epilog

1.1K 42 28
                                    


Więc się nie udało. Jak mogło się nie udać? Zawiodłam. Zawiodłam ich wszystkich.
— Hermiona, to niemożliwe. — rzekłam wpatrując się pusto w podłogę, ponieważ nie mogłam znieść spojrzeń złotej trójki.
— Niemożliwe? Czyli śmierć Syriusza; Dumbledore'a; czy tysięcy innych też jest nie możliwa?! — Krzyknął Harry wiercąc we mnie dziurę swoim spojrzeniem.
— Harry... — Syknęła Miona.
— Nie! Chcę znać odpowiedź! Nie dociera to jeszcze do ciebie, Knotweed?! Jesteś bezużyteczna! Miałaś jedno, proste zadanie! Jedno! — Gdybym była w bardziej bojowym nastroju prawdopodobnie odszczeknęłabym mu, że nie ma pojęcia przez co przechodziłam, lub coś w ten deseń, jednak wtedy, mój umysł był pusty. Wypierał każdą informacje oraz każdy bodziec z otoczenia.
— Harry! Nie możemy jej obwiniać. — Spojrzałam powoli na Granger.
— Hermiona. On... on taki nie był. Wszystko szło zgodnie z planem. Zmienił się.
— Okazuje się, że być może nawet ty go nie znałaś.
— Nie. Nie, nie, nie. Tom... pomagał pierwszoroczniakom, uśmiechał się, nawet się śmiał, był taki... pełen życia. — poczułam jak napływają mi łzy do oczu.

nie przesadzaj panie idealny; twój fałsz zapewne nie jest aż tak ogłuszający.
mój wokal jest wspaniały, ale wiem że ty i tak go nie docenisz.
— przekonamy się tylko jeśli wreszcie mi coś zaśpiewasz. — Riddle przewrócił oczami. — Ale nie będziesz mnie fatygować do używania zaklęcia zapomnienia i sama wymażesz to z pamięci, zrozumiano?
— oczywiście. — chłopak wziął głęboki wdech patrząc na mnie przelotnie jakby unikając mojego wzroku.
—  Wise men say — zaczął chrypliwie i odchrząknął. — Only fools rush in — spojrzał na mnie przeciąglej. — But I can't help falling in love with you. —  16-latek rozglądał się na wszystkie strony świata, by tylko na mnie nie spojrzeć, jednak został do tego zmuszony przez lekki uchwyt mojej dłoni, na jego podbródku trzymający twarz bruneta w jednym miejscu jednoczenie nakazując patrzenie prosto w moje oczy.
— Shall I stay? — postanowiłam kontynuować. — Would it be a sin — nigdy, przenigdy nie topiłam się tak bardzo w czyichś oczach, motylkach w moim brzuchu, i zarumienieniu. — If I can't help falling in love with you? — Tyle razy wyznawałam mu miłość, a jednak ten zdawał się być tym wyjątkowym.

Althea! Wiem, że to trudne, ale kontaktuj z nami.
— Co jeszcze chcesz wiedzieć? — postanowiłam skupić całą swoją uwagę, jeżeli można w ogóle mówić o skupieniu w takiej sytuacji.
— Rozmawialiście dużo, czy wasz „związek" — zrobiła znak cudzysłowia w powietrzu co omal nie wyprowadziło mnie z równowagi. — opierał się głównie na... no wiesz. — Odchrząknęła a ja niemal parsknęłam śmiechem.
— Serio Granger? Masz prawie osiemnaście lat, a wciąż przez gardło nie przechodzi ci „seks"?
— Odpowiedz na pytanie. — nadal sztywno trzymała się tematu.
— A po za tym, co cię to obchodzi? Wzorowa uczennica nie zagłada w sprawy łóżkowe innych, prawda?
— Odpowiedz na cholerne pytanie! — Poczułam, że przesadziłam. Przecież nie ja jedna znajduje się teraz w trudnej sytuacji.
— Przepraszam. — Zmieszałam się. — Raz. Rozmawialiśmy bardzo dużo. Nie był typem otwierającego się przed ludźmi jak gdyby nigdy nic, więc częściej rozmawialiśmy o mnie. Jednak czasami... Czasami w jego oczach była sama prawda.
— Miona, a co jeśli sama-wiesz-kto ją zmanipulował? — Warknął do tego momentu milczący Ron.
— „On" ma imię. — Nie mogłam znieść tego jak o nim mówili, a jednocześnie wiedziałam, że na to zasłużył. To co działo się w jego życiu było okropne, współczułam mu, chciałam pomóc; kochałam go! Jednak stał się złym człowiekiem, poprzez złe wybory. Wybory, w których mu nie towarzyszyłam. Przecież odeszłam. Fala poczucia winy zalała mnie ze zdwojoną siłą.

Dlaczego serce które bije w tak piękny rytm musi być tak chłodne i ciężkie go rozgrzania. Często myślałam o tym leżąc na torsie bruneta jednocześnie wiedząc iż jego trudny charakter nie ma nic wspólnego z organem pompującym krew.
— Althea? — Usłyszałam głos Riddle'a jednocześnie czując że przestał bawić się moimi włosami, jakby prosząc o moją atencję. 
— Hm? — Mruknęłam unosząc podbródek by móc na niego spojrzeć.
— W twoim... czasie, nie masz nikogo; prawda? — Zamurowało mnie. Modliłam się tylko o to żeby nie czytał teraz moich myśli.
— Nie. — Odpowiedziałam zdecydowanie wracając do wcześniejszego ułożenia. — Tom?
— Hm?
— Muszę wracać.
— Nauczyciele nie sprawdzają pokoi od czwartego roku, dam ci jakąś moją koszulkę, nikt się nie zorientuje. Nie przesadzaj.
— Tom, ja nie mówię o tym.
— Więc o czym? — Nawet nie patrząc na chłopaka byłam pewna że on wie już o co mi chodziło jednocześnie pragnąc bym dała mu odpowiedź.
— Oni na mnie czekają. Muszę wracać.
— Ale... ty nie możesz. — Teraz chłopak był już pewien co miałam na myśli. Przełożyłam się na jego przed ramie by bez problemu móc się w niego wpatrywać.
— Muszę. Wiesz, że muszę.
— Alth, mam tylko ciebie. — zdanie to było przesiąknięte bólem tak dogłębnie, że przeszły mnie ciarki. — Nie pozwolę ci odejść. — mimo dramatyzmu i romantyzmu całej sytuacji poczułam dyskomfort i brak wolności. Jakby na to nie patrzeć to jednak Riddle; mógłby dotrzymać obietnicy. Musiałam coś wymyślić.
— Wrócę po ciebie. — podparłam się na łokciu odgarniając opadające na jego czoło kosmyki czarnych włosów.
— Kiedy? Jak? I Gdzie? — Gdybyś tylko wiedział...
— Wrócę. — Nie mogłam wrócić. A on nie mógł się o tym dowiedzieć.

Destiny |Tom Riddle| Where stories live. Discover now