Rozdział 8

61 6 87
                                    

Przez następne cztery dni Tivan i reszta musieli się przygotować. Lemedi wykupiła ciepłowca w kameralnym sklepiku, gdzie nikt nie pytał, po co potrzebuje go aż na całą noc. Sahiid spalił u siebie w kominku mnóstwo różnego drewna, a Tivan dzielił czas na przygotowania do ślubu Finasa i planowanie z Haydarem najlepszej drogi wejścia do fabryki. W końcu wybrali tylne drzwi używane przy dostawach, bo znajdowały się najdalej od budki nocnego stróża. Niestety Haydar nie wiedział, co zastaną w środku – ostatnią potajemną wizytę w fabryce składał dawno temu – więc większa część planu Tivana składała się z improwizacji, co akurat lubił najbardziej.

Przed wyprawą zdążył jeszcze odbębnić wieczorną modlitwę z rodziną, a potem wymówił się tym, że ma ważne spotkanie Sercoszybkich i wróci bardzo późno. Pojechał powozem razem z Kayran w okolice fabryki i nakazał woźnicy czekać. Pozostali mieli sami załatwić sobie transport na miejsce i możliwość szybkiej ucieczki.

Noc była stanowczo chłodniejsza niż dzień, ale nie na tyle, by dawało to większą ulgę. Nie wiał nawet najmniejszy wiatr, a zwały pyłu zalegały na ulicy. W tej części miasta nie kłopotano się z zakładaniem urządzeń nawadniających, więc wyschnięte kikuty roślin sterczały smętnie przy chodniku, a wzdłuż płotu otaczającego fabrykę ciągnął się pas wysuszonego trawnika.

Przy ogrodzeniu po wschodniej stronie widać było tylko jałową, wyschniętą ziemia. Lemedi rozkopywała ją butem, czekając w towarzystwie Haydara, jego syna i Sahiida. Jej ciepłowiec stał potulnie kilka kroków za nią i nawet nie podniósł wzroku, gdy Tivan do nich podszedł.

– Zanim wprowadzisz nas do środka – Tivan zgromił Haydara wzrokiem – musisz obiecać, że nikomu nie powiesz, że poszedłeś z nami do tej fabryki. W zamian ja rozważę propozycję twojego kandydata. Czy to jasne?

– Jak te latarnie. – Haydar wyszczerzył się kpiąco, zawieszając spojrzenie na dwóch samotnie stojących latarniach. Ich słaby blask nie wystarczał na dobre oświetlenie całej ulicy, co akurat działało na korzyść planu Tivana.

– Świetnie. Prowadź.

Haydar złapał Javehira za rękę i ruszył na przedzie, szukając dziury w ogrodzeniu. Obeszli płot i dotarli do części oddalonej od ulicy, gdzie wyrwę zasłaniały pojedyncze, uschnięte krzaki, a blask latarni zupełnie nie docierał. Haydar pierwszy przeszedł przez wyrwę i ponaglił pozostałych. Tivan wygramolił się tuż za Javehirem i szybko rozejrzał się dookoła.

Teraz zaczynała się najlepsza część.

Pozostali dołączyli do nich po drugiej stronie płotu. Według zapewnień Haydara nocny stróż okrążał fabrykę kilka razy w ciągu godziny, więc musieli go ominąć. Liczyła się już tylko szybkość i refleks.

Sahiid sięgnął do sakiewki przytroczonej przy pasie i zacisnął w pięści garść popiołu. Przebiegł wzdłuż murów fabryki i zniknął za rogiem, by po chwili pojawić się z uniesioną do góry prawą ręką.

Umówiony znak.

Serce Tivana przyspieszyło nieco swój rytm. Chwycił Kayran za nadgarstek i pobiegł bez tchu za Haydarem do tylnych drzwi. Węgielnik jak gdyby nigdy nic otworzył je kluczem i poczekał, aż wszyscy wejdą do środka.

– Klucz? – szepnęła Kayran.

– Wciąż tylko pomówienia, pamiętaj. – Haydar cicho zamknął za nimi drzwi i pochłonęła ich ciemność fabryki, rozświetlana jedynie drobnym światełkiem lampy naftowej kołyszącej się na haku na ścianie. Otaczała ich nieprzenikniona cisza, a przyspieszony oddech Tivana brzmiał w jego uszach jak okropny szum.

Razem z Haydarem wyjrzeli na główną halę produkcyjną. Wzrok Tivana powoli przyzwyczajał się do ciemności, a różne nieznane mu kształty zaczęły się z niej wyłaniać. Szukał strażnika, jednak hala wydawała się podejrzanie pusta. Jeżeli naprawdę produkowano tu truciznę, powinien kręcić się tu chociaż jeden, co nie tylko wydało się Tivanowi podejrzane, ale też napawało go strachem.

SercoszybkiWhere stories live. Discover now