1.2

9 1 0
                                    

Następnego dnia też nie odpisał, ani kolejnego. 

– Myślisz, że podał mi zły numer? – spytałam Amie i Lauren w czasie przerwy na lunch w poniedziałek w college'u. 

– Po co miałby to zrobić?

 – Więc czemu nie odpisuje? 

W piątek wieczorem jeszcze się aż tak nie przejmowałam. Podobał mi się, ale nie jakoś strasznie. Za to wgapianie się w komórkę przez cały weekend przyniosło więcej pytań niż odpowiedzi. Nawet wyłączyłam telefon i włączyłam jeszcze raz, ale esemesy od innych dochodziły bez problemu.

– Napisać jeszcze raz? – spytałam dziewczyn.

 – Nie! – odparły chórem. 

Więc czekałam. I czekałam. I czekałam

Kiedy wreszcie we wtorek udało mi się skupić na czymś innym, bo akurat uczyłyśmy się, że w ludzkiej dłoni jest dwadzieścia siedem kości, mój telefon zabrzęczał. Amie spojrzała w moją stronę, a gdy na wyświetlaczu zobaczyłam, że to od niego, kiwnęłam do niej głową i poczułam, że się rumienię.

„Przepraszam, imprezowałem cały weekend. Jak się masz?".

I tak się zaczęło, tam, w sali wykładowej college'u. Teraz, kiedy wreszcie zwrócił na mnie uwagę, nie zwlekałam z odpowiedzią kilka dni ani nawet godzin. Kułam żelazo, póki gorące. 

Odpisałam, nie pamiętam dokładnie jak, ale musiałam zażartować na temat imprezy, bo odpisał od razu, ja zaraz odpowiedziałam i tak esemesowaliśmy przezkilka dni. 

Wysłałam dziewczynom grupową wiadomość na czacie MSN: 

„Cały czas gadamy!" 

Czułam się wyjątkowo, może dlatego, że przyjaźnił się z moim bratem i to dodawało sytuacji smaczku, czułam się jak jakaś buntowniczka. Ale głównie chodziło o to, że on był całkiem nowy. Nie zachowywał się jak głupkowaci szesnastoletni kolesie, z którymi się spotkałyśmy, którzy dopiero zaczynali się golić. Anthony miał dziewiętnaście lat, był mężczyzną, nie pałętał się po parkach i nie namawiał obcych ludzi, żeby kupili mu alkohol. Mógł kupić sobie sam. Niemieszkał z mamą, tylko z przyjacielem, Scottem Tarrantem, zwanym Scottym. No dobrze, mieszkali z mamą Scotty'ego, ale to i tak co innego niż gnieżdżenie się wjednym domu z rodzicami. Chodził też do pracy. W każdym razie do niedawna, bo w jednym z esemesów napisał mi, że niedawno wyrzucili go z roboty przy rusztowaniach. I miał prawo jazdy. Co prawda chwilowo nie mógł jeździć, bo miał karę za przekroczenie prędkości, ale i tak był inny, interesujący, a mandat sprawiał tylko, że wydawał się bardziej nieobliczalny.

I jeszcze ten akcent, który dodawał mu egzotyczności na tle miejscowych chłopaków. Nie chodziło tylko o wiek, ale też o to, że pojawił się jakby znikąd. Znałam tu w zasadzie wszystkich w moim wieku, a na pewno wiedziałam o ich istnieniu, ale Anthony'ego nigdy wcześniej nie namierzyłam – żadna z moich przyjaciółek też nie – i już samo to wystarczyło, żeby mi się podobał. Nie wiedziałam, skąd się wziął, ale lubiłam go i przez kilka następnych dni esemesowaliśmy, wygłupialiśmy się, on mnie rozśmieszał, a ja lubiłam go coraz bardziej. Aż w końcu...

„Może jutro wpadniesz?"

 „OK". 

Powiedziałam dziewczynom, że mnie zaprosił do Scotty'ego, a ponieważ Remi go znała, postanowiła iść ze mną. Nie na podwójną randkę, to był mój wieczór, a jej się Scotty nie podobał, ale żebyśmy mogli się z Anthonym zająć sobą.

 Następnego wieczoru powiedziałam mamie, że idę do Remi, a potem usłyszałam z ulicy klakson. 

– Uważaj na siebie – zawołała za mną, gdy już zamykałam drzwi. 

Oblana KwasemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz