Rozdział 10 (część 2)

43 4 91
                                    

Kayran poprawiła szal opasujący jej ramię i odwróciła się od lustra. Niespiesznie podeszła do Tivana, który oceniał jej wygląd z poważnym wyrazem twarzy.

– Wyglądasz pięknie, Kay – powiedział, przyciągając ją do siebie. Widziała, że się denerwował, chociaż próbował to przed nią ukryć. – Jak zawsze.

– A czyja to zasługa? – Uśmiechnęła figlarnie, opierając dłoń o jego pierś. Drugą swobodnie błądziła po jego ciele, zahaczając o kieszenie. Nawyk, którego nie potrafiła się pozbyć nawet w stosunku do niego.

– Dyrektor na pewno zawiesi dziś na tobie wzrok.

– Będziesz zazdrosny?

– O tak, będę. Ale nie na długo. To w końcu tylko gra.

Pocałował ją, przygryzając jej wargę, a ona jęknęła cicho w jego usta. „To w końcu tylko gra" powtórzyła w myślach, ale co w jej przypadku nie było grą? Czy naprawdę kochała Tivana, czy tylko udawała? Wykorzystała okazję, wybiła się dzięki niemu i zdobyła pieniądze – osiągnęła wszystko, czego tak bardzo pragnęła, a jej rodzice byli z niej dumni. Po dziesięciu godzinach pracy w fabryce zbierali siły, by przyjść na jej występ i oglądali ją ze łzami wzruszenia w oczach. To wszystko nie byłoby możliwe bez wsparcia Tivana i jego znajomości. Ale czy naprawdę go kochała? Czy on naprawdę kochał ją?

Zaczął całować ją po szyi, więc odchyliła głowę i westchnęła. Położyła dłonie na jego biodrach, gdy muskał ustami jej odkryty dekolt.

– Uważaj na siebie – poprosił. Zaniechał pocałunków i zastygł z głową przy jej piersiach. – Gdybym miał wybór, nie prosiłbym cię o wślizgnięcie na bankiet. – Odsunął się od niej i zacisnął zęby. – Ale nie mam.

Wiedziała, że bez niej był nikim, rozpadał się na tysiące kawałków i nie potrafił się pozbierać. Najbardziej bała się, że ona także rozpadłaby się bez niego.

– Potrafię o siebie zadbać – rzuciła niezobowiązująco i wymusiła uśmiech. Nie odwzajemnił go. – Hej, przecież nic mi nie będzie.

Cofnął się jeszcze o krok i spuścił głowę. Wplótł palce we włosy, niszcząc i tak niesfornie ułożoną fryzurę. Na jego czole drgała żyłka.

– Zależało ci na czasie, Tiv. Twierdziłeś, że sprawa jest poważna, ale wciąż nie wiem, jak bardzo. – Unikał jej wzroku, nawet gdy ujęła jego twarz w dłonie.. – Nie mogę ci pomóc, gdy nic mi nie mówisz – szepnęła.

Przełknął ciężko ślinę i oblizał wargi.

– Po prostu nie chcę, by przeze mnie coś ci się stało – skłamał, a ona udała, że mu wierzy. Od kilku dni próbowała bezskutecznie namówić go, by zdradził jej, co dokładnie wydarzyło się na ostatnim spotkaniu. Śmierć Ahmeda może i wstrząsnęła niektórymi warstwami mieszczan, ale na pewno nie Sercoszybkimi. Skoro Tivan się denerwował, musiało chodzić o coś więcej.

– Hakim na mnie czeka – powiedziała pewnym głosem, a Tivan tylko kiwnął głową. – Ukradnę dziś te dokumenty, a ty zapomnisz o naszej dzisiejszej rozmowie, dobrze? Przestań się tak martwić – nakazała mu, nieco ostrzej niż zamierzała. Tivan mimowolnie wyprostował się, więc w duchu pogratulowała sobie, że wywarła zamierzony efekt.

Otworzyła drzwi do garderoby i zaprosiła do środka Lemedi wraz z Hakimem. Mężczyzna podał Kayran zaproszenie, a ona wykorzystała ten czas, by ocenić szybko jego strój, fryzurę i postawę. Wprawdzie nie należał do elit Lahar, ale musiał obracać się w dość dobrym towarzystwie, by zdobyć zaproszenie. Wyglądał dość przeciętnie, chociaż lepiej niż Tivan, mimo to Kayran nie śmiałaby się z nim pokazać w swoich kręgach. Jednak dzisiaj była zupełnie inną osobą: niedoświadczoną, nieco zdesperowaną dziewczyną z południowych plantacji, spragnioną wielkiego świata. Taka dziewczyna nawet powinna pojawić się z Hakimem, wykorzystać go, by wkręcić się na bankiet, a tam upolować o wiele grubszą rybę.

SercoszybkiWhere stories live. Discover now