Na miejscu wypadku... zbrodni ?

12 0 0
                                    

"Na miejscu wybuchu są 3 jednostki straży pożarnej, policja i pogotowie ratunkowe.  " - głosiła treść artykułu. 
Czytając nazwę ulicy wiedziałam, że to musiał być mój dawny dom. 

"Póki co są dwie ofiary śmiertelne". A więc Arthur nie był sam ?

Wychodzę pospiesznie z domu łapiąc w locie parasol. Pogoda jest okropna, nie sprzyja spacerom. Idąc klatką schodową zakładam na siebie płaszcz. Przekładam kucyk na lewą stronę, zawiązuje chustę na szyi.

Przeskakuję nad kałużą, daję długie susy swoimi krótkimi nóżkami. Czuję jak krople deszczu uderzają w mój kaptur.
Wchodzę zmachana do tramwaju. Siadam na samym początku. Pod moim siedzeniem znajduje się grzejnik. Momentalnie się uspokajam, a woda z moich ubrań zaczyna parować. 

Przesuwam głowę bliżej okna, przymykam oczy, przysypiam. Widzę teraz dom, tłumy ludzi, gruzy. Widzę straż, policję, karetkę. Słyszę krzyki, głosy zatroskane, płacz.  Czuję wyrzuty sumienia, które przybliżają się do mnie jakby były tłumem ludzi. Ucisk na gardle staję się coraz mocniejszy. Widzę ciała, krew, roztrzaskane kości. Przestaję czuć cokolwiek, moje kończyny drętwieją, a oddech ucieka. 

Budzi mnie dźwięk zapowiadanego przystanku. Wysiadam pospiesznie, idę znowu w deszczu. 
Przechodzę przez pasy, skręcam w prawo. Mijam duże bloki, ogromne wieżowce. 
Zatrzymuję się przy jednym z nich. Wybieram 8 i kieruję się w stronę windy. 

Jeszcze na klatce schodowej słyszę znajomy głos.

" Dobrze cię widzieć maluszku"- wesołym głosem rzuca do mnie Vanessa. 

Wchodzę do środka zatrzaskując okropnie ciężkie, brązowe drzwi. 

WłaścicielWhere stories live. Discover now