Rozdział 38 "Błyszczące tęczówki"

1.1K 51 39
                                    

POV. SOPHIA

Obudził mnie grzmot, zabrzmiał kolejny. Podskoczyłam na łóżku omal nie uderzając głową w niski sufit. Rzeczywistość uderzyła we mnie jak grom z jasnego nieba. Zdawało się, że wyrwałam się z koszmarnego snu, ale nic mi się nie przypominało. To, że ukochany rzucił się za mną do oceanu już spotkało się ze świadomością prawdy, wiedziałam, że to się wydarzyło. Musiałam zasnąć, tak, zasnąć tuż po tym przeżyciu. Szybko przesunęłam dłoń pod kolano by choć jeszcze na chwile poczuć jego ciepły dotyk, najgorsze tylko to, że nic nie czułam oprócz zimnego ciała. Zupełnie jakby Edmund nigdy mnie nie dotknął, lub uczynił to, ale stało się odległym zamkniętym rozdziałem do którego nie można wrócić. 

Usiadłam w łożu, gdy przecierałam twarz zauważyłam, że nie ma przy mnie ani Łucji ani Geal. To spowodowała iście niepochamowaną ciekawość by wstać i ich poszukać. Może to nawet dobrze, ale będą generałem gdy tylko nie widziałam kogoś kogo przyrzekłam chronić w miejscu gdzie powinien się znajdować popadłam w cichą panikę. Niejeden nazwałby to paranoją. 

Chwiejnie i niepewnie stanęłam na podłodze, cały czas czułam, że zaraz z bezsilności upadnę na ziemię i już się nie podniosę, w każdym razie nie o własnych siłach. Pierwszy krok -chwiejny, musiałam przytrzymać się ramy posłania. Drugi -zakręciło mi się co prawda w głowie, ale tylko na chwilkę. Niewielki trzeci, czwarty, i już było dobrze. Podeszłam do średniej wielkości lustra, całe szczęście, że tym razem nie zastałam tam pięknej damy i tyrana u jej boku. Z nieznanych powodów byłam nawet na to gotowa, zobaczyć siebie z przyszłości i Miraza. 

Dłoń trzęsła mi się niemiłosiernie gdy próbowałam odgarnąć włosy, wydawało się to teraz dłużącą się w nieskończoność czynnością choć zajęło dosłownie chwilę. Znów uśmiechnęłam się mimowolnie co w zasadzie nie miało żadnego powodu i mogło wydawać się nawet przyczyną jakiejś niewydolności psychicznej, ale na całe boskie szczęście czułam się dobrze. Na siłach by wyjść, pokazać się i zapewne zostać znów wpędzoną w te cztery ściany. Ostatnimi dniami spędzałam w nich tyle czasu, że gdybym tylko miała słabą psychikę to pewnie bym już oszalała. Nie wiązały się one z przyjemnymi chwilami, a raczej ze strachem, obawami, tęsknota i wyniszczaniem od środka. Czy ta w ogóle można?

Ponownie przetarłam twarz, oczy zabłyszczały mi co zdarzało się niezwykle rzadko. Zwykle były pozbawione czegokolwiek, po prostu puste hebanowe tęczówki. Same nie wiedziały czego im brakuje. Gdy pierwszy raz ujrzałam Królową Zuzannę od razu polubiłam jej oczy, łagodne spojrzenie i ten figlarny, choć tłumiony błysk szarych, ciemnych tęczówek. Zupełnie jakby ktoś zlał ze sobą najczystszy metal i korę dębu, taki właśnie odcień sprawiały mieć jej oczy. Oczywiście te które szczerze pokochałam należały bezdyskusyjnie do Króla Edmund Sprawiedliwego, sposób patrzenia, skrywane w nich emocje, odcień i przede wszystkim ten ledwie dostrzegalny, chwilami jasno błyszczący promień złota. Najpiękniejszego, najczystszego, najprawdziwszego lecz bezwartościowego złota. Albo nie, wartość była zbyt wielka by kto ktokolwiek byłby w stanie zapłacić. Przerastała najśmielsze oczekiwania i wywracała świat do góry nogami. 

Za to moje oczy były oczywiste, nie że nijaki lub brzydkie, w zasadzie były ładne, ale po prostu przewidywalne. Nie były wcale tajemnicze, nie skrywały niczego, proste. Momentami zdawało się, że nie mam duszy bowiem przecież oczy są zwierciadłem duszy, a moje chwilami były puste. Nic nie było w nich widać i raczej nie zapowiadało się na zmiany. Nie przeszkadzało mi to jednak wcale. Przyzwyczaiłam się do nich. Do tego iście zwyczajnego odcienia hebanu.

Zacisnęłam blade palce na nieco za dużej koszuli, miałam na sobie jedynie nią, bieliznę i  spodnie, które związywałam pasem. Gdyby nie to, że w chwili spotkania miałam na sobie moje, w miarę dopasowane ubrania musiałabym paradować po pokładzie w o wiele za dużym odzieniu. Cóż, "Wędrowiec do Świtu" najwyraźniej nie przewidywał dam na pokładzie.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now