Rozdział 5 (część 2)

77 7 68
                                    

Na pogrzeb córki gubernatora zostało zaproszonych dwóch najważniejszych ludzi w państwie – Farit Halimar i Ishaq Afaraj. Farit musiał przyznać, że to było bardzo dobre posunięcie dyplomatyczne. Gazety na pewno już dowiedziały się o tym, że w pogrzebie, w którym według doktryny miały wziąć udział tylko najbliższe osoby, uczestniczą reprezentanci dwóch klanów Sercoszybkich. Dzięki temu w świat poszła wiadomość, że władze federalne nie mają zamiaru obwiniać Sercoszybkich, co pozwalało utrzymać z nimi pokój. Farit sam by tego lepiej nie wymyślił, ale na szczęście on nie zajmował się zwykłą polityką, a przynajmniej nie w pierwszej kolejności.

Przed wpuszczeniem go na wyspę, na której znajdował się pałac gubernatora, strażnicy sprawdzili jego dokumenty dla samej formalności. Skinęli mu z szacunkiem głowami i bez zbędnych ceregieli przepuścili jego powóz. Z większością straży pałacowej znał się z widzenia, sam pomagał gubernatorowi uzupełniać braki po wydarzeniach pięć lat temu, które doprowadziły do śmierci jego poprzednika.

Straż poprowadziła go schodami na piętro jednym z bocznych korytarzy. Zasłony w oknach były szczelnie zaciągnięte, więc panujący półmrok przywodził na myśl bardzo ponury nastrój. Korytarz był jednym z mniej reprezentacyjnych, dlatego kolorowe malunki pokrywające niemal w całości bielone ściany znacznie już wyblakły. Razem ze strażnikami Farit minął służącą, która wymieniała uschnięte kwiaty w wazonie stojącym na oknie na świeże, których zapach lekką mgiełką unosił się w korytarzu.

Kiedy służba otworzyła przed Faritem ręcznie zdobione drzwi, od razu rozpoznał tę salę. To właśnie tutaj pięć lat temu Popielniczka Eshilah namalowała krwią zabitych strażników swoje hasło na ścianie. „Wszyscy powinni być równi" – chyba tak właśnie brzmiało. Teraz ściana była już odmalowana, ale dla pewności zasłonięta gobelinem przedstawiającym wyhaftowane sceny sprzed tysiąca lat. Rehnar pod postacią jaśminowego krzewu ukazywał się Sercoszybkim ocalałym z wojny klanów w Jamilah.

Strażnicy zostawili Farita pod okiem ładnych służących, które wzięły go pod ręce i poprowadziły w róg pokoju do stosu barwnych poduszek rozłożonych przy niskim stoliku. Na dostawionym fotelu umościł się już z zadowoleniem Ishaq Afaraj, niespiesznie popijając herbatę. Zabrał swoją laskę opartą o fotel, by umożliwić Faritowi przejście.

– Wspomnienia, prawda? – Ishaq rozejrzał się dookoła, dłużej zawieszając wzrok na gobelinie.

Jak na ironię powieszono tu właśnie gobelin przedstawiający scenę przed spisaniem Traktatu Pokojowego, który miał zakończyć wojnę rozgorzałą z powodu Popielników. Oba klany dopominały się o potęgę dzieci pochodzących z mieszanych związków, dlatego Traktat jasno rozstrzygał sprawę – Popielnicy jako mieszańcy nie mieli prawa istnieć, a ci, którzy się urodzili, posiadali sprzeczną naturę i zasługiwali na prześladowania. Mieli w sobie więcej z Reh niż pozostali i nie potrafili oprzeć się swoim morderczym instynktom. Dlatego gdy Popielnik wykorzystał swoje umiejętności, by zabić, Sercoszybcy wypalali mu na lewym policzku znamię, co jednocześnie pozbawiało go praw obywatelskich. To Eshilah próbowała wszystko zmienić i dlatego niecałe pięć lat temu włamała się do pałacu i wypisała swoje groźby krwią na ścianach. Myślała, że uda jej się skłonić gubernatora do napisania ustawy, która zagwarantuje naznaczonym Popielnikom utracone przez nich prawa, a tym jeszcze bez blizny zapewni życie bez szykan. To były tylko płonne nadzieje, a Farit po tylu latach spędzonych w polityce o tym wiedział. Dlatego jeszcze bardziej dziwiło go to, że gdyby nie Rashiid, Popielniczka osiągnęłaby swój upragniony cel. Tylko kilka podpisów dzieliło ją od wywrócenia dotychczasowego porządku do góry nogami.

– Niewiele się od tamtego czasu zmieniło. – Farit opadł na poduszki i skrzyżował nogi w kostkach. Służące przesunęły doniczki z kwiatami na stoliku, by postawić przed nim kubek herbaty, chociaż wcale o niego nie prosił.

SercoszybkiWhere stories live. Discover now