Farit wyjątkowo zerwał się dziś z pracy, nie tłumacząc się nawet przełożonemu. Kapitan jego posterunku został już poinformowany przez komendanta Rhavad, że Farit będzie obecny przy rozmowie z Tivanem, żeby oszczędzić fatygi samemu Faritowi. Ludzie na wyższych szczeblach władzy, szczególnie oficerowie Rhavad, przyzwyczaili się do posługiwania Sercoszybkim i robili to często nawet, gdy nie istniała taka potrzeba. Farit byłby kłamcą, gdyby twierdził, że mu się to nie podobało, więc po prostu korzystał z przywilejów, które sobie wywalczył i za które wciąż musiał płacić, nie tylko krwią swoich przeciwników, ale też wieloma innymi rzeczami. Na przykład brakiem rodziny, której tak bardzo pragnął.
Przyjechał dorożką na dwunasty posterunek dokładnie w południe i rozpiął kilka górnych guzików munduru. Wszedłszy do środka, machnął ręką na oficera pochylającego się nad papierami rozłożonymi na biurku. Ten momentalnie rzucił wszystko, nad czym pracował i bez słowa zaprowadził Farita do przestronnej sali, w której czekał na niego Tivan razem z komendantem Rhavad i kapitanem dwunastego posterunku. Pokój w niczym nie przypominał sali przesłuchań, bo nikt z Rhavad nie pozwoliłby sobie na traktowanie Tivana jako podejrzanego. Farit nie bez powodu od wielu lat odrzucał tysiące desperackich próśb rodziców o naukę ich dzieci. Tivan jako jedyny uczeń, jakiego przyjął w historii, miał odziedziczyć po nim niepodzielną władzę w klanie i cieszył się niebywałym szacunkiem, większym od tego, który by otrzymał jako przedstawiciel swojej frakcji. Dlatego tak ważnej osoby nie można było traktować jak podejrzanego.
Na widok Farita komendant i kapitan wstali i podali mu prawe ręce. Farit zmierzył kapitana chłodnym spojrzeniem, upewniając się co do jego zamiarów. Wszyscy wiedzieli, że syn oficera został kilka lat temu porwany i przehandlowany jako ciepłowiec, dlatego Farit odrobinę obawiał się jego stronniczości wobec Sercoszybkich. Teraz, w świetle niewyjaśnionej śmierci Samira, Farit nie mógł pozwolić na to, by podkopywać pozycję Sercoszybkich w mieście. Nie tuż przed wyborami.
– Dziękuję, że obaj znaleźliście czas dla Rhavad. – Komendant usiadł na miękkim siedzisku z oparciem. – Chciałby się pan czegoś napić? Herbaty jak pan Milyus?
– Nie, dziękuję. – Farit opadł na swój fotel i kątem oka zerknął na Tivana. Ten siedział nieruchomo, swobodnie oparty w siedzisku, ze spokojną twarzą, po której nie dało się poznać jego prawdziwych emocji. Nawet Farit miał z tym nieraz problem.
„Zbyt dobrze go wyszkoliłem."
– Jeszcze raz podkreślam, że nie jest pan o nic podejrzewany, panie Milyus – zapewnił komendant. – Jedyne, co udało nam się ustalić, to fakt, że ciało leżało kilka godzin w wodzie, a śmierć nastąpiła najpewniej na skutek wychłodzenia przez Sercoszybkiego. Chcielibyśmy tylko poznać pana wersję.
– Oczywiście – przytaknął Tivan. Zmrużył lekko powieki, gdy odwrócił się w kierunku komendanta, bo oślepiło go światło słońca wpadające przez rozległe okna.
– Oficerowi, który znalazł ciało, powiedział pan, że widział się z Zoren poprzedniego dnia. – Komendant pobieżnie przejrzał swoje notatki.
– Tak. Byłem u niej na herbacie, zaprosiła mnie dzień wcześniej. Chwilę rozmawialiśmy, a potem wyszedłem. To był ostatni raz, kiedy... – Urwał i ścisnął w palcach czapkę, którą trzymał na kolanach.
Komendant nachylił się do niego ze współczującym wyrazem twarzy, a kapitan zagryzł wargi.
– Czy usłyszał pan coś podejrzanego? Jakieś hałasy? – kontynuował komendant.
– Nie. Nic nie słyszałem ani nie widziałem. Chociaż... – zawahał się. Sięgnął po swoją filiżanką i upił z niej łyk herbaty. – Jak wchodziłem do jej kamienicy około osiemnastej, minęła mnie para. Kobieta była Ogniczką, mężczyzna jej ciepłowcem. Poza tym nie spotkałem nikogo więcej.
CZYTASZ
Sercoszybki
FantasyNa wybrzeżu od wielu stuleci Sercoszybcy wielbieni są jak bogowie, a przestępstwa uchodzą im na sucho. Podpalają miasta w trakcie walk o władzę i bez wahania zabijają swoich ciepłowców - ludzi, z których pobierają ciepło, by wytwarzać ogień lub węgi...