9

13 0 0
                                    


                                                                                                   ***

Od dnia, w którym miała rozpocząć pracę, została też przeniesiona do innej grupy w szkole. Tym razem jednak nie przerażało ją to, że znów będzie nowa, nikogo nie będzie znała i ze koszmar obcowania z kolejnymi nowymi ludźmi znów się zacznie. Był piękny, środowy poranek. Szła do stacji metra z uśmiechem, znowu za wcześnie, gdyż obudziła się bladym świtem i zamiast próbować spać dalej, postanowiła wstać. Nowy dzień. W dodatku ważny. Najpierw szkoła, a potem pierwszy dzień w pracy. Pracy, której nigdy przedtem nie wykonywała i choć czaiła się w jej wnętrzu mała obawa, że nie podoła, postanowiła stawić czoła nowemu zadaniu. Miała sporo czasu zanim zaczęły się poranne zajęcia. Wstąpiła więc do kafejki na kawę. Jak zawsze o tej porze, roiło sie tam od ludzi, których największe skupisko było przy ladzie z przysmakami śniadaniowymi oraz kasie. Bez trudu wypatrzyła jednak obsługującego klientów Jacka. Miał typowy dla niego bałagan na głowie, niezadowoloną minę i jakże fantastyczne spojrzenie. Rozbrajające. To właśnie za sprawą tegoż oto spojrzenia, wszelkie z pozoru niesympatyczne miny chłopaka, były natychmiastowo spychane na dalszy plan. Stała chwilę z boku, przyglądając mu się. Zauważył ją i nie zwlekając, odwrócił się do ekspresu, zaparzył swieżą kawę, którą zalał gorącym, spienionym mlekiem. Pochwycił kubek i podbiegł z nim do Joanny.

- Twoja pierwsza pracownicza kawa – posłał jej kolejne ze swych spojrzeń i uśmiechnął się szeroko.

- Przecież ja jeszcze nie zaczęłam... – Joanna zmieszala się, nie wiedząc gdzie zatrzymać swój wzrok.

- To już za kilka godzin. Do zobaczenia. – znów się uśmiechnął, pobiegł na swe miejsce pracy, zostawiając ją samą na środku kafejki z kubkiem kawy w dłoni. Stała tak chwilę, po czym zaczerpnęła łyk wyśmienitego napoju i ruszyła do szkoły z uśmiechem na ustach. Niestety, dzień choć zaczął się bardzo miło, nie mógł w całości takowym pozostać. Po przekroczeniu progu klasy spotkało ją rozczarowanie. Na jej nieszczęście, tym razem nie wszyscy studenci byli jej obcy. Pośród nich był także Karim. Nie wierzyła własnym oczom. Znowu on?! Jak to?! Przecież dopiero co uwolniła się od niego przynajmniej na zajęciach! Za co? Za co taka kara?

- Ty? – Karim wyraźnie był wcale nie mniej zdumiony niż ona sama – Co ty tu robisz?

- Czy w tej szkole jet tylko jedna grupa dzienna dla pracujących? Nie wierzę... – Joanna opadła z rezygnacją na krzesło i przeczesała włosy palcami.

Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Jakim cudem los ciągle spychał ją na tę samą ścieżkę, po której kroczył Karim? Czemu nie mogła żyć spokojnie, bez stresu? Bez kłótni i docinków? Uznała ten dziwny zbieg okoliczności za wyjątkową ironię losu, a co za tym szło – cały jej dobry nastrój diabli wzięli. Mimo, że dawała sobie radę na lekcji, wciąż była wręcz chwalona przez nauczyciela, czuła nieopisany dyskomfort dzielenia swej małej egzystencjalnej przestrzeni z jej prześladowcą.

Całe jej niezadowolenie z powodu zaistniałej sytuacji opadło jednak tuż po zakończeniu lekcji. Miała bowiem przed sobą nowe zadanie, czyli rozpoczęcie pracy. Wypadła więc ze szkoły niczym burza i pognała do kafejki.

Stojac naprzeciw wejścia, poczuła jak serce jej załomotało. Pojawił się niewielki stres przed czymś, o czym nie miała pojęcia, a z góry wiadomo było, że musiała udawać doświadczoną kelnerkę. Po przekroczeniu progu, zaczęła gorączkowo szukać wzrokiem Jacka po całym pomieszczeniu. Nie było go. Niemniej jednak przed nadpływającym atakiem paniki uratowała ją Gina, młodziutka, śniada dziewczyna, która obsługiwała ją kilka dni wcześniej. Zauważając Joannę, podbiegła do niej i przywitała z uśmiechem na ustach. Nie czekając na niczyje wskazówki, zaczęła oprowadzać ją po kafejce od strony zaplecza. W błyskawicznym tempie pokazywała jej jak wygląda proces parzenia kawy, przygotowanie mleka, zapoznała ją z planem stolikow. Joanna starała się kodować wszystko w pamięci i nawet nie miała czasu pomyśleć, że z czymś może sobie nie poradzić. Nie było czasu na rozmyślania i wszelkiego rodzaju rozterki. Dość szybko wdrażała się w swe nowe obowiązki. Zaczęła zbierać zamówienia od klientów oraz przyrządzać napoje. Uśmiechała się przy tym dużo i zauważyła nawet, że odczuwa zadowolenie z przychylności klientów, jak również setek odwzajemnionych uśmiechów oraz idących za nimi napiwków. Po godzinie pojawił się w knajpce Jack, który jednak zanim się z nią przywitał, obserwował ją chwilę z zaplecza. Na jego zmęczonej twarzy wystąpił lekki uśmiech, zupelnie tak jakby podświadomie był szczęśliwy, że dziewczyna świetnie sobie radzi w środowisku, w którym nigdy wcześniej nie pracowała. Zupełnie tak jakby w jakiś bliżej nieokreślony sposób był z niej dumny. Z samego siebie także, bowiem Joanna jako nowy pracownik była przecież jego własnym wyborem. Dopiero później zwolnił Ginę z roli szkoleniowca i sam zajął się treningiem nowej pracownicy. Sprawiało mu to niesamowitą przyjemność, gdyż Joanna rzeczywiście, tak jak obiecywała, szybko się uczyła i traktowała pracę poważnie. Nie było mowy o ociąganiu się czy jakimkolwiek lenistwie. W dodatku zarówno ona, jak i Jack mieli bardzo podobne poczucie humoru, w związku z czym praca, choć ciężka, to jednak dawała im obojgu zadowolenie.

Pod koniec zmiany Joanna była już niemalże całkowicie wdrożona w obowiązki kelnerki i prawie nie potrzebowała pomocy w obsłudze kasy fiskalnej. Ponadto, mimo zmęczenia, odczuwała samozadowolenie i było jej dobrze w nowej roli. Zrodziła się w niej także ciekawość. Ciekawość odnosnie szefa, którego jeszcze nie poznała. Jak wyglądał? Kim był? Oprocz tego, że był ojcem Jacka nie wiedziała o nim kompletnie nic. Nie, żeby było to cos najważniejszego na świecie. Była to po prostu czysta ciekawość kim jest jej pracodawca. Postanowiła jednak nie zagłębiać się w szczegóły. Na pewno przyjdzie dzień, w którym wreszcie spotka się z nim twarzą w twarz. A na razie miała przyjemność oglądania twarzy jego urodziwego syna. 

          Skończyła już pracę, było nieco po dwudziestej trzeciej. Wieczór był ciepły, aczkolwiek dość wietrzny, toteż zarzuciła na ramiona jeden ze swych nowych, kolorowych sweterków, przewiesiła przez ramię skórzaną torbę i była gotowa do wyjścia na metro. Poza nią nie było już prawie nikogo. Na samym środku kafejki, przy jednym ze stolików siedział Jack. Wiekszość swiateł była już pogaszona, paliły się tylko niektóre punktowe żarówki, umieszczone w suficie. Pod jedną z nich stał stolik, przy którym siedział Jack i liczył kasę. Wychodząc zza baru, szła w jego stronę niesłychanie cicho, by mu nie przeszkadzać. Mimo, że starała się stawiać kroki najciszej jak tylko potrafiła, uslyszał ją.

- Co się tak skradasz? – zażartował, unosząc głowę i rzucając na nią okiem z półuśmiechem na twarzy.

- Widzę, że jesteś zajęty, więc nie chciałam ci przeszkadzać – tłumaczyła, zbliżając się do niego. Zatrzymała się tuż przy jego stoliku.

- Dobra robota, Jo. – pochwalił ją Jack – Mogłaś spokojnie skłamać, że masz doświadczenie. Uwierzyłbym. – uśmiechnął się nadzwyczaj miło i spojrzał na nią swymi ciemnobrązowymi oczami, które w półmroku zdawały się być jak dwa male węgliki, próbujące rozpalić ją od środka.

- Dzięki – odparła nieco speszona, a jednocześnie rozpromieniona.

- Będę potrzebował twój numer konta i National Insurance Number i kopię dokumentu ze zdjęciem – Jack zmienił nagle temat, podnosząc się powolnie z krzesła i przecierając dłońmi znużoną twarz.

- Numer konta podam ci jutro. Przyniosę też paszport, a National Insurance Number... Mam spotkanie w poniedziałek w Job Centre Plus – objaśniała Joanna – Ale to chyba nie jest jakis duży problem? – dodała zaraz z wyraźną trwogą w głosie.

- Nie, jasne, że nie – Jack wstał, zaśmiał się i poklepał ją lekko po ramieniu – Wyluzuj, przecież wiem, że tego nie da się załatwić w jeden dzień.

Odetchnęła z ulgą, po czym pożegnała Jacka i udała się do stacji metra.

ڍr���x



Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now