33

774 60 5
                                    


San biegł z przystanku, próbując dotrzeć do domu Jungów jak najszybciej. Kiedy w końcu stanął przed drzwiamy odetchnął głośno i energicznie zapukał, w ogóle zapominając o tym, że miały być otwarte.

– Dzień dobry – uśmiechnął się, widząc tatę chłopaka.

– San! Dawno tu nie byłeś, wejdź – uśmiechnął się uradowny.

– Miło pana widzieć.

– Jesteś z moim synem już dwa lata, a ty nadal mówisz mi pan – pokręcił głową, zakładając ramiona na piersi.

– Nie potrafię inaczej, jest pan moim idolem od dawna – zaśmiał się cicho.

– Porozmawiamy o tym później – uśmiechnął się – Woo jest u siebie, ostatnio trochę przybity – westchnął.

San przytkanął tylko, próbując zatrzymać uśmiech na twarzy. Kiedy pan Jung zniknął w salonie, on ruszył schodami do pokoju młodszego. Zapukał delikatnie w jego drzwi. Nie  usłyszał odpowiedzi, więc zapukał jeszcze raz.

– Nie tato, nic mi nie jest i nie chcę obiadu, nie jestem głodny – usłyszał.

Choi westchnął cicho i otworzył drzwi. Wooyoung leżał na łóżku, z nosem w książce, której tytuł nic nie mówił Sanowi.

– To ja i nie przyniosłem Ci obiadu – odezwał się.

Wooyoung powoli podniósł na niego wzrok, ale szybko go odwrócił.

– Jesteś cały mokry – mruknął.

– Pada deszcz.

– Nie miałeś parasolki?

– Nie.

Wooyoung nie odezwał się więcej. Patrzył na strony książki, chcąc się znów na niej skupić, ale nie potrafił. Nie był zły na Sana, nie potrafił, ale było mu przykro i poczuł się po prostu zawiedziony. Jeszcze nikt nigdy nie wytkanął mu tego, że jego rodzina nie ma z nim żadnych więzów krwi. Miał taką świadomość, przecież był dorosły. Jednak to była jego prawdziwa rodzina, która go wychowała i kochała.

Zamknął książę i rzucił ją na koniec łóżka, podnosząc się do siadu. Spojrzał na Sana, który zdenerwowany rozglądał się po całym pokoju. Wyciągnął z szafki suche ubrania i wcisnął je w ręce starszego.

– Przebierz się, nie chcę żebyś był chory.

Starszy przytaknął i tak jak szybko zniknął za drzwiami łazienki, tak szybko z niej wyszedł, już przebrany. Usiadł na przeciw Wooyounga, nie wiedząc od czego powinien zacząć.

– Błagam cię – odezwał się Jung – Nigdy nie kwestionuj tego, czy Soodam jest moją rodziną. Była, jest i zawsze będzie moją jedyną siostrą.

– Wiem, cholera, doskonale to wiem. Nie wiem co przyszło mi do głowy, żeby w ogóle ci to powiedzieć. Nie chcę żebyś uważał, że jesteś przez to gorszy.

– Czy... jesteś na mnie zły, za to że nie przyszedłem? Powiedz szczerze.

– Byłem zły, myślałem że zapomniałeś lub mnie zignorowałeś. Teraz wiem czemu cię nie było i nie mogę być zły. Rozumiem, dlaczego tam pojechałeś. Gdybyś tylko zadzwonił mógłbym pojechać z tobą.

– Pojechałem z Sunghanem, to była pierwsza osoba o której pomyślałem...

– Dobrze, w porządku. A czy ty jesteś na mnie zły?

– Nie jestem zły, tylko trochę zawiedziony – westchnął cicho.

San nie mógł się powstrzymać, więc przysunął się do młodszego. Objął go mocno, opierając podbródek na jego głowie.

– Przepraszam. Mieliśmy się więcej nie kłócić, przepraszam, że to zepsułem – powiedział.

– Jesteśmy dorośli, a zachowujemy się czasami jak gówniarze.

– Wcale nie czuję się dorosły – parsknął – Ale masz rację. Powinniśmy nad tym popracować.

– I naprawdę przepraszam, że mam dla ciebie mało czasu, ale nie mogę się teraz zerwać z treningów.

– Rozumiem, będę teraz męczył Chana i Soyeon.

Wooyoung parsknął cicho. Mimo że w takim uścisku zaczynało mu się robić gorąco, nie chciał puszczać Sana. Nie chciał puszczać go już nigdy, tylko żeby taka sytuacja się nie powtórzyła.

Ich realacja od początku była skomplikowana, bo na początku nie opierała się nawet na szczerości. Teraz próbowali uczyć się rozmawiać, żeby nie musieć stale się przepraszać.

– Jak będziesz miał więcej czasu to gdzieś pojedziemy – zaczął Choi.

– Tak? Gdzie?

– Może do Goyang? Mój tata jeszcze nigdy cię nie spotkał.

====

miłego dnia!

home| woosanWhere stories live. Discover now