Rozdział 17 "Zimny wiatr"

1.3K 53 41
                                    

POV. EDMUND

Z myśli wyrwał mnie krzyk Piotra.

Mój brat leżał na ziemi i wił się ewidentnie z bólu. Chwilę temu Miraz pociągnął jego tarczę którą trzymał i tym samym wygiął ramię. Przeturlał się na drugą część areny cały czas broniąc się przed atakami mężczyzny. Zahaczył meczem o jego zbroję i pozycja całkowicie się zmieniła. Teraz to Piotr stał nad Telmarem. Szybko wstając Miraz już miał zaatakować gdy nagle obydwoje odwrócili się w stronę lasu. Wyjeżdżał z niego Kaspian z Zuzą. Widząc to Piotrek zadrżał.

-Życzysz sobie przerwy?- kpiący głos mężczyzny wydobywał się spod ciężkiej metalowej maski.

-Pięć minut?

-Trzy!-ryknął i odszedł w swoją stronę. Szybkim krokiem podszedłem do brata i pomogłem mu dojść na naszą stronę.

-Gdzie Łucja?-zapytała Zuzannę jasnowłosa co raz spoglądając na Telmarów.

-Wydostała się, z małą pomocą.-wskazała na Kaspiana.

-Dziękuję.- wow. To Piotr Wielki mówi "dziękuję"?!

-Ty walczyłeś.-odparł książę.

-Nie sądzę żeby Telmarowie dotrzymali słowa.- Piotrek ściszył głos, lecz był aż nadto stanowczy.

-Zajmiemy pozycje.- ciepły i dziwnie spokojny głos Sophi Ottis dawał teraz złudny spokój, lecz to przecież go nam tak bardzo brakowało. Złudny, ale jest... Spokój wspomaga nadzieję... Nadzieja, choć również złudna, pomaga i daje wiarę, a Wiara to to czego nam potrzeba.

-Nie dotrzymają.- syknęła Zuza i wszyscy spojrzeliśmy tam gdzie ona. Te niehonorowe gnoje szykują i ładują katapulty. Cóż za dranie.

-Musimy z nimi porozmawiać, zanim będzie za późno.-stwierdził Piotr i ruszył w stronę Miraza.

-Czekaj!-krzyknął za nim czarnowłosy.- Nie możesz iść w takim stanie.-wskazał jego ramię.

-Nastawcie mi je.- podszedł znów do nas, a ja poczułem moją szansę na uratowanie dupy wielkiemu królowi. Choć w tym przypadku to ramienia i życia.

-Ja porozmawiam.- jasnowłosa swoim dostojnym głosem uspokoiła nasze obawy o przyśpieszony atak.

-Ciebie się boją.-nerwowy śmiech wydobył się z ust mojej siostry gdy Sophia pewnym krokiem ruszyła w stronę bezwzględnych Temarów. Ewidentnie szykujących się by nas wytępić.

POV. SOPHIA

-Przecież pojedynek jeszcze trwa!- wykrzywiona twarz Miraza zwróciła się ku mojej, a napięcie rosło w każdej sekundzie. Przełożyłam dłoń z pasa z rękojeść miecza tak by nastraszyć niedoszłego władcę jeszcze bardziej. Zadrżał, starając się ukryć przed swoimi doradcami strach okazywał go jeszcze bardziej. Zdumiewająca pewność siebie gasła gdy w towarzystwie pojawiałam się ja, a oczy przepełnione chłodem łagodniały i błagały o litość w ledwie zauważalny sposób. Gasło ich światło, a szare tęczówki traciły duszę. Jakby już umarły. Dłonie drżały, a starał się to ukrywać. Wkładał je pod szatę lub zaciskał na mieczu. Marne starania, po drżały jakby dopiero co oblane lodowatą wodą. Całe ciało poddawało się ciarkom, a mięśnie napinały. Koniec końców działałam na Miraza niesamowicie. Trauma? Sam strach? Nigdy się nie dowiem...

-Pojedynek nadal trwa.-powtórzyłam mocniej zaciskając dłoń na mieczu. Drugą ręką wskazałam najbliższą katapultę, a było ich z siedem.

-Przygotowujemy się.- przez głos przemawiało przerażenie. No, ale co się dziwić.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now