Rozdział 3

141 18 44
                                    

Tivan wpuścił białą koszulę w spodnie i narzucił na wierzch skórzaną kamizelkę. Nie potrafił ukryć grymasu, patrząc na siebie w lustrze. Był już wystarczająco chudy i drobny, jak przystało na prawdziwego dżokeja, ale obcisłe czarne spodnie jeszcze bardziej to podkreślały. W dodatku zdawał się tonąć w luźnej koszuli, a do całości stroju najbardziej nie pasowała jego fryzura. Zamiast włosów ułożonych swobodnie po etimińsku, miał wygolone po bokach głowy i starannie wystylizowane na jej czubku w czuprynę. Jego wizerunek najlepiej pokazywał, że tak naprawdę nie należał do żadnego z państw ani systemów moralnych. „Nie dam rady oszukać konserwatywnych Etimińczyków, że jest inaczej" uznał.

Usłyszał głosy dochodzące z holu, więc poprawił kamizelkę i wyszedł z pokoju. Rodzice i Finas stali już w przedsionku przed trójką gości. Mikelin Doti, głowa rodziny, wyglądał dokładnie tak, jak wyobrażał sobie Tivan. Smukły i zasuszony prostował się dumnie, zasłaniając sobą dwie kobiety, których był strażnikiem i nad którymi formalnie sprawował władzę. Kiedy Tivan dołączył do rodziców, wyraźnie skrzywił się na jego widok, ale rysy jego twarzy nieco złagodniały, gdy podszedł do ojca Tivana.

– Witamy serdecznie w naszym domu. Bardzo nam miło, że zechcieliście państwo przystać na naszą propozycję. – Ojciec jako pierwszy wyciągnął rękę na powitanie, którą Mikelin z wahaniem uścisnął. Nawyków Kharasan nie dało się zignorować.

– Może pan sobie darować te uprzejmości – odparł sucho Mikelin. – Pani Milyus. – Krótko skinął głową matce Tivana i zaszczycił ją beznamiętnym spojrzeniem, gdy podała mu dłoń do ucałowania. Tivanowi ścisnął się żołądek, kiedy zobaczył, że Mikelin bez zahamowania zawiesił dłużej wzrok na dekolcie matki, ustrojonym według zwyczaju najdroższą biżuterią, która miała oznaczać status społeczny jej męża. – Moja żona, Austeya – rzucił od niechcenia. – Możesz podać rękę.

Przesunął się, by zrobić miejsce skulonej kobiecie, ubranej w prostą szarą suknię zakrywającą krągłości jej ciała. Na jej szyi wisiał tylko jeden złoty naszyjnik, zapewne pozostałość z czasów świetności tej rodziny. Z rezerwą wyciągnęła dłoń, którą ucałował najpierw ojciec, a potem Finas. Gdy Tivan ujął ją za nadgarstek i nachylił się, Mikelin stanowczym ruchem odciągnął żonę

– Wolałbym, żeby on jej nie dotykał – stwierdził bez emocji Mikelin, nawet nie patrząc na Tivana.

Nie zdołał zamaskować obrzydzenia w głosie, ale Tivan starał się nie pokazać, że to go zraniło. Z podobnymi mu ludźmi zetknął się podczas pierwszych lat w Kharasan, gdy uczył się w prestiżowej szkole dla etimińskich imigrantów. To właśnie wtedy pierwszy raz usłyszał, że jest potworem. Poznał już wszystkie obelgi, jakie mogli powiedzieć mu Etimińczycy, więc Mikelin nie powinien go niczym zaskoczyć.

– Moja córka, Eline. – Mikelin jak gdyby nigdy nic pociągnął żonę za plecy i popchnął córkę do przodu, aby Finas mógł ją ocenić.

Dziewczyna od razu skojarzyła się Tivanowi z koniem wystawianym na aukcji. Podeszła do Finasa drobnymi krokami i wbiła wzrok w swoje buty, jak przykładna Etiminka. Wydawała się uginać pod srebrną kolią ciążącą jej na szyi. Splotła ręce na piersiach i zgarbiła się, ale ojciec klepnął ją w plecy. Wzdrygnęła się i wypięła pierś do przodu. Pod workowatą sukienką nie dało się zobaczyć jej kształtów, ale mimo to Finas uważnie obejrzał ją od stóp do głów i niespiesznie obszedł dookoła. Dopiero wtedy skłonił się i przedstawił:

– Finas Milyus. Uroda pańskiej córki jest nieprzejednana – powiedział gładko i ucałował rękę dziewczyny.

– Schlebia mi pan – odparł bez uczuć Mikelin. Odsunął Eline, zanim Tivan zdążył ruszyć się z miejsca.

SercoszybkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz