Rozdział 11 (część 1)

23 2 37
                                    

Tivan niechętnie podniósł się z łóżka, by zebrać swoje ubrania rozrzucone na podłodze w sypialni Kayran.

– Muszę iść. – Nałożył spodnie i avidar sięgający mu do kolan, z rozcięciami po bokach. Wprawdzie wolałby pójść na spotkanie w zwykłej koszuli, która nie przeszkadzałaby mu gdyby doszło do bójki, musiał dostosować się do wymagań na zaproszeniu. Na dzisiejszy bankiet w hotelu Jadeit przybywała większość ważniejszych Sercoszybkich, by w przerwach między przygotowaną specjalnie sztuką teatralną pierwszy raz oficjalnie wysłuchać kandydatów w wyborach. Dlatego Tivan powinien chociaż swoim strojem pokazać innym, że obchodziło go to spotkanie. W rzeczywistości chciał tylko przekonać pozostałych do zaniechania międzyklanowych sporów i rozpoczęcia współpracy. Miał nadzieję, że nie było na to za późno.

– Dlaczego nie chcesz zabrać mnie ze sobą? – Kayran uniosła się i podparła na ramieniu.

Tivan podniósł jej spodnie, pod którymi leżał jeden z jego butów i rozejrzał się w poszukiwaniu drugiego.

– Nie będę już używać cię jako ciepłowca – odparł. Znalazł but w kącie obok swojej aksamitnej czapki. – Nie będę narażać cię bardziej niż to konieczne.

Prychnęła.

– Ciągle to powtarzasz, zamiast powiedzieć mi, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. Co Sercoszybcy myślą o trucicielu, kogo w ogóle obwiniają i czy tobie coś grozi? – Zmarszczyła brwi, a Tivan tylko pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Dlaczego nic mi nie powiesz? Dlaczego?

Bo widmo wojny przerażało go bardziej niż potrafił przyznać nawet przed samym sobą, a strach przed tym, że mógłby skrzywdzić Kayran odbierał mu zdolność racjonalnego myślenia, gdy używał jej jako ciepłowca. Do tego koszmary z Zoren nie dawały mu spać. Czuł się ledwo żywy, ale w głębi duszy wiedział, że na to zasłużył.

– Nie mogę zabrać cię dziś na spotkanie, tak jak nie mogę zabrać cię ze sobą, jeśli pójdziemy zaatakować pociąg z rakhash. – Wsunął buty z zakrzywionymi do góry noskami i nałożył na głowę czapkę. – Próbuję cię chronić, a tylko tak potrafię.

– Jasne. – Usiadła na łóżku i skrzyżowała ramiona na piersiach.

– Zrozum, Kayran... – Podszedł do niej, ale odsunęła się na drugi koniec łóżka.

– Idź już – powiedziała chłodno. – Zostaw mnie.

Tivan westchnął i wyszedł z mieszkania. Brakowało mu teraz czasu na wyjaśnienie wszystkiego Kayran i nie chciał tego. Jak miałby przyznać się jej do zamordowania swojej przyjaciółki? Jak miałby odsłonić przed nią tę część siebie, o której próbował zapomnieć?

W dorożce czekającej pod kamienicą siedziała Lemedi w towarzystwie dwóch ciepłowców. Podała Tivanowi formularz, który podpisał i oddał jej pieniądze.

– Przedstawię dziś Faritowi nasz plan ataku na pociąg z rakhash – zaczął Tivan – dlatego chcę się upewnić, że wciąż jesteś jego częścią. Jeśli się boisz, możesz się wycofać albo wymyślić inne wyjście tak jak z fabrykami.

– Nie – Lemedi pokręciła głową. – Wtedy nic to nie dało, a ja nie chcę dopuścić do tego, by jeszcze więcej Węgielników zginęło. Uważam, że zniszczenie ładunku to jak na razie nasz najlepszy pomysł. Przynajmniej trochę opóźnimy tego, kto za tym stoi.

Dorożka ruszyła w kierunku rezydencji Farita, a Tivan i Lemedi pogrążyli się w milczeniu. Kobieta wyglądała przez okno i mimowolnie obracała w dłoni zawieszony na szyi dzwoneczek. Tivan obserwował jej poważną twarz, zbierając się na szczere przeprosiny.

SercoszybkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz