Rozdział 11 (część 2)

28 2 22
                                    




Rashiid ze znudzeniem obejrzał połowę sztuki, nie skupiając się specjalnie na tym, co działo się na scenie. Słowa Milyusa nie dawały mu spokoju, dlatego tym usilniej próbował udawać, że tamta rozmowa wcale nie miała miejsca.

Wbrew przekonaniom Tivana, Rashiida bardzo obchodził Traktat i jego najważniejszy cel – zapewnienie pokoju i równowagi między klanami. Rehnar objawił się ocalałym Sercoszybkim na pustyni w Jamilah i nakazał im spisać Traktat Pokojowy, bo uznał, że tylko to pozwoli zaprzestać wojnę – zbiór zasad dotyczących spoufalania się z Sercoszybkimi z przeciwnego klanu, szczegółowy opis karania Popielników za zbrodnie i bezwzględny zakaz wszczynania kolejnego dużego konfliktu. Każdy Sercoszybki przynajmniej raz w swoim życiu widział kopię świętego tekstu Traktatu, ale niewielu intepretowało go właściwie. Większość wolała skupiać się na prześladowaniach Popielników i dbać o bezwzględny rozdział obu klanów Sercoszybkich. Tymczasem stali teraz na skraju wojny, właśnie dlatego, że oba klany nie chciały ze sobą współpracować, a Rashiid nie mógł zrobić nic, by to powstrzymać.

Po oklaskach od razu podniósł się z miejsca, gotowy poszukać kilku niepokornych członków swojej frakcji, którym zamierzał przedstawić Tusharah. Chciał w ten sposób upewnić się, że akceptowali jej program wyborczy i zamierzali zagłosować na nią tak jak im kazał.

Zatrzymał mijającą go kelnerkę i bezceremonialnie zabrał jej całą tacę daktyli. Zjadł dwa na raz z zamkniętymi oczami, rozkoszując się odpowiednio słodkim smakiem. Tylko prawdziwe jamilahńskie daktyle były tak mięsiste i smaczne. Rashiid jadał takie dopiero pod koniec swojego pobytu w Jamilah, gdy dochrapał się lepszej pozycji w stolicy i miał do zabicia już tylko kilku konkurentów. Wtedy jeszcze nie do końca dowierzał, że udało mu się przemierzyć pustynię na garbie upartego wielbłąda i dotrzeć do Arvesh, gdzie doświadczył wygód, które dla prostego chłopaka ze wsi wydawały się niewyobrażalnymi luksusami.

Mimo to pragnął więcej, zawsze pragnął czegoś więcej. Nie wystarczały mu góry jedzenia i łapówki polityków, on chciał wymazać wspomnienie chłopca, którym kiedyś był – słabeusza, dręczonego halucynacjami z odwodnienia i głodu. Dlatego gnał wciąż za większą władzą, lepszymi posiadłościami i potężniejszymi sojusznikami. I właśnie przez to wpakował się w kłopoty.

Przełknął kolejnego daktyla i uważnie rozejrzał się po sali. Wśród tłumu nastąpiło poruszenie, więc ruszył przed siebie, ciekaw kolejnej afery, który wybuchła tego wieczoru. Gdy spostrzegł Darmin i Erfomira przy stole z przekąskami, przyspieszył kroku. Kobieta uśmiechała się tryumfalnie, otoczona wianuszkiem swoich popleczników, a przy jej boku stało aż dwóch ciepłowców. Rashiid stłumił zwierzęcy warkot i ścisnął swojego ciepłowca za nadgarstek, nie przejmując się jego jękiem.

– Jak śmiesz! – odepchnął młodego Węgielnika słuchającego Darmin i chwycił kobietę za ramię.

– Nie dotykaj mnie, brudasie! – Darmin wyrwała się z jego uścisku i cofnęła o krok. Jej twarz spochmurniała, gdy spostrzegła dołączających do Rashiida Ogników z frakcji liberałów. – Na co się tak gapicie?

– Myślisz, że pozwolimy ci bezkarnie łamać zasady? – syknęła Javdan.

– Idzie wojna, trzeba szykować więcej amunicji – odparła Darmin.

– Nie darujemy ci tego. – Tahmar ścisnął swojego ciepłowca mocniej za rękę.

– O, widzę, że ktoś wpadł na ten sam pomysł co ja. – Zaurad, Ognik z frakcji konserwatystów, podszedł do nich wspierany na barkach swoich dwóch ciepłowców. – Wiedziałem, że ta suka coś takiego wymyśli – wybełkotał i niezdarnie skłonił się Rashiidowi. – Niech pan wybaczy, ale nie zagłosuję na Tusharah. Erfomir dał mi lepsze ceny na ciepłowców, a jak pan widzi, musimy się zbroić.

SercoszybkiWhere stories live. Discover now