Rozdział 12

18 1 9
                                    

Erfomir zakończył spotkanie ze sztabem przygotowującym jego kampanię skierowaną do zwykłych mieszkańców prowincji Lahar. Przeciągnął się i rozmasował szyję, bolącą go od długiego pochylania się nad niskim blatem biurka. Wyszedł z pokoju i wolnym krokiem ruszył korytarzem swojego kasyna do głównej sali. Zatrzymał się u szczytu schodów, by przez chwilę poobserwować stoły gier i krzątających się w dole ludzi. W głównej sali przeważali robotnicy w brudnych ubraniach i obcokrajowcy – Jamilahńczycy w kolorowych strojach i etimińscy mężczyźni w statecznej czerni i bieli, z mnóstwem dziwacznych falbanek przy koszulach, a wszyscy byli w równym stopniu spragnieni wygranej, która odmieni ich życie.

Erfomir prowadził różne biznesy, ale hazard najbardziej mu się podobał, bo był podobny do polityki. Dlatego lubił obserwować klientów Tygrysiego Oka, spragnionych wygranej, pełnych nadziei albo wyrachowania, ryzykujących wszystko lub grających ostrożnie małymi sumami. Każdy z nich się różnił, ale wszyscy mieli jedno wspólne marzenie.

Erfomir ruszył wąskim korytarzem prowadzącym do mniejszych pokojów gier. Wieczorem planował jeszcze zajrzeć do piwnicy, gdzie działy się najbardziej krwawe widowiska, którym kasyno zawdzięczało swoją nazwę. Na razie miał przed sobą inne zadania.

W milczeniu mijał pokoje, z których dochodziły jedynie szmery rozmów. Z jednego z nich wyszła kobieta w pięknym sherih, więc Erfomir od razu przybrał na twarz swój firmowy uśmiech i skinął jej głową, zdejmując czapkę.

Gdy dotarł do swojego gabinetu, uśmiech zszedł mu z twarzy. Naresh już na niego czekał, z ręką opartą o krawędź fotela. Nie usiadł, gotowy w każdej chwili wyjść. Na dźwięk otwieranych drzwi odwrócił się ze spokojem, jakby już dawno wiedział, że Erfomir tu idzie. Pewnie rozpoznał go po krokach.

– Dlaczego dopiero wczoraj na bankiecie dowiedziałem się o włamaniu do fabryki? – Erfomir usiadł za biurkiem, odgarniając poły swojego avidaru, ale nie pozwolił zająć miejsca Nareshowi. Może i się przyjaźnili, ale teraz ich relacje musiały być czysto profesjonalne.

– Sprawdziłem wszystko i sam się tym zająłem. Uznałem, że nie będę cię niepokoić.

– Uznałeś? – Erfomir uniósł brwi. – Masz swoje zadania, ale z tego, co wiem, nie należy do nich podejmowanie samodzielnych decyzji.

Twarz Naresha nie zdradzała żadnych emocji.

– Nie ufasz mi? – zapytał beznamiętnie.

– Jesteś jednym z nielicznych ludzi, którym powierzyłbym swoje życie. Nie chodzi o kwestię zaufania tylko o twoje decyzje.

– Zatem nie ufasz moim decyzjom. – Naresh pokiwał głową.

Ten drań zawsze umiał przejrzeć wszystkie gładkie słówka, jakie Erfomir bez większego wysiłku potrafił wciskać swoim wyborcom. Może dlatego był tak dobry w zbieraniu informacji.

Naresh oficjalnie miał pomagać w kampanii Erfomira. Jako były komendant Rhavad może nie miał odpowiedniego wykształcenia, ale cieszył się respektem ludzi. Oczywiście niewielu wiedziało, że Naresh w swojej przeszłości pracował dla Rhavad nie jako zwykły strażnik, ale jako szpieg. Bywał w Jamilah i Etimi, zbierając informacje przeznaczone tylko dla najważniejszych polityków. Poświęcił się dla państwa, które jednak nie zadbało o niego, gdy jego córka została porwana. Rhavad powiedziało, że najpewniej została sprzedana jako ciepłowiec. Ślad po niej zaginął i nikt nie wydawał się odpowiednio szukać.

– Powiedz, do czego w takim razie doprowadziły mnie twoje decyzje? – Erfomir złożył dłonie w piramidkę. – Milyus jakimś cudem odkrył datę transportu rakhash, a my mamy szczęście, że o tym wiemy. Teraz możemy zastawić pułapkę. Przygotuj swoich Sercoszybkich, będą mi potrzebni.

SercoszybkiWhere stories live. Discover now