19

2 0 0
                                    



Poniedziałkowe gorzkie żale, zapijane alkoholem istotnie pomogły Joannie, choć trochę, przejść do porządku dziennego po rozczarowaniu, jakiego dostarczył jej Karim swoją postawą. Właściwie to nie tyle alkohol, co towarzystwo Jacka przyczyniło się do uspokojenia emocjonalnej pożogi. Sposób, w jaki z nią rozmawiał i jak ją traktował, sprawiał, że nie myślała o sobie źle. Jack wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że w relacjach z Karimem to wcale nie ona jest tą złą i głupią, ale on zachowuje się jak prymityw i gówniarz, pokazując jej na wszystkie możliwe sposoby, że po prostu zwyczajnie ją wykorzystał i nie miał zamiaru ani zacieśniać ich stosunków, ani nawet po prostu odpuścić i zejść jej wreszcie z drogi. Nadal dochodziło między nimi do wielu słownych utarczek, ilekroć tylko zdarzało się, że byli w tym samym miejscu w tym samym czasie. Jedynie w szkole obchodziło się bez uszczypliwości i niepotrzebnych scysji, gdyż całą uwagę Karima sprowadzała na swą osobę Viera. Tam gdzie on, była też i ona. Nie odstępowała go na krok. Patrząc na nich, można było śmiało powiedzieć, że bardzo dobrana z nich para. Widok przymilającej się do Karima Viery, a jeszcze bardziej jego zainteresowanie owym przymilaniem, istotnie bolały Joannę. Bolały, a może po prostu tylko uwierały, bo jedak chcąc nie chcąc, cała sytuacja godziła nie tyle w jej własną osobę, co wprost w jej kobiecość. Owszem, niczym nie przypominała lalkowej Viery, ale czy naprawdę kobieta, posiadająca naturalnie ludzkie, fizyczne mankamenty była istotnie gorsza od ideału stworzonego z sylikonu, doskonałego makijażu, fryzury i drogich ubrań? A co z intelektem? Czyżby naprawdę nie miał on już żadnego znaczenia? Może i miał, ale czarno na białym było widać, że akurat dla Karima liczyło się tylko opakowanie. Środek zaś mógł być absolutnie pusty. W opinii Joanny na jego temat, obok dotychczasowego dręczyciela, chama i łajdaka, zaistniały więc też nowe określenia, jak palant, pajac i tłuk. Skoro wolał poświęcać całą swoją uwagę zmalowanej lali, z którą bóg jeden wie o czym mógł porozmawiać, to sam musiał być płytkim typem bez żanych wartości moralnych. Wyraźnie był zainteresowany jedynie czerpaniem korzyści z fizycznego kontaktu z Rosjanką. Myśląc o nim w ten sposób, Joanna nie mogła tylko zrozumieć dlaczego wciąż irytował ją widok tych dwojga razem? Nie powinna była przecież być zazdrosna o pajaca, który nie potrafił docenić tego co mogła, a nawet już była gotowa mu dać. Nie był jej godzien. Nie był godzien nawet, by jakimikolwiek myślami o nim, nawet tymi negatywnymi, zaprzątała sobie głowę. Nie umiała jednak wyrzucić tych myśli ze swej głowy, szczególnie kiedy była sama. Tylko, kiedy spędzała czas z Jackiem, zapominała o wszystkim co przykre, złe i podłe.

Teraz miała jednakże na głowie jeszcze sobotniego grilla, na którego genialny pomysł wpadło jej współlokatorstwo. Jak ona zniesie kilka długich godzin, patrząc na umizgi Viery i Karima? Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Już perspektywa wielkiego tłumu gości napawała ją znikomym, a wręcz żadnym enuzjazmem, a co dopiero towarzystwo ludzi, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego? Najchętniej uciekłaby stamtąd gdziekolwiek, choćby do parku na cały, boży dzień! Oby z dala od niepożądanych widoków! Na ucieczkę nie było jednak szans. Elisa kategorycznie zapowiedziała, że się na nią obrazi, bo i tak od jakiegoś czasu czuła się przez Joannę zaniedbywana. Wydawałoby się, że w zaistniałych okolicznościach, jedynego ratunku mogła upatrywać w Jacku. Niestety, musiał pracować, więc z żalem odmówił uczestnictwa w sobotniej fecie. Była więc zdana na samą siebie, bowiem Jack był jedynym człowiekiem, któremu opowiedziała o tym, co zaszło między nią a Karimam i jak się z tym czuła. Reszta londyńskich znajomych żyła w przekonaniu, że po prostu ich wzajemna awersja nadal trwa, a niekiedy się wzmaga.

Na szczęście w pracy potrafiła odciąć się od myślenia o wszystkim, co nieprzyjemne. Im większy był ruch, tym lepiej się czuła, zwinnie przemieszczając się pomiędzy stolikami, uwijając z przyjmowaniem i realizacją zamówień najszybciej i najlepiej jak tylko umiała. Wszelakie rozmówki z klientami również wprowadzały ją w miły nastrój, a że ona przez owych klientów była bardzo lubiana, przekładało się to również na jej zyski finansowe w postaci napiwków. Wszystkie te czynnkiki sprawiały, że z ręką na sercu mogła stwierdzić, że lubi swoją pracę i wykonuje ją z prawdziwym zaangażowaniem. Niestety, wszystko co dobre, też ma swoje granice. I tutaj wcale nie zanosiło się na wyjątek.

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now