1

159 3 0
                                    

        Szybkim, zdecydowanym krokiem przemierzała wąską, opustoszałą już uliczkę. Na jej promiennej twarzy rysował się delikatny uśmiech, zdradzający niebywałe wewnętrzne zadowolenie. Mijając przydrożne, sklepowe witryny odwracała do nich głowę, przelotnie spoglądając na swój nowy wizerunek, uzyskany za sprawą doskonale dopasowanej fryzury. Nieliczni przechodnie rzucali jej krótkie spojrzenia, będące wyrazem zdumienia. „Ależ dziwny jest ten nasz kraj" – pomyślała, spostrzegłszy reakcję kolejnego, mijającego ją przechodnia – „Zupełnie tak, jakby uśmiech podczas przechadzki w pojedynkę był zabroniony, a może wręcz nienormalny... Czy tylko kamienna twarz jest tutaj oznaką normalności?". Nie zastanawiała się jednak dłużej nad postawionym samej sobie pytaniem, tylko przecięła przejście dla pieszych i wskoczyła do tramwaju, który akurat nadjechał. Zajęła jedno z wolnych miejsc i całą trasę siedziała jak na szpilkach, nie mogąc doczekać się spotkania z przyjaciółkami.

          W małej kafejce przy Nowym Świecie, stojąc jeszcze przed wejsciem, Joanna wypatrzyła siedzące w środku, przyjaciółki. Zwinnie pokonała wąskie przejście pomiędzy gęsto poustawianymi krzesełkami i stolikami oraz okupującymi je ludźmi. Kiedy tylko znalazła się przy koleżankach, te rzuciły się na nią z niepohamowaną radością. Ściskały ją i cmokały w policzki, zupełnie tak jakby nie widziały jej od wieków. Biorąc pod uwagę ich zażyłość, ostatnie kilka miesięcy rozłąki istotnie mogło wydawać im się wiecznością. Zresztą, jej też ich niezmiernie brakowało. Tęskniła za nimi tak samo jak one za nią i niewątpliwie wszystkie nie mogły posiąść się ze szczęścia, że wreszcie są w pełnym składzie. Zlot czarownic mogły więc uznać za rozpoczęty.

- Wyglądasz cudownie! – rzuciła z uśmiechem Elka – Świetne włosy. Kolor wprost idealny dla ciebie.

- Dziękuję. Ostatni krzyk londyńskiej mody. – Joanna ucieszyła się, że jej nowa fryzura i kolor włosów podobają się przyjaciółce.

- Dziewczynki kochane, siądźmy, bo cała kafejka nas obserwuje – nakazała Kalina – Pozwólmy naszej Asieńce opowiedzieć o wczorajszej rozmowie o pracę.

          Kobiety posłusznie opadły na miękkie, jasne siedziska, otaczające stolik. Zapanowała krótka chwila milczenia. Przyjaciółki patrzyły na Joannę pazernym wzrokiem i nastawiały głodne nowych informacji uszy. W taki oto sposób oczekiwały na relację ze spotkania rekrutacyjnego. Joanna poinformowała je wszystkie e – mailem, że takowe ma się odbyć, aczkolwiek to, że kilka godzin przed spotkaniem z nimi dostała telefon z informacją o przyjęciu jej do pracy, postanowiła zakomunikować im osobiście.

- No... opowiadaj... - zniecierpliwiła się Mila.

- No, mów! – ponaglała Alicja – Nie rób głupich min, tylko mów jak było. Masz szanse na tym stanowisku?

Joanna wydęła wargi w grymas niezdecydowania, wzruszyła ramionami, po czym szeroko się uśmiechnęła i rzekła uroczyście:

- Moje drogie, patrzycie właśnie na nową panią asystentkę dyrektora artystycznego agencji eventowej Fresh Blood.

          Kobiety sekundę trwały w osłupieniu, po czym przy małym stoliku rozległy się okrzyki radości, przeplatane rozradowanym popiskiwaniem i śmiechem. Koleżanki gratulowały Joannie tak pozytywnego obrotu sprawy. Wiedziały jak bardzo marzyła o znalezieniu odpowiedniej pracy. Były pewne, że teraz nareszcie będzie mogła spełnić się na powierzonym jej stanowisku. Nie będzie już marudzenia i niechęci do wykonywanej pracy. Jednak w przeciwieństwie do swych przyjaciółek, ona sama nie była pewna czy sobie poradzi. Bała się, że po pewnym czasie znów stwierdzi, że to, co robi nie jest jej powołaniem. Obawiała się, że po raz kolejny będzie zmuszona do poszukiwania samej siebie, bo nie będzie mogła odnaleźć się w nowym otoczeniu. Niemniej jednak, tego wieczoru, postanowiła niczym się nie przejmować, tylko świętować swój, pierwszy od kilku miesięcy, wielki sukces. Okoliczności były jak najbardziej sprzyjające.

Gra warta świeczkiWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu