18

1 0 0
                                    


Impreza w Komnacie, jak nigdy przedtem trwała do samego rana. Znajomi powoli się wykruszali i do końca dotrwali tylko Bix i Joanna. Było już po szóstej, kiedy w końcu zdecydowali się opuścić klub. Bix nie chciał nawet słyszeć, że przjaciółka miałaby wracać do domu taksówką czy też, nie daj Boże, autobusem. Uparł się, że ją odwiezie, choć mieszkali po przeciwnych stronach miasta, a on sam był już morderczo zmęczony po długiej nocy. Widząc jednak, że wszelkie negocjacje w tej sprawie i tak skazane były na fiasko, Joanna posłusznie wsiadła do klubocaru i czekała bez słowa aż Bix uruchomi silnik.
- Co za noc... - westchnęła Joanna, przypominając sobie całą imprezę w telegraficznym skrócie, po czym oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo i głośno się roześmiali.

- Ale się Elka uwaliła, co? – rechotał Bix.

- No, dała czadu! Jak nie ona! – nie mogła przestać się śmiać Joanna – Ale nie dziwię się jej. Po tak długim czasie przebywania z tym cholernym kosmitą, w końcu poczuła się wolna. A że swoje i tak odcierpi, to już inna bajka. – przestała się już teraz śmiać – No i jeszcze ta Bogna! Nigdy w życiu nie przeszłoby mi przez myśl, że będę robić z nią interesy!
- No, niezła jazda. - przyznał wciąż uśmiechając się Bix, ruszając z miejsca - Swoją drogą jestem pewien, że interesy z Bogną nie wyjdą ci bokiem i czymkolwiek jeszcze, jak związek z jej prawie byłym mężem!

- To prawda. – zgodziła się z nim – Ale ty naprawdę myślisz, że powinnam pójść na tę współpracę z nią? – oczekiwała na radę.

- Pewnie, że tak. – odparł Bix z przekonaniem - To jest konkretna babka, a jeśli chodzi o jej branżę, to jest naprawdę z górnej półki. Zastanów się nad tym, chociaż ja na twoim miejscu akurat bym się nie zastanawiał, tylko podpisał z nią umowę na obsługę tego eventu. Malutka, można powiedzieć, że ona ci z nieba spadła.

- Acha... Czy ty ją z tego nieba zrzuciłeś? – drążyła Joanna.

- Jak to ja zrzuciłem? – wypierał się Bix.

- A kto inny? Przecież wiem, że dobrze się znacie i dam sobie rękę uciąć, że maczałeś w tym palce.

- Oj, uważaj, żebyś przypadkiem nie została bez ręki. – rzekł z przekąsem – Po prostu się z tym prześpij,ok?
- Ok, ok. Może masz rację... - westchnęła i zapatrzyła się w okno. Zawsze tak robiła kiedy z kimkolwiek i jakimkolwiek środkiem transportu przemierzała któryś z warszawskich mostów. Lubiła patrzeć na rzekę oraz wszystko, co znajdowało się na jej brzegach. Pochłaniało ją to niekiedy do tego stopnia, że całkowicie wyłączała się z rozmowy. Tym bardziej teraz, kiedy obserwołała malowniczy wschód słońca, rozpościerający się na wiszącym nad Wisłą niebie. Szarość chmur przełamana była pomarańczowymi i różowymi pastelami, spod których coraz intensywniej mrugały pierwsze promienie październkowego słońca. Niesamowity widok, od którego nie potrafiła oderwać zmęczonych już oczu.
- Ej! - Bix szturchnął ją łokciem - Słuchasz mnie czy szczerość aż tak cię boli?
- Co? - Joanna nie miała bladego pojęcia o czym prawił przyjaciel - O czym ty do mnie...
- A, no tak! Zapomniałem już o twojej zawieszce na mostach. - zaśmiał się rozkosznie - Nadmieniłem tylko, że sam nie wiem gdzie ty sobie dobierasz facetów? Co jeden to gorszy, esz!
- W korcu maku. - powiedziała żartobliwie Joanna, patrząc wciąż przez okno i po omacku pogłaszając radio, z którego to popłynęła bardzo przyjemna melodia. Choć dla Joanny i jej rówieśników mogła wydawać się stara jak świat, gdyż była przebojem z epoki młodości ich rodziców, to przywoływała dobre, rodzinne wspomnienia i działała wprost kojąco na zmysły po całej nocy, spędzonej w lokalu z głośną, żywiołową muzyką klubową. Słysząc więc pierwsze takty wielkiego przeboju Piotra Szczepanika, poczuła się rozluźniona. Przymknęła oczy i uśmiechając się, westchnęła – Oooo, kormorany...

Wtem, zamiast relaksu zmęczonego umysłu po długiej nocy, poczuła gwałtowne szarpnięcie pasa bezpieczeństwa wskutek ostrego hamowania, podczas którego niemalże oboje dotknęli czołami przedniej szyby.

- Gdzie?!- wrzasnął Bix.

- Co jest?! Co ty wyprawiasz?!- Joanna krzyczała przerażonym głosem, widząc przed sobą i wokół całkowicie pustą ulicę i w żaden sposób nie mogąc zrozumieć, co skłoniło Bixa do tejże przedziwnej reakcji.

- Kormorany... Gdzie? – przemówił nagle Bix, wyraźnie już ściszonym tonem, wpatrując się w uliczną pustkę. Potem powoli odwrócił głowę i spojrzał nieśmiało na Joannę, która już dłuższą chwilę przyglądała mu się z niedowierzaniem. Teraz jej oczy jakby jeszcze bardziej się poszerzyły i wwiercały się prześmiewczo w jego speszoną twarz. Badawczo patrzył na jej wyraz twarzy, który w ułamku sekundy zmienił się z wkurzonego do granic, aż po rozbawiony do łez. Nagle zaczęła się śmiać w niebogłosy.

- W radiu, jemiole! – patrzyła na niego z politowaniem, zanosząc się nadal śmiechem. Bix wciąż wyglądal na zagubionego.

- Piotr Szczepanik... - chichrała się dalej Joanna – „Goniąc kormorany"... Piosenka w radiu...

Bix w jednej chwili wybałuszył swe i tak okrągłe oczy, zrobił śmieszną minę nieporadnego przedszkolaka, choć i bez tego wyglądał wystarczająco komicznie, po czym sam też wybuchnął śmiechem i ukrywając na chwilę twarz w dłoniach, wymamrotał, poważniejąc szybko – Ja naprawdę jestem jemiołem! – po tych słowach nagle przestał się śmiać i z powagą spojrzał na przyjaciółkę. Chwycił ją obiema dłońmi za ramiona i patrząc prosto w jej nadal rozchichotne oczy, rzekł z nutą przerażenia w głosie – Jezu, Aśka, przecież nam się mogło coś stać przez to moje nieogarnięcie... - patrzył na nią z ogromną konsternacją.

- Przestań! – Joanna spoważniała od razu i uwolniła swe barki z mocnego uścisku Bixa. Teraz ona energicznie schwyciła jego chuderlawe ramiona swymi filigranowymi dłońmi i gławłtownie potrząsnęła kolegą – Ty się lepiej ciesz, że klubocar jest w tej chwili jedynym pojazdem na tym moście i że nie ma w pobliżu żadnego radiowozu! A teraz bez dyskusji jedziemy do mnie, ty idziesz prosto spać, a jak się wyśpisz i odpoczniesz, pojedziesz do domu! Niczego się nie nauczyłeś parę lat temu, do cholery?!

- Ale ja przecież nie... - Bix zaczął się tłumaczyć.

- Tak, wiem, że nic nie ćpałeś! – przerwała mu – Ja mówię o zmęczeniu! Ile godzin jesteś na nogach, co?!

- Przepraszam. – wyszeptał, spuszczając wzrok, błądząc nim po fotelach oraz podłodze.

- Dobra. – powiedziała Joanna spokojnym już teraz głosem, zdejmując ręce z jego barków. On podniósł głowę i spojrzał na nią wstydliwie. – Przestań się mazać! – dorzuciła zaraz zaczepnie, nawet się przy tym uśmiechając - Jedź już, ty... Kormoranie! – po czym oboje parsknęli śmiechem i z wielkim wczuciem dośpiewali kończący się już w radiu utwór.

Zaraz po przyjeździe do mieszkania Joanny, Bix grzecznie spoczął na sofie i natychmiastowo pogrążył się w błogim śnie. Ona zaś, mimo potwornego zmęczenia nie mogła od razu zasnąć. Wciąż kołatały jej w głowie słowa Bixa: „Gdzie ty sobie dobierasz facetów?". A potem zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią na jego pytanie, którą rzuciła mu bez namysłu. No właśnie. Cóż to był tak naprawdę ten jej korzec maku, w którym deklarowała, że dobiera sobie parę? I dlaczego akurat musiał to być w ogóle jakiś bliżej nieokreślony korzec maku, zamiast zwyczajnego miejsca ze zwyczajnym człowiekiem w zwyczajnym świecie? Czyżby wszyscy odpowiedni kandydaci na towarzysza życia rzeczywiście byli już zajęci? A może po prostu miała pecha? A co jeżeli rzeczywiście była zwyczajnie głupia i wciąż dokonywała nieudolnych wyborów, dając się wykorzystywać, oszukiwać i traktować co najmniej niepoważnie? Ba, mało tego! Niekiedy nawet sama pchała się wręcz w ramiona szujowatych nikczemników i innych kanaliowatych drani. I cóż ona w nich takiego widziała? Co ją w nich pociągało? Nie raz zadawała sobie to pytanie i nie raz obiecywała sobie, że nigdy więcej nie da się ponieść chwili, ani tym bardziej nie uwierzy w bajeczki o cudownej przemianie... Na próżno. Ciągle pakowała się w związki bez przyszłośći lub w zupełnie beznadziejne znajomości, które już od samego początku zwiastowały jej późniejszą katastrofę emocjonalną. Jednakże, mimo najszczerszych chęci i przysięgania przed samą sobą, że to naprawdę był już ostatni raz, kiedy tylko zdążyła choć trochę otrząsnąć się po ostatniej porażce z mężczyzną, znów wpadała w sidła kolejnego niegodziwca. A najgorsze w tym wszystkim było to, że zupełnie nie miała pojęcia jak temu zaradzić i żyła nieustającą nadzieją, że w końcu uda jej się zapanować nad własną naturą.

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now