zadręczałem się wszystkim i niczym zarazem. Czekałem do momentu, aż wyjdę z tej okropnej rezydencji i powędruję do baru czy gdziekolwiek indziej. Utopie problemy w alkoholu lub odbędę samotny spacer po londyńskim parku wdychając smog i podziwiając obmarłe zimą drzewa. I wcale nie jest tak żle.

Wchodzę do domu, Łucja powinna już być, wujostwo być może. Aslanie błagam, niech temu gnojkowi klub Brytyjskich Młodych Ludzi Logiki i Nauki się przedłuży i nie będzie go tu. Eustachy choć jest rok czy tam dwa młodszy od Łusi zachowuje się jak najmądrzejszy filozof bez mutacji. Uważam, że traktowałbym go o wiele poważniej gdyby nie wydoroślał tak swojej osoby i nieustannie nie próbował nas poniżyć czy udowodnić jaki to jest mądry. 

Rzuciłem płaszcz na krzesło w przedpokoju i markotnym krokiem przeszedłem przez hol, modląc się by go tu nie było. Wszedłem do kuchni szukając Łucji, nie a jej, ale pewnie jest u siebie na górze. Wolnym krokiem w stronę schodów, rozejrzałem się dookoła. 

-No proszę, mój idiotyczny kuzynek nawet się nie przywita.- ugh, jak ja nienawidzę tego dzieciaka. Jakbym mógł to bym mu przywalił. Dosłownie, bez zawahania się.

-Co jest? Zadania z matematyki ci się skończyły, czy jak?- prychnął. Jego pogarda wobec mnie znów ma wywyższyć jego osobę. To już zaczyna robić się nie tyle żenujące co po prostu śmieszne.

-Tak się składa, że przyszli do mnie z wizytą koledzy z klubu "Brytyjskich Młodych Ludzi Logiki i Nauki"- każde słowo powtarzał tak wyraźnie by podkreślić jego znaczenie.- Dołącz do nas, może się czegoś nauczysz.

-Podziękuję.- nie mając ochoty na dalszą rozmowę zignorowałem gnojka i ruszyłem schodami w górę na piętro. Elegancki styl domu miał świadczyć i zapewniać o bogactwie moich krewnych, którzy bez dwóch zdań byli zbytnimi materialistami. Nie zwracając uwagi na nowe rzeźby starannie poustawiane na regałach czy też luksusowe puchowe poduszki już po chwili znalazłem się w pokoju siostry. Szczęściara dostała własny.

-Cześć.- mruknąłem rzucając się na jej łóżko. Mruknęła coś w odpowiedzi po raz kolejny czytając list od naszego brata. Dostaliśmy go z dwa tygodnie temu, a od tego dnia Łucja czyta go kilka razy dziennie. Bardzo tęskni za Piotrkiem, którego przecież widzieliśmy ostatnio z rok temu. W liście pisał o urokach nowej pracy, możliwych awansach, nowych znajomościach i jak to ujął o pięknej asystentce jego przełożonego. Jak dla mnie, dwie kartki papieru pełne chwalenia własnej wolności i zalet jego dojrzałości. 

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now