Rozdział 5 (część 1)

79 8 90
                                    

Farit wyjątkowo zerwał się dziś z pracy, nie tłumacząc się nawet przełożonemu. Kapitan jego posterunku został już poinformowany przez komendanta Rhavad, że Farit będzie obecny przy rozmowie z Tivanem, żeby oszczędzić fatygi samemu Faritowi. Ludzie na wyższych szczeblach władzy, szczególnie oficerowie Rhavad, przyzwyczaili się do posługiwania Sercoszybkim i robili to często nawet, gdy nie istniała taka potrzeba. Farit byłby kłamcą, gdyby twierdził, że mu się to nie podobało, więc po prostu korzystał z przywilejów, które sobie wywalczył i za które wciąż musiał płacić, nie tylko krwią swoich przeciwników, ale też wieloma innymi rzeczami. Na przykład brakiem rodziny, której tak bardzo pragnął.

Przyjechał dorożką na dwunasty posterunek dokładnie w południe i rozpiął kilka górnych guzików munduru. Wszedłszy do środka, machnął ręką na oficera pochylającego się nad papierami rozłożonymi na biurku. Ten momentalnie rzucił wszystko, nad czym pracował i bez słowa zaprowadził Farita do przestronnej sali, w której czekał na niego Tivan razem z komendantem Rhavad i kapitanem dwunastego posterunku. Pokój w niczym nie przypominał sali przesłuchań, bo nikt z Rhavad nie pozwoliłby sobie na traktowanie Tivana jako podejrzanego. Farit nie bez powodu od wielu lat odrzucał tysiące desperackich próśb rodziców o naukę ich dzieci. Tivan jako jedyny uczeń, jakiego przyjął w historii, miał odziedziczyć po nim niepodzielną władzę w klanie i cieszył się niebywałym szacunkiem, większym od tego, który by otrzymał jako przedstawiciel swojej frakcji. Dlatego tak ważnej osoby nie można było traktować jak podejrzanego.

Na widok Farita komendant i kapitan wstali i podali mu prawe ręce. Farit zmierzył kapitana chłodnym spojrzeniem, upewniając się co do jego zamiarów. Wszyscy wiedzieli, że syn oficera został kilka lat temu porwany i przehandlowany jako ciepłowiec, dlatego Farit odrobinę obawiał się jego stronniczości wobec Sercoszybkich. Teraz, w świetle niewyjaśnionej śmierci Samira, Farit nie mógł pozwolić na to, by podkopywać pozycję Sercoszybkich w mieście. Nie tuż przed wyborami.

– Dziękuję, że obaj znaleźliście czas dla Rhavad. – Komendant usiadł na miękkim siedzisku z oparciem. – Chciałby się pan czegoś napić? Herbaty jak pan Milyus?

– Nie, dziękuję. – Farit opadł na swój fotel i kątem oka zerknął na Tivana. Ten siedział nieruchomo, swobodnie oparty w siedzisku, ze spokojną twarzą, po której nie dało się poznać jego prawdziwych emocji. Nawet Farit miał z tym nieraz problem.

„Zbyt dobrze go wyszkoliłem."

– Jeszcze raz podkreślam, że nie jest pan o nic podejrzewany, panie Milyus – zapewnił komendant. – Jedyne, co udało nam się ustalić, to fakt, że ciało leżało kilka godzin w wodzie, a śmierć nastąpiła najpewniej na skutek wychłodzenia przez Sercoszybkiego. Chcielibyśmy tylko poznać pana wersję.

– Oczywiście – przytaknął Tivan. Zmrużył lekko powieki, gdy odwrócił się w kierunku komendanta, bo oślepiło go światło słońca wpadające przez rozległe okna.

– Oficerowi, który znalazł ciało, powiedział pan, że widział się z Zoren poprzedniego dnia. – Komendant pobieżnie przejrzał swoje notatki.

– Tak. Byłem u niej na herbacie, zaprosiła mnie dzień wcześniej. Chwilę rozmawialiśmy, a potem wyszedłem. To był ostatni raz, kiedy... – Urwał i ścisnął w palcach czapkę, którą trzymał na kolanach.

Komendant nachylił się do niego ze współczującym wyrazem twarzy, a kapitan zagryzł wargi.

– Czy usłyszał pan coś podejrzanego? Jakieś hałasy? – kontynuował komendant.

– Nie. Nic nie słyszałem ani nie widziałem. Chociaż... – zawahał się. Sięgnął po swoją filiżanką i upił z niej łyk herbaty. – Jak wchodziłem do jej kamienicy około osiemnastej, minęła mnie para. Kobieta była Ogniczką, mężczyzna jej ciepłowcem. Poza tym nie spotkałem nikogo więcej.

SercoszybkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz