|Rozdział 4|

1.3K 61 30
                                    


— Jeszcze raz Althea, co teraz musisz zrobić?
— Pójdę teraz do Pansy, Draco i Blaise'a, przedstawię im cały plan stawiając ich przed faktem dokonanym, a za trzydzieści minut spotkamy się w łazience Jęczącej Marty i przeniosę się w czasy młodości Voldemorta. Spróbuje się trochę do niego zbliżyć, lub wzbudzić jakiekolwiek emocje, aby nie był takim tyranem.
— ... A potem...?
— A potem wrócę i jeśli nastąpi bitwa, nie pokarze się na niej. Hermiona, powtarzałyśmy to dwadzieścia razy. Pamiętam wszystko!
— Tak, tak, wiem. Idź już i-
— Trzydzieści minut. Łazienka Marty. Wiem! — krzyknęła Althea przez ramię.

Gdy odwróciła głowę i szła prosto do dormitorium Ślizgonów, do jej mózgu powoli docierało to co przed chwilą obiecała. Miała zostawić swojego chłopaka, przyjaciół czy innymi słowy, wszystkich, na których jej zależało, na rzecz niemożliwej misji. Bała się. Nie tylko Tom'a Riddle'a, ale też reakcji znajomych na fakt jej odejścia, oraz tęsknoty, na którą będzie skazana. Bolało ją wyobrażenie Dracona, samego i pogubionego bez niej. Chodź starała się wmawiać sobie, że przecież Malfoy nie ma pięciu lat i sobie poradzi, ale coś w jej sercu podpowiadało inaczej. Podświadomie wiedziała, że to co robi jest dobre, odważne i szlachetne, jednak negatywne emocje przykrywały dumę z własnych decyzji.

Wchodząc, do pokoju gdzie przebywała obecnie jedynie Parkinson, miała spuszczoną głowę, a wzrok wlepiała w białe jak śnieg tenisówki, tak jakby było w nich coś interesującego.

— Althea! No i jak? Czekaj - zawołam chłopaków! — wypaliła podekscytowana Pansy.
— Nie! Nie...
— Co „nie"? — rzekła już bardziej zmieszana.
— Nie wołaj ani Blaise'a, ani tym bardziej Draco.
— Czemu? Alth jeśli ta gryfonka ci coś-
— Obiecałam jej. Mam trzydzieści minut... — dziewczyna mówiła, a z jej oczu można było wyczytać jedynie pustkę.
— Trzydzieści minut na co?! Co jej obiecałaś?!
— Muszę-
— Altheo Knotweed przestań zachowywać się jak ci wszyscy bohaterowie filmów, przed tym gdy znikają, natychmiast.
— Pansy posłuchaj mnie, — zaczęła tak jakby doznała olśnienia. — Hermiona twierdzi, że moje kolczyki mogą mnie przenieść w przeszłość. Miałabym pokazać ówczesnemu Voldemortowi uczucia, tym samym odwlekając starcie z Harrym
— Nie zgadzam się.
— Za trzydzieści minut idę.
— To nie jest bezpieczne. — w oczach nastolatki zaczęły przebłyskiwać łzy.
— Potter nie jest gotowy.
— Zabraniam ci! — głos dziewczyny łamał się a ona sama starała się utrzymywać niewzruszoną minę, zdecydowanie bez skutku.
— Oh Pansy... — Althea zbliżyła się do przyjaciółki i obejmując ją, również zaczęła płakać.
— Nie płacz Althea.
— To ty nie płacz Pansy.
— Więc zostań.
— Byłaś dla mnie jak siostra, wiesz?
— i wciąż będę. Nie dramatyzuj. — Parkinson pociągnęła nosem i wierzchem dłoni otarła policzki. — Althea, skoro masz ratować świat, to zrób to z klasą, dobrze? — na te słowa na obie twarze wpłynęły uśmiechy.
— Oczywiście.
— Idź. Może ten jeden raz się nie spóźnisz.

Knotweed wiedziała że nie ma potrzeby już nic więcej dodawać. Po prostu odwróciła się na pięcie i spokojnym krokiem wyszła na korytarz.

Od początku uderzyło w nią dużo chłodniejsze powietrze, niż w pokoju wspólnym. Podziwiała ściany hogwartu, które napewno się zmieniły i będą wyglądać zupełnie inaczej, gdy się przeniesie. 

Wreszcie gdy weszła do łazienki Marty Hermiona już tam stała omawiając coś z - no właśnie - Harrym i Ronem.

— A co oni tu robią?
— a jak ci się wydaje? — odburknął agresywnie Ron.
— Ron. — rzekła ostrzegawczym tonem Granger.
Potter odchrząknął.
— Chcieliśmy ci bardzo podziękować za to co robisz. Nie spodziewaliśmy się tego po ślizgonce — znowu. Znowu przebąkiwanie, że Slytherin jest najgorszym z domów.
— Daruj sobie, Potter. — przestawała mu. — nie robię tego dla ciebie.
— Dobrze, skończcie tą dziecinadę — wtrąciła Hermiona. — Althea, obiema dłońmi dotknij kolczyków. — biorąc głęboki oddech dziewczyna wykonała polecenie. Narastający stres rozchodził się po jej ciele a nieznośna cisza była przerywana tylko przez polecenia Gryfonki. — teraz formułka:
By przeszłość, lub przyszłość zmienić, 
Bieg wydarzeń wykorzenić,
Jadeit niech zabłyśnie,
Twa czujność niech nie uśnie. — Całość brzmiała jak piękny wiersz choć dla Althei miał być on przekleństwem. — Teraz ty. — Biorąc trochę powietrza i zamykając oczy Knotweed zaczęła mówić.
— By przeszłość, lub przyszłość zmienić
Bieg wydarzeń wykorzenić,
Jadeit niech zabłyśnie,
Twa czujność niech nie uśnie

Dziewczyna oczekiwała na jakiś błysk, coś spektakularnego, bo w końcu przenosiła się w czasie, jednak jedynym co poczuła były chwilowe zawroty głowy. Gdy otworzyła oczy nadal stała w łazience, ale nie było koło niej Hermiony, Rona, Oraz Pottera. Za to było bardzo ciemno.

Althea od razu wyszła z łazienki uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia w którą stronę iść. Postanowiła wyruszyć w stronę gdzie znajdowało się dormitorium Ślizgonów za jej czasów.

Gdy szła więc do pokoju wspólnego swojego domu usłyszała gdzieś zza rogu kroki. Normalnie, schowałaby się lecz teraz znieruchomiała. Gdzieś, trzy metry od siebie zauważyła bruneta, na oko metr siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt.

— Dobry wieczór. Kim jesteś i co tutaj
robisz? — Rzekł dość donośnie.
— Właśnie szlam do swojego dormitorium. Jestem nową uczennicą. Mógłbyś mi wskazać gdzie jest dormitorium Ślizgonów? — odezwała się starając wykrzywić swoje usta, w jakkolwiek zachęcający uśmiech.
— Czyżby? Jesteś uczennicą i nie wiesz gdzie jest twoje dormitorium?— odpowiedział unosząc jedną brew oraz stojąc już dużo bliżej nastolatki. — Jakby nie było, nie chodź po korytarzach tak późno, bo jako prefekt będę ci musiał wlepić punkty ujemne. Do dormitoriów idź do końca korytarza, w prawo i cały czas prosto — powiedział i zaczął odchodzić.
— Jak się nazywasz? — Krzyknęła jeszcze za nim.
— Nie drzyj się, jest cisza nocna. — rzekł morderczym tonem, wracając do Althei. — Tom Riddle. Dobranoc.
— Ja to-
— Nie obchodzi mnie to. Do widzenia.

Althea znów została sama, zaczynając rozumieć z jakim wyzwaniem się mierzy. Gdy szukała dormitorium zgodnie ze wskazówkami Riddle'a w jej głowie krążyły myśli typu: „Jaki on jest wredny!",  „Może miał ciężki dzień. Jest późno", „Napewno nie jest taki zły, to pewnie tylko pozory" .

W akompaniamencie rozmyślań, doszła do jednego z dormitoriów, i zbierając całą odwagę otworzyła drzwi.

Momentalnie wszystkie spojrzenia uderzyły w nią.
— Hej. — zaczęła niepewnie.
— Kim jesteś?
— Jakim prawem tu weszłaś?
— Jak masz na imię? — z pytaniami wręcz rzuciła się na nią trójka dziewczyn.
— Althea Knotweed. Jestem nową uczennicą.
— Delina Iris. — powiedziała jedna z dziewcząt z uśmiechem. Miała grube, gęste czarne włosy, ciemną karnację i kontrastujące jasne, niebieskie oczy. — Dziwne, nie mamy czterech łóżek.
— Więc będzie spała na podłodze. — rzekła cicho kolejna, nie podnosząc wzroku znad książki. Ta z kolej była krótkowłosą blondynką, z brązowymi oczami.
— Chelsea!
— No co?
— To jest Chelsea Blocean. — skierowała do Althei. — Nie musisz być nie miła, znajdziemy coś dla niej. — odwróciła się do Chelsei.
— Niemiła? Ostrożna. Skąd wiesz kto to jest?
— Dumbledoor nie wpuściliby tu byle kogo.
— Przestańcie! — krzyknęła trzecia. — Nie widzicie jak ją przestraszyłyście? — Faktycznie, Knotweed stała lekko wstrząśnięta. — Ja jestem Florence Snowdrop. Zaraz transmituje coś w łóżko.

I Rzeczywiście. Już po chwili przy szafie stało czwarte łóżko.

Już kolejnego dnia Althea miała zmierzyć się z wyzwaniami i kłodami rzucanymi jej pod nogi, na rzecz ratowania własnej rzeczywistości.

Hejkaaaa

Tak jak obiecałam, już dzisiaj jest Tom!

Czekajcie na dalszy ciąg wydarzeń i Do zobaczenia! 💕🖤✨

Destiny |Tom Riddle| Where stories live. Discover now