Rozdział 9

86 6 91
                                    

Tivan po raz kolejny skrzywił się, upijając łyk gorzkiej kawy. Wcale nie pomogła mu się rozbudzić po nieprzespanej nocy, więc z każdą kolejną chwilą żałował, że specjalnie poprosił o nią służącą. Dodatkowo doskwierał mu ból oparzenia na brzuchu, utrudniający ruchy, przez co starał się oddychać jak najlżej. Siedział przy stole w niemal całkowitym bezruchu i przeglądał gazetę, by odciągnąć myśli od wydarzeń wczorajszej nocy. Jednym uchem nasłuchiwał jednak, czy z sypialni Kayran dochodzą jakieś dźwięki i czekał, gotowy zerwać się i pobiec do niej, gdyby się obudziła.

Kilka godzin temu posłał po lekarza, który ocenił jej stan jako niezagrażający życiu i opatrzył też ranę Tivana. Od tamtej pory niepokój nieco zelżał, ale Tivan i tak postanowił zostać w mieszkaniu Kayran. Za żadne skarby nie mógł jej teraz zostawić, nie po tym jak omal nie zginęła. W głębi duszy przerażała go świadomość, że była gotowa na takie poświęcenie.

Litery zaczęły rozmazywać mu się przed oczami, więc zamrugał kilka razy i potrząsnął głową. Próbował skupić się na plotkarskich rubrykach i nowinkach, ale słowa docierały do niego z trudem. Przerzucił kolejną stronę i syknął przez zęby. Odruchowo przycisnął dłoń do brzucha, jakby to mogło jakkolwiek pomóc. Powoli odetchnął i zerknął na nagłówek artykułu. Kolejna zagadkowa śmierć Węgielnika. Ostatnia rzecz o jakiej w tej chwili pragnął się dowiedzieć.

Zacisnął dłoń w pięść, ostatkiem sił powstrzymując się przed walnięciem w stół z bezsilności. Nawet nie podniósł głowy znad gazety, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wpatrywał się w jeden przeklęty artykuł, który potęgował tylko jego poczucie porażki. Nie zdziałali wczoraj wiele, nie tyle, by od razu powstrzymać tego, kto stał za kolejnymi zabójstwami Węgielników. Teraz jedynie Lemedi mogła posunąć ich śledztwo do przodu.

Tivan oderwał się od gazety, gdy służąca wprowadziła do kuchni chłopaka w brudnym robotniczym ubraniu. Zdjął z szacunkiem czapkę i bez zbędnych formalności podał Tivanowi zapieczętowaną kopertę.

– Przepraszam, że pana tutaj nachodzę, ale kazali mi sprawdzić pod wszystkimi możliwymi adresami. – Chłopak zmiął w palcach wystrzępioną czapkę.

– Kto? – Tivan przyjrzał się kopercie i własnemu nazwisku napisanemu ostrym charakterem pisma. Już wiedział, kto nadał wiadomość.

– Pan Halimar i Afaraj. Mówili, że to ważne. – Chłopak na posyłki skinął krótko głową, nałożył czapkę i bez pożegnania wyszedł.

Tivan zagryzł wargi i rozerwał kopertę. Wiadomość brzmiała zwięźle. Miał się za pół godziny stawić w restauracji Podniebna, jak pewnie wszyscy przedstawiciele frakcji. To dzisiejszy artykuł musiał być przyczyną takiego pośpiechu.

– Jeśli Kayran się obudzi, powiedz jej, że wrócę w południe – wymamrotał Tivan i wstał.

– Chce się pan przebrać? – zapytała służąca.

Szybko ocenił stan swojej koszuli. Wygrzebał ją wczoraj z odmętów garderoby Kayran. Była nieco pomięta, ale zbytnio się tym nie przejmował.

– Nie trzeba. – Machnął ręką. Wziął ze stołu czapkę i nałożył ją niedbale na głowę.

Przed wyjściem zajrzał jeszcze do sypialni Kayran i zatrzymał się w progu, wstrzymując oddech. Zdawała się tonąć pod grubą warstwą koców, wciąż blada na twarzy. Oddychała powoli, ale miarowo i wydawała się tak bezbronna i wrażliwa, jak w dniu, kiedy pierwszy raz zobaczył ją na scenie, niezdolną wydobyć z siebie głosu. Przełamała się dopiero po bardzo długiej chwili, ale to nie wystarczyło, by zatrzeć złe wrażenie. Reżyser spektaklu wydzierał się na nią w garderobie i opanował się dopiero, gdy przerwał mu Tivan. On już wcześniej zobaczył, że pod jej pozorną słabością kryła się siła i wytrwałość. Nawet jeśli Kayran tylko udawała, to robiła to znakomicie.

SercoszybkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz