Rozdział 41 "Tajemnice Złota"

1.4K 45 60
                                    

POV. SOPHIA

-Ej chodźcie! Schodzimy na ląd.- Kaspian, zabiję go kiedyś.

Nie ma skali jak bardzo nienawidziłam samej siebie w tej okrutnej chwili. Tu nie liczy się to, że jesteśmy przyjaciółmi. Mimo wszystko on jest moim królem i nie mam żadnego prawa tak o nim myśleć. Gdybym powiedziała to na głos to mógłby nawet kazać skrócić mnie o głowę i nie miałabym nawet cienia szans na łaskę, gdyby tylko uznał to za pan ataku na władcę.

Na Aslana jakim cudem moja głowa jest wciąż na karku?! Przeprowadziłam i prawie w pełni dokonałam dwóch ataków na króla z bronią! W tym jeden świadomy. Mimo upływu czasu to chyba nigdy ze mnie nie wyjdzie. Poczucie, że prawie zabiłam kogoś kogo kocham bez granic.

Edmund zmarkotniał. Puścił mnie dość szorstko zupełnie jakby to była moja wina, że ktoś nam przerwał. Ne mogę mieć do niego żadnych pretensji, nie puki jest moim królem. Położyłam mu dłoń na ramieniu, ale szybko złapał ja swoją. Splótł nasze palce i ruszyliśmy w kierunku szalup.

                                                                                          ***

-Nie widać żadnych oznak życia.- zauważyła Ryczypisk gdy stał na burcie drugiej łodzi. Delikatne fale kołysały nami powodując przyjemne odczucia. Siedziałam obok Eustachego na końcu szalupy a, że każda próba nakłonienia chłopca do rozmowy kończyła się porażką zrezygnowana zaczęłam wpatrywać się w plecy Edmunda.

-Mimo wszystko rozejrzyjcie się i poszukajcie żywności.- zadecydował czarnowłosy spoglądając ukradkiem na małego rycerza. 

-Nasza czwórka rozejrzy się po wyspie.- skrzyżowałam spojrzenia z Łucją, uśmiechnęła się. Obie wiedziałyśmy, że król na na myśli mnie, ją, siebie i mojego ukochanego, któremu od wcześniejszej sytuacji humor diametralnie się pogorszył.

Zupełnie ni rozumiałam dlaczego, choć prawdę mówiąc moje samopoczucie też nie było najlepsze. Może i byłam szczęśliwa z przyjaciółmi i mężczyzną którego kocham, ale świadomość, że już niedługo mogę to wszystko stracić nie dawała spokoju. Łucja i Edmund odejdą, prawdopodobnie nie wracając już nigdy więcej, a ja z Kaspianem? My wrócimy na zamek i będziemy starać się żyć dalej. I nie musiałam z nim nawet o tym rozmawiać, oboje po prostu wiedzieliśmy, że będzie ciężko.

-Chwileczkę, chyba piątka.- omal nie podskoczyłam gdy spokój jaki mnie opanował przerwał pełen pretensji głos blondyna. Wszyscy odwrócili się w naszą stronę, chłopak zrobił wielki oczy. 

-Nie zostawiajcie mnie znów z tym śmierdzącym szczurem!- oburzył się w tak komiczny sposób, że aż cicho zachichotałam. Chcąc nie robić chłopcu przykrości odwróciłam wzrok w stronę wyspy. 

Łucja opowiadała, że on już tak ma, że jest wredny, markotny i zadufany w sobie. Jednak dzięki moim latom doświadczenia pracy z młodymi rycerzami śmiem twierdzić, że nawet najbardziej zgniło wyglądające jabłko nie jest do końca zepsute. Determinacja i zawziętość tego młodego człowieka są godne podziwu, a to, że wykorzystuje je w niewłaściwy sposób to już nie jego wina. Przynajmniej nie całkowicie. 

-Słyszałem to!- na słowa Ryczypiska wszyscy zaczęli się śmiać, znów zwróciłam głowę ku blondynowi. Miał mocno zaciśniętą szczękę, a w szaro piwnych oczach przeplatały się zawiść, wstyd i nienawiść. Delikatnie uniosłam lewą dłoń, ostrożnie i przyznaję, że niepewnie położyłam mu ją na ramieniu.

-Nie przejmuj się.- szepnęła po kolejnej wymianie kąśliwych zdań między nim a małym rycerzem. Odwrócił głowę w moją stronę i... Na Aslana, mogę przyrzec, że się uśmiechnął.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Where stories live. Discover now