6

39 0 0
                                    

Rzeczywiście, rano wstała jak nowonarodzona. Nastał wreszcie dzień, w którym, zamiast unikać patrzenia w lustro, chętnie spojrzała w nie zaraz po przebudzeniu, rzuciła figlarny uśmiech samej sobie, czując się niebywale komfortowo ze swym nowym imagem. Krzykliwy kolor włosów wywołał u niej poczucie nietuzinkowości, swoistej inności, która tym razem niosła ze sobą już tylko same pozytywy. Joanna zaczynała przekonywać się na nowo, że inność wcale nie musi być czymś gorszym. Nie była jednak jeszcze na tyle odważna, by ubrać się w bardziej wyrafinowane fatałaszki z jej nowonabytej garderoby. Niemniej jednak, idąc za radą Elisy, postanowiła zrezygnować z szerokich spodni, które nieustannie nosiła do tej pory. Założyła więc, wybrane przez koleżankę, jasne, wytarte, obcisłe dżinsy oraz zwiewną, żółtą bluzkę. Do tego plecione, skórzane sandałki, a  przez ramię przewiesiła torbę w podobnym stylu.

- Kawa?! – krzyczał z kuchni Karim, słysząc kroki Joanny na schodach.

- Tak, proszę. – odparła spokojnie, wchodząc do kuchni ze spuszczoną głową i wzrokiem utkwionym we wnętrze torby, do której próbowała upchnąć duży zeszyt.

- O w mordę! – wykrzyknął Karim na widok jej czerwonych włosów – Coś ty zrobiła z włosami?!

- Ufarbowałam. – Joanna uniosła głowę znad torby i spojrzała na niego. Nic już nie mówił, tylko stał chwilę, przyglądając się jej wnikliwie. Z zamysłu wyrwało go cpyknięcie, oznaczające, że woda w czajniku się zagotowała. Bez słowa, zalał wrzątkiem dwa kubki z kawą rozpuszczalną i zaniósł je do stołu. Znów siedzieli przy tym samym stole tylko we dwójkę, znów w milczeniu. Zupełnie tak samo, jak pierwszego dnia szkoły. Droga na lekcje także wyglądała podobnie. Dopiero przy drzwiach do klasy, Karim rzucił od niechcenia – Ładne.

- Co? – Joanna nie bardzo wiedziała o co mu chodzi.

- No... włosy – nie patrzył na nią, odwrócił głowę w stronę korytarza, jakby kogoś na nim wypatrywał – Ładne.

- Dzięki. – odparła bez emocji, wchodząc do sali.

          Kilka kolejnych dni upłynęło bez większych awantur pomiędzy Joanną i Karimem. Owszem, było parę sprzeczek, ale takowe były już przez wszystkich uznawane za codzienną normę. Ci dwoje po prostu musieli od czasu do czasu wymienić kilka uszczypliwych zdań. Mogło mieć też na to wpływ przeniesienie Karima do innej grupy w szkole. Udało mu się bowiem znaleźć pracę na recepcji w hotelu. Nie widywali się więc tak często, jak dotychczas. Jednak, kiedy już byli w domu w tym samym czasie, któreś z nich musiało wtrącić jakąś jadowitą uwagę. Niemniej jednak, dzień po dniu, Joanna przestawała być już zahukaną, płaczącą i wiecznie smutną dziewczyną. Powoli zamykała drzwi rozdziału z napisem „Nie chce mi się żyć”. Nadal nie była okazem szczęścia i przebojowości, ale czuła, że jest na dobrej drodze do odzyskania utraconej na długo równowagi. Niespodziewanie, zaczął interesować ją otaczający świat, ludzie, przebywanie z nimi, rozmowy. Nawet nie spostrzegła kiedy, wreszcie stała się cząstką tłumu, którą tak bardzo chciała, ale dotychczas nie potrafiła nią być. A teraz, kiedy przestała się w końcu nad sobą użalać i pielęgnować zakorzenioną w swym wnętrzu depresję, mimowolnie poczęła wtapiać się w otaczającą ją rzeczywistość, a uczucie wyalienowania zaczynało stopniowo zanikać. W dalszym ciągu miała w głowie swój mały, inny od wszystkich, świat, ale żal i smutek pomału zaczęły w nim wygasać, pozostawiając dużo więcej miejsca na rozprzestrzenianie się pozytywnej energii i wyeksponowanie niewątpliwej niezwykłości. Z nowym nastawieniem, dni mijały jej nadzwyczaj szybko. Tak szybko, że ledwie zauważyła upłynięcie dwóch tygodni, po których obiecała spotkać się z Roberto na kolejną, fryzjerską sesję.

- Witam, witam, piękności! – Roberto, jak zwykle, był bardzo radosny i oszałamiająco gościnny już od samego progu – Ojoj... – dorzucił jednak po chwili frasobliwym tonem ze szczerością do bólu – Koniecznie musimy coś zrobić z tym spranym kolorem i odrostami! – usunął się z przejścia. W ogrodzie znów stał przygotowany stół, z parującym lunchem, czekającym na rychłą konsumpcję. Ponownie siedzieli przy nim we trójkę, popijając wino i delektując się znakomitą peperonatą. Tej potrawy Joanna zakosztowała po raz pierwszy. Smak usmażonej na aromatycznej oliwie z oliwek papryki z pomidorami i cebulą, okraszonych swieżą bazylią i czosnkiem oraz octem balsamicznym, był niepowtarzalny. Do tego chrupiąca bagietka, prosto z rozgrzanego piekarnika, maczana w oliwie. Wszystko w asyście wybornego Pinot Grigio Rose. Podczas lunchu, Roberto z wielkim entuzjazmem, opowiadał o pierwszych kilku dniach w nowej pracy. Czuł się w roli pełnoetatowego fryzjera jak ryba w wodzie, a klientki pokochały go od pierwszego wejrzenia. Wyglądało więc na to, że zagrzeje w salonie miejsce na dłużej.

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now