Rozdział 22 "Noc jeszcze młoda"

1.5K 67 162
                                    

POV. SOPHIA

Schodziłam po schodach czując spojrzenia wszystkich na sobie. No dobra, może nie wszystkich, ale większości. Dużej większości. W sumie, to co im się dziwić. Niedaleko schodów stały Łucja i Zuzanna, obydwie wpatrzone we mnie ze szczerym uśmiechem. Widziałam też Piotra i Edmunda otoczonych przed jakieś księżniczki. Panienki szczerzyły się do nich niemiłosiernie. Wielki poświęcał im może część swojej uwagi, lecz oczy Sprawiedliwego wgapione były tylko we mnie. Nie powiem, schlebiało mi to.

Kiedy stałam już na posadce Edmund podszedł do mnie i nic nie mówiąc złapał moją dłoń. Poprowadził mnie do miejsca w którym wcześniej stał, uśmiechnęłam się do Piotra co odwzajemnił. A Ed? On nic, był cichy, tajemniczy i zamyślony. Po prostu mnie wtedy chwycił i poprowadził. Zastanawiałabym się nad tym gdyby nie głos który zapowiedział Kaspiana:

-Panie i Panowie, koronowany przez Aslana władca Narni, Król Kaspian X.- teraz to czarnowłosy szybkim nierównym krokiem kroczył po marmurowych schodach. Wiedziałam, że się denerwuje, ale ukrywał to uśmiechem. Kiedy z nich zszedł podszedł do nas, a po chwili przyłączyły się jeszcze Łagodna i Dzielna. Król puścił moją dłoń, a następnie cała królewska piątka ruszyła w stronę marmurowego podwyższenia. Kiedy tam już stali strach i niepokój w oczach Kaspiana zastąpiły dumne ogniki.

-Miałem zaszczyt zostać królem tego kraju, teraz mam wielką przyjemność rozpocząć królewski bal.- oznajmił, a wszyscy zaczęli bić brawo. Niech się przyzwyczaja, z tego co wiem to brawa będą mu towarzyszyły z każdym jego słowem. Zaczęła grać orkiestra, a na parkiet wyszło parę par. Kochany Kaspianek skłonił się przed zaskoczoną Zuzką i wciągnął ją do tańca. Ja nieumiejąca przecież tańczyć tradycyjnie ruszyła w stronę stoiska z winem. Miałam w planach przepić ten cholerny bal i święty spokój. Miałam tylko stać, odrzucać propozycje tańca czy nawet związku i po prostu ładnie wyglądać. Miałam po prostu stać, nudzić się, pić, ładnie wyglądać...

Jednak Aslan miał co do tego inne plany.

-Mogę prosić?- serce mi zamarło gdy ujrzałam wystawioną w moją stronę dłoń Króla Sprawiedliwego. Jego cudnego oczy... one były przepełnione szczęściem i nadzieją. Jego uśmiech... powalał mnie, byłam gotowa zatrzymać czas i patrzeć na niego już zawsze. Jakże mogę to opisać skoro proste słowa nie mają szans z tym co właśnie widziałam i czułam. Widziałam młodego króla, w królewskich szatach w odcieniach złota, szkarłatu i srebra. Widziałam oczy które sprawiły, że wariowałam i dochodziła do obłędu. Widziałam uśmiech przez który rumieniłam się ciągle. Widziałam chłopaka który dał radę przedrzeć się przez lód, stopić go i dostać się d mojego serca. Uwolnić je. A co czułam? Niepochamowaną radość. Czułam jak pliczki mnie pieką, a większość księżniczek obecnych na sali zabija mnie wzrokiem.  Czułam, że zaraz polecę. Polecimy... Razem, ja wraz z moim królem wreszcie dotkniemy tych cholernych gwiazd. A co jeśli on robi to z grzeczności? A co jeśli nie chce polecieć? To nie miało znaczenia.

-Oczywiście mój królu.- ukłoniła się,  a następnie podałam mu swoją dłoń. Pozwoliłam by poprowadził nas na parkiet. Właśnie zaczynała się wolna, lekko romantyczna piosenka. Wywróciłam oczami. Czy ktoś robi to specjalnie?

Edmund położył swoją dłoń na mojej tali, a drugą złapał moją i uniósł lekko d góry. Przysunął się bliżej. Czy było tak jak za pierwszym razem? Absolutnie nie. Mniej magicznie, bardziej normalnie, ale tak samo romantycznie. Chociaż... Gdyby ktoś wtedy nas zobaczył od razu uznałby, że coś jest na rzeczy, a teraz... Teraz wyglądaliśmy normalnie. Jednak czy czuliśmy? Czuliśmy to samo do siebie, a jak to wyglądało to naprawdę nie było ważne. Liczył się jedynie on, ja, muzyka...

Prowadził nas delikatnie i ostrożnie, tak  jakby bał się, że jesteś krucha, a  najmniejszym gwałtownym ruchem może mnie stłuc i stracić. Czułam się przy nim... bezpiecznie, nie miałam obaw, że zaraz coś się stanie. Że go odstraszę bądź po prostu się mną znudzi... Oczywiście ryzyko zawsze było, ale coś tym razem w ogóle się tym się nie przejmowałam. Tak jakby nic oprócz nas teraz nie istniało, a ta chwila jak da mnie mogłaby trwać wiecznie. Byłam taka szczęśliwa.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now