12

11 0 0
                                    


- A, tu się schowałeś! – Joanna zaskoczyła go wieszając się mu na ramieniu.

- Co, zmęczyłyście się już tańcem? – zaśmiał się Jack, widząc obie dziewczyny z wyraźnymi wypiekami na twarzach. Jego współbiesiadnicy przywitali się z Giną, która też bywała tu często, natomiast Joannę zmierzyli wrokiem od stóp do głów z niemałym zainteresowaniem.

- Ona jest ze mną – powiedział owacyjnie Jack i objął Joannę ramieniem. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się nieśmiało. Mężczyźni jednak nadal, choć już nie tak nahalnie, pożerali ją wzrokiem, co mimo jej stanu upojenia i tak wpędziło ją w lekkie zakłopotanie. Korzystając więc z okazji, że szklanki znów były puste, zaoferowała, że teraz ona pójdzie do baru po kolejne piwo. Ucięła sobie nadzwyczaj miłą pogawędkę z barmanem Tomem. A właściwie Tomkiem, który to okazał się być Polakiem na emigracji od przeszło pięciu lat. Nalał jej dwa piwa. Pochwyciła je i zamaszyście wykonała obrót o sto osiemdziesiąt stopni, ale zamiast pójść prosto do ogródka, do Jacka, natrafiła na nie lada przeszkodę. Ogromny brzuch na wysokości jej rąk, trzymających piwa, odziany w znajomą niebieską koszulę w nikłą, białą kratkę, która teraz przybrała lekko brązowy kolor, gdyż co najmniej połowa piwa z obu kufli rozlała się na nią. Działo się to w ułamkach sekundy, w związku z czym, zwłaszcza, że nie była już trzeźwa, sytuacja ta wywołała u niej konsternację. Uniosła strwożony wzrok w górę i wtem o zgrozo! Ujrzała nad sobą wściekłą twarz ze zmarszczonym czołem! Twarz Eugena! Chciała zapaść się pod ziemię. Nie dość, że rozlała na niego piwo, to jeszcze była kompletnie pijana! Musiała wyglądać żałośnie w oczach swojego szefa, którego poznała zaledwie kilka godzin wcześniej.

- Panie O'Brien... – zaczęła, ale zamilkła jeszcze szybciej niż w ogóle zdążyła się odezwać. Miała wrażenie, że Eugene zaraz albo zgniecie ją swym wielkim brzuchem, albo ze złości wbije ją w podłogę swym srogim spojrzeniem. Z opresji wybawił ją Jack, który zdążył zobaczyć całe zajście. Szybko doskoczył do niej, chwycił ją za rękę i odsunął od ojca.

- Przepraszam... – wymamrotała spanikowana Joanna.

- Jest OK – zahuczał swym donośnym głosem Eugene.

- Nara, ojciec! – klepnął go w ramię Jack i pociągnął Joannę za sobą do wyjścia.

- Ale klapa! – Joanna wyraźnie miała zrujnowany humor na resztę nocy.

- Naprawdę jest ok, nie przejmuj się – Jack śmiał się do rozpuku – Ta jego mina! Hahahaha!!! Bezcenna! Dziewczyno, dałaś czadu! – śmiał się dalej.

- Tak dałam czadu, że teraz muszę sobie poszukać nowej pracy – Joanna była bliska placzu.

- Zwariowałaś? Co ty? Chodź, przejdziemy się kawałek – Jack przytulił ją na pocieszenie, a potem obejmując ramieniem, poprowadził ulicą. Mieszkał niedaleko, a że Joanna nie była w najlpszym stanie, zaproponował, że zabierze ją do siebie.

Siedzieli jeszcze w kuchni przez jakiś czas. Joanna wciąż rozpamiętywała swoje niefortunne zajście z szefem.

- To pokazałam się chyba z najgorszej strony, z jakiej tylko mogłam – prawie płakała.

- Mówię ci, że nic się nie stało. – zapewniał ją Jack.

- Jasne! Ty widziałeś jak on na mnie patrzył? Jakby miał mnie zabić wzrokiem!

- On tylko sprawia takie wrażenie. Pan straszny! Hahaha!!!

- Co on tam w ogóle, do jasnej cholery, robił? Śledził nas? – zainteresowała się nagle Joanna.

- A... Nie powiedziałem ci – Jack zrobił minę zbitego psa i przeczesał swe poczchrane włosy palcami obu rąk, w których potem na chwilę ukrył twarz, aż wreszcie spojrzał znów na Joannę – To jego pub. Jego i jego żony.

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now