10

191 37 10
                                    

— Czy wie pani, w jakim celu poprosiliśmy o taką rozmowę? - Seonghwa zaczął przesłuchanie jedynego na ten moment świadka całego zajścia. Do wszystkiego podchodził z rezerwą, zero uczuć, zero współczucia, jakichkolwiek ludzkich odruchów. Yeosang, stał z boku, przyglądając się jego kamiennej twarzy, która wywarła na nim dość spore wrażenie.

Kobieta siedzącą po drugiej stronie biurka, jako osoba, która znalazła ciało, a także zadzwoniła na policję, wydawała się być wyjątkowo spokojna jak na okoliczności. Była raczej starsza, całe zajście nie robiło na niej dużego wrażenia, jakby wszystko już w życiu widziała, a w takich miejscach bywała całkiem często. Swoją małą torebkę trzymała na kolanach, bacznie przyglądając się obu mężczyznom.

— Czy to nie tak, że to policja powinna przesłuchiwać świadka pod nadzorem prokuratora? - podejrzliwie przymrużyła swoje małe oczy, które wierciły w Seonghwie dziurę.

— Czy to nie tak, że powinna pani odpowiadać na nasze pytania? Pouczyliśmy panią na samym wstępie, jednak jeśli nie chce nam pani pomóc, proszę po prostu stąd wyjść. Mamy jeszcze kilka osób, których zeznania są dla nas istotne, tylko zajmuje im pani miejsce - Seonghwa wyrecytował wszystko bez najmniejszego drgnięcia, co delikatnie wbiło starszą panią w niewygodne krzesło naprzeciwko.

Kobieta zaczęła współpracować, najprawdopodobniej pod presją, którą wywierali na niej mężczyźni. Ta sama gadka o cukrze, później znalezienie ciała, telefon na policję. Na pytania o sąsiadce odpowiadała tak, jakby znała ją na wylot, a o jej byłym mężu, zdawała się wiedzieć więcej niż jego własna matka. Typ człowieka, którego Seonghwa tak naprawdę najbardziej się obawiał. Patrzył na panią z lekkim zdziwieniem, zarazem zastanawiając się, czy gdyby to on był przedmiotem rozmów, mógłby spodziewać się podobnie przyszytej metki.

— Dziwna kobieta - mruknął Yeosang, podpierając dłonie na biodrach i kręcąc głową z dezaprobatą

— Przerażająca - dodał Seonghwa, zbierając dokumenty z blatu. Położy je na wielkiej stercie papierów, których prawdopodobnie nie dotknie przez najbliższy tydzień bądź dwa.

Zaczął się zastanawiać, co powinni zrobić dalej. Wbrew temu, co powiedział starszej pani, kolejka do przesłuchania wcale nie była taka długa. Brakowało im faktów, jakichkolwiek wskazówek, jedyne co tak naprawdę mieli, to zawiązany wokół szyi kabel od żyrandola, który z czasem zaciskał się także wokół ich własnych gardeł.

— Może były mąż - podrzucił Yeosang, analizując słowa śledczego z miejsca wypadku.

— Za granicą - rzucił, celując zmiętą kartką papieru do miniaturowego kosza na drugim końcu pomieszczenia.

— Miała jakieś problemy? - drążył dalej, próbując znaleźć punkt zaczepienia.

— Nie wiem - odparł, na co Yeosang popatrzył na niego pytająco - Co? Nie jestem żadną wróżką.

— No i może właśnie powinniśmy się do takiej udać - mruknął Yeosang zrezygnowany, po czym spojrzał na Seonghwe, załamującego ręce nad papierami - mówiłem poważnie - dodał, po czym zabrał swoją kurtkę z oparcia krzesła i wyszedł. Seonghwa poszedł za nim chwilę później, w obawie, że ten zrobi coś nierozważnego.

Znajdując się w pokoju wypełnionym siwym dymem kadzideł i innych specyfików o paskudnym zapachu, Yeosang ochoczo wyciągnął rękę w stronę kobiety w średnim wieku.

— To ile będę miał dzieci? - Seonghwa kopnął go w kostkę pod stołem, na co skulił się z bólu i schował rękę, niemo przepowiadając prawnikowi zgubę - znaczy - mruknął, prostując się - zakładam, że ofiara była pani dobrze znana, a całej sprawy raczej przedstawiać nie muszę.

— Pytanie tylko brzmi, czy jest pani w stanie powiedzieć nam o wszystkich tych specyficznych sesjach, które odbywały się przy udziale naszej denatki - dodał Seonghwa, rozglądając się bacznie po pomieszczeniu, szukając zdechłego kota, a może nawet kilku. Po prostu nie mógł uwierzyć, że smród panujący w mieszkaniu był wynikiem aromatycznych świeczek.

Kobieta spojrzała najpierw we wszystkie okna, po czym zmierzyła mężczyzn wzrokiem, wstała z miejsca i zaczęła przechadzać się po mieszkaniu. Biżuteria wydawała cichy łoskot przy każdym ruchu, a długa spódnica szelestem ocierała się o dywan.

— Była chciwa, samolubna i zawistna - głos kobiety dochodził jakby zaświatów, a pani była nieobecna, jednak świadomość wypowiadanych słów w tym zestawieniu była wręcz przerażająca - mówiłam jej co chciała usłyszeć, a ona ciągle przychodziła po więcej.

— Miała jakieś problemy? - zapytał ostrożnie Seonghwa, bojąc się, że zbyt głośnym tonem może wytrącić kobietę z transu

— Śmiem twierdzić - zaczęła - że jej jedynym problemem mógł być nadmiar pieniędzy - skrzywiła się, jakby połykała wyjątkowo gorzką pastylkę  przeciwbólową - niczego więcej nie wiem.

Po krótkiej wymianie zdań, i kilku wnioskach o ubogiej wiedzy kobiety na temat całego zajścia, udali się do wyjścia i żegnając się z panią.

— Co do tych dzieci… - zaczął znowu Yeosang, po czym zarobił olbrzymiego kuksańca od Seonghwy. Czy będzie mu dane kiedyś skończyć?

— Piątka - mruknęła kobieta znudzonym głosem, po czym zamknęła drzwi za mężczyznami.

— Ciągle tylko mnie bijesz - Yeosang obdarzył Seonghwe pełnym wyrzutów spojrzeniem

Mężczyzna wzruszył jedynie ramionami, po czym ruszył w kierunku wyjścia. Yeosang podążył jego śladem, szepcząc niepochlebne słowa pod adresem prokuratora i narzekając na swoje nowo powstałe siniaki. Mieli już coraz więcej śladów, jednak ciężko było wyciągnąć z nich jakiekolwiek wnioski.

— Ja obstawiam - mruknął Yeosang podczas posiłku - że to było zabójstwo na tle rabunkowym, skoro ta babka miała dużo pieniędzy, to co może być bardziej prawdopodobne?

— Gdyby nie to, że prawdopodobnie nie został ukradziony ani jeden Won - odparł Seonghwa, torturując swoją porcję widelcem do ciasta - myślę, że to ma jakieś głębsze znaczenie, mimo wszystko.

— Swoją drogą, ta wróżka też jest dosyć podejrzana. Wydaje mi się, że gdyby mogła, to sama wbiłaby tej kobiecie widelec w gardło.

Telefon Yeosanga zaczął dawać o sobie znać. Mężczyzna odblokowując urządzenie uśmiechnął się szeroko, a przepraszając towarzysza, wybrał zieloną słuchawkę i odszedł nieco dalej. "Kocham cię" oznajmił na końcu tej krótkiej rozmowy, przez co Seonghwa poważnie zaczął się zastanawiać. A czym tak właściwie jest miłość, i kogo w ogóle można nią obdarzyć?

— O czym myślisz? - Yeosang wyrwał go z zamyślenia, wracając na swoje miejsce

— O truskawkach - oparł głowę na dłoni i zaczął wpatrywać się tępo przed siebie. Co jest z nim nie tak, czy coś w ogóle jest nie w porządku? Może coś mu zaszkodziło.

— Myślisz o jedzeniu, a wyglądasz, jakbyś się zakochał - Yeosang prychnął pod nosem - chyba z niczym się tak nie utożsamiam, wiesz? - zaśmiał się, kończąc swój posiłek.

A Seonghwa nadal myślał, bo czym jest kolor czerwony bez truskawek i tych cholernych jaskrawych włosów, których nie widział już, mogłoby się wydawać, tyle czasu. Jakie to miało znaczenie, skoro wszędzie była tylko czerwona krew. Kim Hongjoong dreptał po jego głowie, jamks nie dawał mu spokoju. Był najdziwniejszym z przypadków, z jakimi spotkał się Seonghwa na swojej życiowej ścieżce. Dlaczego nie mógł po prostu zniknąć?

Tym razem to Park musiał odebrać. Czytając szybko nazwę kontaktu, przesunął palcem po ekranie, zaciekawiony, czego dowie się tym razem.

— Słucham - Głos po drugiej stronie był roztrzęsiony, ledwo dało się zrozumieć, co tak naprawdę miał do przekazania - To ma być żart? Jaki do cholery pentagram?

strawberry head → seongjoong [zawieszone]Where stories live. Discover now