Rozdział 7

72 6 72
                                    

Jedynymi osobami, które Tivan zamierzał wtajemniczyć w swój plan, był Sahiid, Kayran i Lemedi. Zaprosił ich do swojego domu i przyjął w swoich pokojach, a służbie i rodzicom nakazał pod żadnym pozorem nie przeszkadzać, bo nie mógł się narazić na to, że ktoś może podsłuchiwać i przekazać informacje dalej. Przedstawiciele wszystkich frakcji zgodzili się, aby nie rozpowszechniać plotek o śmierci Samira, więc Tivan wolał zachować dla siebie także pierwsze kroki, które podjął w celu odkrycia prawdy. Nie potrzebował teraz większej liczby Sercoszybkich podważających jego metody śledcze, Lemedi w zupełności mu wystarczyła. Nie podobał jej się pomysł z włamaniem, od kiedy tylko o nim usłyszała, dlatego teraz siedziała na poduszkach przy stoliku z wyraźnie niezadowoloną miną. Jej nastrój jeszcze bardziej się popsuł, gdy do pokoju wszedł Sahiid i usiadł obok Tivana, nawet nie patrząc w jej stronę. Swoje spojrzenie wbił w Kayran, jakby próbował przestraszyć ją samą swoją obecnością. Lecz Kayran była zbyt dobrą aktorką, by pokazać po sobie swoją prawdziwą wrogość do Sahiida.

Tivan głośno odchrząknął, przykuwając ich uwagę.

– To, co dzisiaj przedyskutujemy, nie może opuścić tych ścian, rozumiecie? – upewnił się. – Niedawno zaczęły krążyć pogłoski o truciźnie na Sercoszybkich, w którą nie wierzyłem... aż do śmierci Samira.

– Został otruty? – Kayran niespiesznie zdjęła z głowy koronkową chustkę i położyła ją na kolanie Tivana. Domyślała się tego od początku, więc ta wieść wcale jej nie poruszyła.

– Lemedi jest przekonana, że tak, a Sahiidowi udało się zdobyć adres fabryki, w której rzekomo produkują truciznę.

– Ciekawe jak to zrobił? – wymamrotała Kayran. – Może torturował niewinnych ludzi w bestialski i nieludzki sposób?

– Nie byli niewinni – odparł chłodno Sahiid.

– Nie odzywaj się do mnie, mieszańcu.

– Nazywano mnie już bardziej kreatywnie. Następnym razem, gdy zechcesz mnie obrazić, włóż w to trochę wysiłku.

– Obawiam się, że jesteś zbyt głupi na to, by zrozumieć moje obelgi.

– Dość – przerwała im Lemedi. – Możemy skupić się na ważniejszych sprawach niż religijne spory?

– Nie, bo ta... kreatura – wskazała palcem Kayran – powinna na każdym kroku przepraszać Rehnara za to, że swoim istnieniem zaburza świętą równowagę. Masz w sobie więcej Reh niż normalni ludzie, Sahiid i w dodatku czcisz ją, zabijając. To sprowadzi na ciebie zgubę.

– Dostałem już karę, jakbyś nie zobaczyła. – Sahiid uniósł rękę do blizny po oparzeniu. – A skoro po śmierci wszyscy są dla twojego boga równi, to musisz dręczyć mnie za życia? Jakie to wygodne – prychnął.

Tivan przewrócił oczami i złapał Kayran za nadgarstek, powstrzymując ją przed odpowiedzią. Zesztywniała i zagryzła wargi, ale niechętnie odpuściła.

– Poprosiłem was o spotkanie w jednym celu – kontynuował Tivan – aby wtajemniczyć was w plan włamania do fabryki.

Lemedi skrzywiła się, jakby zjadła naprawdę ostre danie z zachodu.

– Na Rehnara, naprawdę nie uda mi się odwieść cię od tego pomysłu? – spytała.

– Możesz próbować.

– Oczywiście ty kochasz niebezpieczeństwo, więc wolisz ryzykować włamaniem do fabryki, o której nic nie wiemy. Nie mamy żadnego pojęcia, co tam zastaniemy, a ty oczekujesz, że tak po prostu przyklaśniemy twojemu pomysłowi?

– To akurat nie moja wina, że niewiele wiemy o fabryce – zaprotestował Tivan. – Sahiid postanowił zabić człowieka, który był naszym jedynym źródłem informacji, dlatego próbuję wymyślić jakikolwiek plan odkrycia prawdy o truciźnie. Może ty masz lepszy?

SercoszybkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz