|Rozdział 11|

979 47 20
                                    


Chcielibyście żebym zrobiła coś w rodzaju preferencji?


Lekcja u Slughorna dłużyła się w nieskończoność.

Ciężkie powietrze obciążało płuca uczniów męczących się na wykładach Horacego, który tylko co jakiś czas wymieniał tylko arystokratyczne, krótkie dyskusje z Tomem. Jednak nawet Riddle pod koniec lekcji zaczął się nudzić. W końcu była to szósta lekcja z rzędu, na której przerabiano amortencje, tak jakby miało im to w czymś pomóc. Każdy dobrze wiedział, że używanie eliksiru miłości nie ma najmniejszego sensu, gdyż już po paru godzinach, osoba poddana czarowi otrząśnie się i prawdopodobnie znienawidzi tego, kto wpoił w nią eliksir.

— Mam nadzieje, że pamiętacie: na następną lekcję, projekty mają być skończone. — Zaczął profesor. — Jeśli ktoś chce zdobyć lepszą ocenę... — w tym momencie klasa podzieliła się na dwie grupy. Pierwsza, która wyostrzyła słuch, druga, która przestała słuchać. Althea zaliczała się do tej drugiej. Nie to żeby nie była ambitna. Po prostu jej celem było coś innego niż zdobycie świata przez wykuwanie ciągle to nowych formułek i chorej walki o wyższą ocenę. Ona chciała zrobić coś wyjątkowego, pokazać swój talent, ale taki niemieszczący się w ramach talentów.

Gdy dziewczyna już prawie przysypiała poczuła, że ktoś trąca ją w bok.

— Alth... — Szepnęła Florence — To od Riddle'a — Dokończyła z uśmieszkiem swatki na twarzy, podając Knotweed perfekcyjnie złożoną karteczkę z perfekcyjnym podpisem: T.M.R. Brunetka, biorąc w dłonie papier, ostrożnie go obejrzała, spodziewając się po chłopaku wszystkiego. Zerknęła dyskretnie w jego kierunku, jednak ten patrzył się prosto w stronę nauczyciela. — Otwierasz czy nie? Ostatnio niezły kontakt utrzymujesz z Tomem — Dodała znacząco Snowdrop.
— Przestań. — Odrzekła ze śmiechem nastolatka.
— No otwieraj już!
— Spokojnie, spokojnie. — Gdy Alth rozwijała liścik myślała, że będzie tam coś więcej niż: „Biblioteka o 19. Bądź tam"
— Uuu, mam nadzieje, że idziesz, tak? — Spytała rudowłosa, patrząc przez ramię Knotweed
— Florence! To prywatne! — Powiedziała Althea, trochę głośniej niż powinna.
— Altheo, proszę, nie przeszkadzaj w lekcji — Upomniał ją Slughorn.
— Oczywiście panie profesorze, przepraszam.
— Aż tak prywatne? — Zapytała Florence, unosząc brwi
— Oh, zamknij się. — Odpowiedziała Althea, śmiejąc się cicho.

Reszta lekcji mijała dość przeciętnie. Nie działo się, tak właściwie nic co mogłoby, wykroczyć po za, oczekiwanie Althei na dziewiętnastą.

Po zakończeniu wszystkich zajęć Knotweed po prostu siedziała w pokoju wspólnym, napawając się ciepłem kominka, wilgotnym powietrzem i delikatną ciszą. Spoglądając co jakiś czas na zegarek, niepokój w niej narastał, a ciekawość tego spotkania w jej głowie stawała się coraz gęstsza. Działo się tak prawdopodobnie przez niedokończoną rozmowę z dnia poprzedniego, przez to, że dziewczyna prawie zepsuła wszystko i nie chce zrobić tego po raz kolejny, przez to, że zaryzykowała życie jej przyjaciół i Draco. Przede wszystkim Draco. Przynajmniej tak właśnie sobie wmawiała.

— Althea. — Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w stronę głosu i ujrzawszy ciemne włosy, zielone oczy a w nich, ten przeszywający wzrok, przez chwile zabrakło jej słów.
— Tak? — odrzekła po chwili.
— Miałaś spotkać się ze mną, o dziewiętnastej w bibliotece, pamiętasz?
— Pamiętam, ale na razie ciebie też tam nie ma.
— Jest już osiemnasta czterdzieści dwa. Myślę, że powinnaś już zmierzać w miejsce spotkania. Ponoć ON, nie lubi, gdy ktoś się spóźnia.
— Oj tak, zawsze dostaje wtedy szału. Uważa, że to zupełny brak szacunku.
— W pełni się z nim zgadzam. — Althea krótko się zaśmiała.

Niezwykle niezręczne było, gdy oboje szli koło siebie, w to samo miejsce, w tym samym celu, jednak nie odzywając się do siebie. Przynajmniej dla Althei, gdyż Tom utrzymywał kamienną twarz.

Gdy dotarli na miejsce, Riddle oparł się o stół w mniej odwiedzanej części biblioteki.

— Więc, co chciałeś mi przekazać?
— Ja, nie powinienem był...cię odpychać, mówię o tej sytuacji z wczoraj. Po prostu wiesz gdybyś nie była sobą, to wymazałbym ci pamięć, ale tak właściwie to nie chce tego robić, bo gdyby może jednak coś nie zadziałało, to wtedy mogłabyś mi zepsuć reputacje i dlatego jeszcze, że gdy dałaś mi ten list to wtedy, jakby on wiesz, nie miałem matki i dużo to dla mnie, mam na myśli, wnosi zmiany do mojego życia i-
— Tom czy ty próbujesz mnie przeprosić?
— No... tak właściwie to... tak.
— To wystarczy powiedzieć „przepraszam", wiesz o tym?
— Tia... — odrzekł chłopak, odwracając wzrok.
— Przeprosiny przyjęte, choć, nie powiem, byłam dość... zaskoczona i nie odmówiłabym
wyjaśnień. — uśmiechnęła się delikatnie zielonooka.
— Po prostu trochę namieszałaś tym listem od mojej matki. Nie mam nawet pewności czy jest prawdziwy, bo jak miałabyś go zdobyć? Dodatkowo powiedziałaś Dumbledore'owi o jakiejś misji-
— Stop. Skąd o tym wiesz?
— Slughorn ma długi język i lubi gawędzić z Dumbledorem
— Świetnie. — Althea przewróciła oczami.
— A czy nie mogłabyś mi po prostu, powiedzieć o co chodzi? Czemu tak bardzo, zależy ci na kontakcie ze mną?
— Nie mogę ci powiedzieć. Po prostu... to dla dobra wszystkich.
— Ale dlaczego Altheo?
— Tom zobacz, na jaki dział bezwiednie nas przyprowadziłeś!
— Jesteśmy...
— W dziale ksiąg zakazanych, Riddle! Nie wiem co planujesz, ale wiem, że nie cofnąłbyś się przed wykorzystaniem moich mocy do własnych celów.
— Mocy? — Brunet spojrzał na dziewczynę przenikliwie.
— Cholera.
— Teraz nie masz wyjścia Alth.
— Alth?
— Czy to nie tak zwracają się do ciebie twoi znajomi?
— Tak, ale...
— Jak chcesz... Altheo. — nastolatka wypuściła głośno powietrze z płuc, postanawiając, że powie mu tylko fragment prawdy. — Czytasz dużo, prawda?
— Zgadza się.
— Więc może słyszałeś o mocy jadeitu.
— Tak... ta bajka wciskana dzieciom. „By przeszłość lub przyszłość zmienić
Bieg wydarzeń wykorzenić-
— Nie kończ!
— Dlaczego? Czyżbyś bała się tego głupiego zaklęcia?
— Ugh... czemu ty niczego nie rozumiesz...? Pamiętasz, chociaż jak ci powiedziałam, że „te kolczyki są moim przekleństwem"?
— Tak, coś tam pamiętam.
— Są z jadeitu.
— Nie.
— Co „nie"? Przedstawiam ci fakty.
— Czyli to dlatego mogłaś...
— Porozmawiać z twoją matką, zgadza się.
— To znaczy, że otrzymałaś dar podróży w czasie i... Altheo?
— Tak? — odpowiedziała brunetka, szczerze bojąc się następnego pytania.
— Z jakich czasów pochodzisz?
— Nic więcej ci nie powiem Riddle!
— Tak? Jeśli tego nie zrobisz, powiem wszystkim jaka jest prawda.
— Wiedziałam, że nie powinnam ci ufać! Jednak chyba o czymś zapomniałeś, panie idealny.
— Doprawdy? O czym?
— Rzecz pierwsza: mam na palcu jeden z twoich horokrusów-
— Jak ty-
— Nie przerywaj mi! Rzecz druga: twoja matka była niezwykle wspaniałą kobietą, lecz naiwną. Wystarczyłoby, że przedstawiłabym ją komuś innemu niż twojemu ojcu i proszę bardzo! Nawet byśmy teraz nie rozmawiali.
— Nie zrobiłabyś tego!
— A chcesz się założyć? By przeszłość lub przyszł-
— Nie!
— Oh Riddle... Czyżbyś się bał?
— To był zły pomysł, żeby się tu z tobą spotykać. I w ogóle żałuje, że cię poznałem!
— Tak? Więc zabierz mi pierścień i zerwij
umowę. — Po tych słowach Tom nawet nie drgnął — No dalej! Zrób to!
— Dowidzenia, Knotweed.

Riddle chcąc, wyjść z biblioteki, trafił niestety na zamknięte drzwi. Po czym, gdy sprawdził zegarek, okazało się, że stając i kłócąc się z dziewczyną, czas zaczął, uciekać dużo szybciej, a teraz było już po dwudziestej pierwszej.

— Alohomora. — Rzekł, lecz drzwi wciąż nie ustąpiły. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że wszystkie drzwi Hogwartu są zamykane na zaklęcia zamykania, których nawet „Alohomora" nie może złamać.

Zapowiada się ciekawa noc.

  ~ 1123 słowa ~

Witamm!

Tak oto jest kolejny rozdział, ale po ostatnim zdaniu - Proszę bez żadnych skojarzeń! Hahah

Mam nadzieje,  że wam się spodobał, odpowiedzcie na pytanie na samej górze i jak zwykle zapraszam do komentowania oraz gwiazdkowania!

Do zobaczenia! 🖤✨

Destiny |Tom Riddle| Where stories live. Discover now