15

7 0 0
                                    


                                                                                  ***

                             Bez trudu dało się zauważyć, że coś ją męczy. Nie była zbyt rozmowna, a klientów obsługiwała bez entuzjazmu. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Rzeczywiście, myślami była zupełnie gdzie indziej, a swoją pracę wykonywała niczym robot. I to na autopilocie. Nie interesowało ją nawet czy zarobi dużo w napiwkach. Tego poranka było to dla niej najmniej ważne. Jack obserwował ją z niedowierzaniem. Cóż takiego wydarzyło się w ciągu minionego weekendu, że jej podejście do pracy zmieniło się diametralnie?

- Idziemy na papierosa! – nie wytrzymał w końcu i nie pytając ją o zdanie, po prostu chwycił ją pod rękę.

- Ale ja nie palę! – Joanna nie kryła zaskocznia.

- Nieważne! Ja będę palił. – pociągnął ją za rękę, wyprowadzając z kafejki - Co się z tobą dzieje? – Jack wreszcie puścił jej ramię, zatrzymując się pod ścianą kamienicy i wyciągając z kieszeni koszuli papierosy.

- Co? Aż tak widać? – zapytała strapionym tonem. Jack popatrzył na nią swym przychylnym wzrokiem, odpalając papierosa i oczekując szczerej odpowiedzi na postawione jej wcześniej pytanie.

- Upijesz się ze mną? – rzuciła szybko, spoglądając na niego niemalże błagalnie. Propozycja, którą rzuciłą Jackowi zadziwiła ją samą, gdyż nie była zwolenniczką zapijania problemów.

- Z tobą zawsze, ale dziewczyno, jest poniedziałek rano! – roześmiał się i prawie zakrztusił dymem z papierosa - I kto tu kogo ma niby na złą drogę sprowadzać, co?

- Przecież nie mówię, że teraz. – Joanna nadal była poważna i smutna.

- Acha... Czyli jest źle... – zamyślił się Jack, zaciągając ponownie papierosem.

- Do dupy jest, a nie tylko źle. – skwitowała dziewczyna, ciężko wzdychając i spoglądając w niebo.

- Czyli czeka mnie dziś poniedziałkowy alkoholizm... – Jack przeczesał włosy palcami i kolejny raz zaciągnął się papierosem, teraz będąc już wyraźnie zmartwionym – Kończę dziś o czwratej, wpadnij do The Drill po szkole. – zaproponował miejsce planowanego upijania się.

- OK – na chwilę pojawił się na jej smutnej twarzy niepewny uśmiech – Dzięki, Jack. – przytuliła się do niego na chwilę, po czym wróciła do kafejki.

Do szkoły szła jak na skazanie. Wiedziała, że spotka tam Karima, a po tym, jak ją potraktował dzień wcześniej, nie miała ochoty widzieć go już nigdy w życiu. Niestety, musiała dalej mieszkać z nim pod jednym dachem oraz spotykać go na zajęciach. Nie wyobrażała sobie tego. Wiedziała, że będzie to dla niej bardzo trudne, niemniej jednak, o dziwo nie chciała tym razem uciekać. Wiedziała, że pomimo niesprzyjającej sytuacji, musi żyć i funkcjonować dalej, bez wzgledu na to, ile energii będzie ją to kosztowało. Na tyle, na ile zdążyła już poznać Karima, wiedziała, że z pewnością, nie ułatwi jej sprawy swoim zachowaniem, a wręcz nastawiała się na najgorsze. Była pewna, że po spędzonej wspólnie nocy, on czuje się teraz panem sytuacji i będzie traktował ją jeszcze gorzej niż dotychczas. W końcu to ona straciła czujność i dała się podejść jak naiwna licealistka. Uwiódł ją, by oficjalnie umieścić na przegranej pozycji. By jeszcze siarczyściej dręczyć ją w każdej możliwej chwili.

Szła szkolnym korytarzem, na końcu którego czekali już pozostali koledzy z grupy. Nie było go wśród nich. „Może nie przyjdzie?" – pojawiła się nagle w jej myślach iskierka nadziei, że przynajmniej to popołudnie nie będzie aż tak fatalne, jak się tego spodziewała. Nie cieszyła się jedak zbyt długo. W tym oto momencie otworzyły się drzwi męskiej toalety. Na korytarz wypadł z niej Karim i stanął tuż przed nią, niemalże tak samo blisko, jak ponad dobę temu w domowej kuchni. Podniosła głowę i zajrzała mu w oczy. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że widzi w nich znów tę samą przychylność i namiętność. Jego twarz nie miała cynicznego wyrazu, jak zazwyczaj. Dało się raczej zauważyć na niej niepokój i rozterkę. Poczuła jakby chciał jej coś powiedzieć.

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now