Rozdział 37 "Bezwzględny Żywioł"

1.1K 49 36
                                    

POV. SOPHIA

Zachmurzone niebo co chwila przecinały błyskawice. Deszcz lał się z czarnym chmur, a morze szalało w nieznanym, chaotycznym rytmie. Jak na ironie cały sztorm był tak zgrany jakby to sam Aslan tworzył go w tej chwili.  Do tego wiatr bawił się naszym potężnym statkiem jak maleńką papierową łódeczką. Fale zalewały pokład, chwila przerwy, kolejna fala.

Jeśli w najbliższych dniach zobaczymy tą błękitną gwiazdę to naprawdę będzie cud.

Pięciu marynarzy próbowało utrzymać ster, sześciu zajmowało się jednym żaglem, czterech następnym. Ja i Tavros w całym tym chaosie staraliśmy się zachować spokój i utrzymać sytuację na statku taką jaką była bo lepiej na pewno nie będzie. Krzyki były w zasadzie teraz niczym szczególnym, ale martwiło mnie to, że ludzie mogą stracić nadzieję. Gdy rozmawiałam chwile temu z Drinianem omówiliśmy ten problem i kazałam mu porozmawiać o tym z królami, którzy oczywiście nie widzą trudu wypływania na pełne morze w środku sztormu. Nie chcę brzmieć niegodnie, ale Kaspian i Edmund mogli by dostrzec coś więcej niż poszukiwania lordów.

Chociaż, mi nie wolno się wypowiadać, ja wykonuję rozkazy.

Co gorsza to wszystko dzieje się już dwa tygodnie, przez cały ten czas jesteśmy zdani na łaskę żywiołu, który bawi się nami w najlepsze. Jeśli ktoś może mieć w tych czasach jakiekolwiek wesołe myśli to Ryczypisk za co go bardzo podziwiam. Jak dla mnie to sprawa jest przegrana, podczas wspomnianej rozmowy z kapitanem zauważyliśmy, że prowiant kończy się niezwykle szybko. Do wykarmienia mamy mnóstwo ludzi, a nic nie idzie po naszej myśli. "Wędrowiec do Świtu" trzyma się dzielnie, ale nawet on nie jest w stanie przezwyciężyć wszystkiego. A skoro wszystkim jest żywioł tak potężny jak woda to za przeproszeniem jesteśmy w czarnej dupie.

-Pani generał! Znów zalewa kajuty pod pokładem.- moje serce zabiło mocniej gdy usłyszałam te słowa po raz chyba setny w ciągu tygodnia. Amon zauważywszy to zmienił wyraz twarzy z zakłopotanego na zrozumienie. Najwidoczniej już cała załoga jest świadoma naszego przegranego położenia.

-Spróbujcie jakoś wylać tą wodę.- jakby tylko to coś dało...

-Tak jest.- chciał odejść, ale zanim zdążył choćby się odwrócić chwyciłam jego nadgarstek na znak, że muszę cos jeszcze mu przekazać.

-Jak się czuje Królowa Łucja i Geal?- może to nie rozsądne pytanie w takiej sytuacji, ale naprawdę ulżyłoby mi gdyby chociaż one miały jakieś nie przemoczone warunki. Jego mina mówiła sama za siebie.

-Mała boi się sztormu.- no to faktycznie nie jest dobrze. Za dzieciaka też nie lubiłam burz, ale jest znaczna różnica między bać się w łóżku przykryta ciepłą kołdrą z pełnym brzuchem, a bać się w kajucie statku który nieudolnie walczy z twoim koszmarem, a wszystko w dodatku dzieje się na niebezpiecznych głębinach, setki kilometrów od jakiegoś lądu. Pokiwałam głową na znak zrozumienia. Dobrze, że Łucja się nią zajmuje.

-Tavros!- w mgnieniu oka rosły minotaur znalazł się naprzeciw mnie. Gdyby nie okoliczności to uśmiechnęłabym się na jego gotowość.- Jak wam idzie?

-Muszę przyznać, że pierwszy raz coś takiego widzę.- podrapał się po włochatym, przemoczonym karku.

-Uwierz, żyję na tym świecie ponad 1300 lat, a nawet mnie przerasta ta sytuacja.- nerwowy śmiech miał dodać nam otuchy, ale najwyraźniej swojej roli nie spełnił. Nadal czułam się fatalnie.

-Sternicy potrzebują przerwy.- wskazał na pięciu mężczyzn którzy starali się jakoś utrzymać kurs. Nawet nie udawali, że nie jest to wyzwanie.

-Zarządź jakąś zmianę.- w tej chwili wiatr szarpnął nami tak mocno, że musiałam złapać się okiennicy by nie upaść na mokry pokład. Choć w sumie, żadna różnicy, sama byłam przemoczona od stóp do głów. 

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now