| Rozdział 14 |

996 60 13
                                    


— No, no Tom, nie spodziewałam się, że czytasz takie książki. — Powiedziała Althea po skończeniu czytania „Duma I Uprzedzenie".
— Tak... cokolwiek. — Riddle widocznie był zmieszany całą sytuacją — Chwila! Która jest godzina?
— Jest... Zasiedziałam się! Muszę iść. — Gdy dziewczyna naciskała na klamkę brunet złapał ją za nadgarstek.
— Chyba zwariowałaś, jest godzina patroli prefektów. Złapią cię i załapiesz szlaban.
— Nieważne. Posiedzę trochę u Slughorna, czy tam u Dropsa i już.
— Chyba, że pójdę z tobą. Jestem prefektem. — Rzekł z dumą zielonooki.
— Tak, już wspominałeś... jakoś, dwadzieścia tysięcy razy?
— Jeśli nie chcesz mojej pomocy, to nie. Idź sama. — Mina chłopaka wyrażała wtedy jedynie „jestem-obrażonym-sześciolatkiem".
— Okej, pa. — Nastolatka otworzyła drzwi, prawie na oścież, jednak Tom opierając się na nich, z impetem je z powrotem zamknął.
— No dobra.
— ooo, jednak mały Tommy się nie obrazi, jak uroczo.
— Zrobimy tak: — Zaczął Nastolatek, ignorując zaczepkę jego towarzyszki. — Będziemy po prostu iść obok siebie, a gdy ktoś nas zauważy to powiemy, że właśnie przyłapałem cię i odprowadzam cię do pokoju.
— Mhm... czyli prawie tak, jak jest naprawdę.
— Lekko naginając prawdę.
— Dla ciebie to chyba chleb powszedni, co?
— Pogadaj sobie jeszcze, to ktoś usłyszy że jesteś u mnie w pokoju. Idziemy. — Oznajmił chłopak, po czym dość brutalnie złapał Knotweed za nadgarstek, ciągnąc ją za sobą.
— Ała! Czy ty nie umiesz iść normalnie z dziewczyną za rękę?
— Nie marudź i cicho bądź wreszcie. — Zdanie to, brzmiało jak coś w rodzaju szepto-krzyku.

Para nastolatków przemieszczała się powoli przez korytarze. Tom, jakby skradał się na wyjątkowo ważnej misji, Althea, patrzyła się za to na Riddle'a jak na skończonego wariata przemieszczając się zupełnie normalnym krokiem.

Hogwart o tej porze wyglądał bardzo... inaczej. Dostosowywał się do nastroju obserwatora. Tajemniczy, niebezpieczny, wyjątkowy, romantyczny, wspaniały. Zapach obrazów, niesłyszalny dla śmiertelnika odgłos kroków wciąż krążących prefektów, widok kolumn oddzielających ogrody od części z salami, wilgotne powietrze i-no właśnie-Coś niewyczuwalnego; magicznego. To wszystko składało się na transcendentną całość. Tym nieodgadnionej składnikiem mogłyby być wspomnienia, albo może historia szkoły, ludzie w niej, lub cisza. Być może właśnie pusta cisza była uzupełnieniem niekompletnej całości.

— A tak właściwie-
— Csi! — Tom położył Althei palec na usta. — Coś słyszę... — Knotweed również zaczęła nasłuchiwać bo faktycznie coś jeszcze oprócz prefektów dawało się słyszeć coś jeszcze.
Knotweed próbowała dojrzeć źródło dźwięku lecz nie udało jej się to.
— Tam, patrz. — Tom wskazał na jakąś płaczącą dziewczynkę, prawdopodobnie z pierwszego roku. Brunetka nie lubiła dzieci ale tej małej zrobiło jej się szkoda. — Zaraz wlepimy jej szlabanik, ciekawe czy jej pierwszy? — Riddle uśmiechnął się złowrogo.
— Zwariowałeś? — Nastolatka zagrodziła mu drogę ręką. — Co ci to da?
— Satysfakcję. Prefekt musi pilnować zasad, a ona nie powinna tu być.
— Tak samo jak ja Tom. — Zauważyła Althea.
— Chcesz? To zaraz dostaniesz szlaban, za wykłócanie się z prefektem, nie przestrzeganie nietykalności — spojrzał na ich ręce. — No i oczywiście, przebywanie po ciszy nocnej po za pokojem. — Dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do pierwszoroczniaka po czym kucnęła by być jego wzrostu.
— Dzień dobry. Jak masz na imię?
— Diana. — Odpowiedziała dziewczynka lekko drżącym głosem podnosząc twarz z dłoni. Jej duże czarne oczy wręcz błyszczały w ciemności.
Diana odgarnęła rączką ciemne, falowane, krótkie włosy z twarzy co wyglądało raczej dość nieporadnie. Obok niej przykucnął tez Tom.
— Wiesz, że nie powinnaś tu być, prawda? — powiedział dość chłodno.
— Przepraszam, ale chyba się zgubiłam.
— No tak... oczywiście. — westchnął Riddle, na co Knotweed traciła go w bok.
— A pamiętasz może gdzie jest twoje Dormitorium, albo chociaż pokój wspólny? — spytała Knotweed
— Nie.
— A z jakiego domu jesteś?
— Ze Slytherinu. Tak mi się wydaje...
— „Tak jej się wydaje"... No nie wierzę! — Chłopak wstał na równe nogi.
— Zamknij się, Tom! — Nastolatek przewrócił oczami. — W takim razie pójdziesz z nami i ja cię przenocuje, a jutro znajdziemy twoje dormitorium. — Althea podała dziewczynce rękę, lecz ta nawet nie patrząc na zielonooką, złapała za dłoń Toma, niezbyt zadowolonego z obrotu sytuacji.
— Hej! Co ty robisz?! Althea! Co ona robi?! — Riddle wyglądał dosyć komicznie z małym człowieczkiem przyczepionym do jego ręki oraz nieudawanym przerażeniem na twarzy.
— Oj Riddle, nie krzycz tak, bo ktoś usłyszy. — Knotweed również była zmieszana, jednak uważała to za urocze.

Trójka nadal przemieszczała się w stronę dormitoriów dziewcząt należących do Slytherinu. Althea próbując nie wybuchnąć śmiechem, Tom patrząc na Dianę jak na małego ufoludka, oraz Diana opowiadając historie swojego życia.
— Moja mama zawsze mówi że nie powinnam obcować z obcymi. To śmiesznie brzmi, prawda? Jak myślisz... Jak masz na imię?
— Ja? Em... Tom.
— Ja jestem Diana Dendelion. Tak właściwie to nie jest moje prawdziwe nazwisko, ale mama powiedziała żebym wybrała sobie mój ulubiony kwiatek i tak będę się nazywać, ponieważ sprawy z moim tatą są sko... skom-pli-ko-wa-ne. Mama chciała nazwać mnie jego nazwiskiem, ale tego którego znam to mama nie lubi. Znaczy, kiedyś go chyba lubiła, ale mój inny tata chyba znikł bo mama nie lubi o nim mówić. Zawsze jest wtedy smutna. Tylko zawsze mówi, że wyglądam jak on i tylko usta mam jej.
— Tak... to- — Zaczął Tom.
— A czy moje ręce tez będą kiedyś takie duże i silne? Bo mówiąc szczerze trochę miażdżysz mi rękę proszę pana... znaczy Tom.
— A czy ciebie nikt nie zdążył nauczyć że nie przerywa się starszym?
— No wiem, mama tak często mówi, ale mówi też, że z moim gadulstwem nie ma co walczyć.
— Z tego co mówisz twoja mama też dużo
mówi — odpowiedział Tom akcentując czasownik „mówić" za każdym razem.
— Chyba wyczuwam nutkę sarkazmu.
— Słucham?
— Mój drugi tata tak często mówi, jak kłóci się z mamą.
— Ten który znikł, czy ten, którego mama nie lubi? — Zapytał Riddle. Althea przyglądała się tylko tej dwójce, oraz przysłuchiwała się rozmowie.
— Ten którego mama nie lubi. Ona wtedy zawsze mówi „No co ty nie powiesz skurw-
— Hej! Nie wolno mówić takich brzydkich słów.
— Mi się to słowo podoba. Ładnie brzmi. Ale tobie może się nie podobać, o gustach można dyskutować, tylko kulturalnie. Tak mó-
— „Tak mówi mama", zgadłem?
— A czy ciebie nikt nie nauczył, że nie wolno przerywać?! — Krzyknęła dziewczynka.
— Coś ty powiedziała, ty mała...
— To twoje słowa, Tom — Wtrąciła się rozbawiona Althea. Riddle jedynie przewrócił oczami. — Diana, jesteśmy. Teraz Tom sobie pójdzie a my idziemy dalej same.
— A dlaczego?
— Ponieważ to jest część dormitoriów dziewcząt i Tom nie może tu wejść.
— Tak właściwie mogę-
— Bo jesteś prefektem, tak wiem. No Diana, pożegnaj się z Tommym i lecimy.
— Nie ucz dziecka tak na mnie mówić, kobieto. Ja jestem Tom.
— Do zobaczenia, Tommy! — Dziewczynka pomachała do chłopaka na pożegnanie i złapała za rękę Althee. Nastolatka zaśmiała się cicho widząc tyle sprzecznych emocji w brunecie i wiedząc, że spowodowała je tak mała istotka.

W pokoju Knotweed panowała cisza. Bardzo ciężka cisza. Blocean leżała na łóżku, Iris siedziała na krześle z nogami przysuniętymi do klatki piersiowej a Snowdrop czytała książkę.

Jako pierwsza Brunetkę zauważyła Chelsea.

— No nie wierzę. Najpierw pojawiasz się z nikąd, a teraz nam przynosisz dzieciaka?
— Ja nie jestem dzieckiem! Mam imię.
— Oh, doprawdy?
— Chelsea czy ty nawet dla dziecka musisz być niemiła? — Odezwała się Delina.
— Przynajmniej nie jestem fałszywa.
— Odpuść sobie.

Althea zamknęła za sobą drzwi a Diana dziarskim krokiem podchodziła do dziewcząt po kolei, omijając Chelsee, oraz przedstawiając się każdej z nich.

— Ty nie zasługujesz na moje imię. — Rzekła do Blocean na koniec zadzierając brodę.
— A Wiesz, że i tak je słyszałam, prawda?
— A Wiesz, że i tak nie możesz go używać i dla ciebie jestem panienką Dendelion. — Odrzekła brunetka naśladując Blocean.
— A wiesz, że i tak zaraz stąd wylecisz? — blondynka nie pozostała dłużna.
— Nigdzie nie wylecisz, kruszynko. — Wtrąciła Delina do Diany lecz patrząc na Chels.
— To bardzo miłe, że mnie tak nazywasz, ale czy mogłabyś mówić do mnie po imieniu?
— Oczywiście. — Mulatka zaśmiała się pod nosem.
— Alth. — Zaczęła Florence.
— Hm?
— Gdzie ty byłaś i gdzie znalazłaś tą małą?
— O- um...
—Byłyśmy u takiego Toma. On jest bardzo zabawny i chyba umie słuchać. Dobrze się z nim rozmawia. I ja nie jestem mała.
— No tak Knotweed, najlepiej zostawić koleżanki i iść romansować z Riddlem, co? — Rzekła Chels.
— O co ci chodzi? Sama powiedziałaś wcześniej żebym się nie wtrącała.
— Merlinie, czy przynajmniej przy dziec... znaczy naszym gościu mogłybyście się nie kłócić? — spytała retorycznie Delina.
— Może ja w ogóle wyjdę?! Bo przecież każdy jest ważniejszy! Nawet jakieś dziecko, które poznałyśmy dwie minuty temu! Idę do
Arthura. — rzekła wstając z łóżka Blocean.
— Ale Chels to jest wbrew zasadom. — powiedziała Delina
— Po pierwsze: nie mów do mnie „Chels", a po drugie, ty o przestrzeganiu zasad nie powinnaś się wypowiadać. Dzisiaj złamałaś wszystkie możliwe zasady przyjaźni.

Uuuu kochani drama idzie hahah

Dajcie znać czy rozdział wam się podobał i...

Do zobaczenia!

Destiny |Tom Riddle| Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz