1

646 53 12
                                    

Mężczyzna w garniturze szedł w stronę swojego samochodu. Mogłoby się wydawać, że jeden z nowszych modeli prezentujących się na podjeździe mógł wprawiać innych w podziw, jednak na tej dzielnicy nie było to niczym nadzwyczajnym. Wsiadając za kierownice, rozlużnił nieco zaciskający się na jego szyi krawat. Odetchnął cicho, za wszelką cenę próbując sobie coś przypomnieć. “Jaki jest dzisiaj dzień tygodnia? Miesiąc… mamy lato, więc może czerwiec? Lipiec? Tak własciwie… który mamy rok?” pytania, wydawałoby się banalne, dla Seonghwy były co najmniej uciążliwe. Każdy dzień zlewał się z poprzednim i kolejnym, słońce zachodziło i wschodziło za każdym razem tak samo… czasami padał deszcz.

Potrząsnął lekko głową, próbując wygonić z niej uciążliwe myśli. Odpalił samochód, wyjechał z podjazdu i włączył się do ruchu. Przemierzał swoje osiedle codziennie, niezmiennie tą samą drogą. Mijał te same domy, które budowane były według identycznego planu, nieraz różniące się od siebie jedynie kolorem dachu, bądź wymyślną bramą wjazdową znajdującą się na froncie. Przerażająco schematyczna okolica zamieszkana przez samych bogatych i eleganckich ludzi była nudna, nie było w niej dosłownie niczego interesującego, nawet ludzie byli szarzy. Mimo wszystko dawała Seongwie pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Bo sam był częścią tej wiecznie zapracowanej, przerażająco schematycznej, nie znającej snu społeczności.

O tej porze zwykło być już gorąco, słońce wdzierało się przez szyby, a wysoka temperatura dawała się we znaki już od najwcześniejszych godzin. Dzisiaj jednak było ponuro. Padał deszcz, było mokro i pochmurno. Zatrzymując się przed przejściem dla pieszych, przepuścił przez ulice czerwonowłosego, drobnego chłopaka, który w ramach wdzięczności skinął w jego stronę głową i obdarzył go promiennym uśmiechem.

Miło czasami odpocząć od tych wszystkich zapracowanych, wiecznie spieszących się ludzi, chociaż przez kilka krótkich chwil na pasach. Zaskakujące się jak wiele osób przewija się przez ludzkie życie. Jednego dnia spotykasz nudnych, poważnych urzędników z koszulami zapiętymi pod samą szyję, a drugiego czerwonowłosych młodzieńców, cieszących się życiem, czerpiących z niego pełnymi garściami.

— Gdyby moja rodzina zobaczyła mnie w takim stanie, mógłbym zapomnieć o jakimkolwiek spadku - mruknął cicho do siebie, wjeżdżając na firmowy parking.

Jego praca była zwyczajna. Ot tak, najpospolitsza papierkowa robota. “Zostań prawnikiem, mówili, będzie wspaniale, mówili” W myślach wyklinał tych wszystkich geniuszy, pomagających mu wybrać ścieżkę życiową. Nie jest najgorzej, ale, jego skromnym zdaniem, mógł trafić o wiele lepiej. Z racji małego doświadczenia, do tytułu szanowanego przez wszystkich “pana prokuratora” brakowało mu jeszcze sporo, a “z góry” dostawał jedynie mało znaczące zlecenia, którym bliżej było do dziecinnych kłótni, niżeli do spraw, które rozgrywano na sądowej sali. A mimo wszystko nadal w to brnął.

To nie tak, że nie lubił swojej pracy. Jego priorytetem było pomaganie ludziom, jednak czasami po prostu tonął w papierach i gubił się w myślach, które, często w opozycji do niego samego, marzyły o porzuceniu tego wszystkiego, wyjechaniu gdzieś daleko i sadzeniu marchwi w jakiejś miłej, podmiejskiej okolicy. Podświadomie celował w Zachodnią Europę, jednak nie był to wyjazd, na jaki mógł sobie pozwolić. Nie chodzi już o pieniądze, największa bariera była w jego głowie.

— Park Seonghwa? Doprawdy, to nie jest odpowiednie miejsce na przemyślenie swoich decyzji życiowych - skarcił go przełożony, wyrywając go brutalnie ze świata, w którym nic nie musiał.

— Przepraszam - mruknął ledwo słyszalnie, pokornie kłaniając się przed mężczyzną.

— To wszystko na dziś. Liczę na waszą ciężką pracę, widzimy się w poniedziałek… A, Proszę porządnie się wyspać do naszego kolejnego spotkania, Panie Park, oszczędzi nam to wiele nerwów - dodał zgryźliwie, po czym opuścił salę konferencyjną.

Seonghwa nigdy nie pozwalał, aby ktokolwiek postrzegał go jako niesolidnego pracownika, czuł się okropnie, mimo, że upomnienie było jednym z łagodniejszych. W swoim miejscu pracy zwykł widywać płaczące pracownice, bądź zdenerwowanych do granic możliwości pracowników, opuszczających gabinet swoich przełożonych.

Weź się w garść, Seonghwa, mogłeś skończyć gorzej - mówił do siebie, wychodząc z budynku. - następnym razem dasz z siebie wszystko.

W drodzę powrotnej zauważył najprawdopodobniej tego samego chłopaka, którego spotkał dzisiejszego poranka. Trudno było nie dostrzec jaskrawoczerwonej czupryny, która przez szarą rzeczywistość przebijała się niczym promyk słońca o letnim poranku. Z jednej strony, Seonghwa postrzegł go jako dziwnego nastolatka, farbowane włosy, można znaleźć go wszędzie o każdej porze… Ale z drugiej strony zazdrościł mu. Wyglądał na wolnego ducha, który przejmuje się jedynie sobą i swoimi potrzebami, nie ma na głowie pracy, może jedynie naukę. Ile by dał, żeby wrócić do tych lat i znaleźć się w takiej sytuacji…

Będąc w domu, cały wieczór spędził na papierkowej robocie, którą, na jego nieszczęście, musiał przenieść do miejsca zamieszkania. A może to i dobrze? Gorszą opcją byłyby nadgodziny i nadrabianie tego wszystkiego w biurze, które już powoli zaczynało go męczyć. Nie wyobrażał sobie jednak życia, w którym miałby pracować gdzieś indziej. Siedział nad aktami mało istotnych sąsiedzkich sprzeczek, których równie dobrze mogłoby nie być. Zdaniem Seonghwy, mogliby załatwiać wszystko między sobą. W takim przypadku i jego praca byłaby ciekawsza. Pracowałby nad sprawą morderstwa, a nie nad tym, komu należy się to czy owo. Z wizją takiego właśnie świata ułożył głowę na aktach i zasnął z uśmiechem.

A każdy jego sen był koloru czerwonego.

strawberry head → seongjoong [zawieszone]Where stories live. Discover now