3. Zazdrość

8 2 0
                                    

Odkąd rano otworzyłam oczy, nie wypuszczałam z rąk telefonu. Nawet naz ajęciach trzymałam go w dłoni, w kieszeni tuniki, i czekałam na króciutką wibrację, która oznaczała przyjście esemesa. Gdy spoglądałam w dół, telefon był rozświetlony i oznajmiał, że to wiadomość od tej jednej osoby: od Anthony'ego. Siedziałam na wykładzie poświęconym warstwom skóry, przedzierałam się przez informacje o naskórku, skórze właściwej oraz tkance podskórnej i jedną ręką robiłam notatki, modelując każde słowo strużką tuszu z długopisu, a drugą miałam przyklejoną do komórki. Bo dzisiaj, po całym długim roku, przyszedł dzień, gdy Anthony miał wreszcie wyjść z więzienia.

Tym razem byłam tego pewna. No, na dziewięć dziesiąt dziewięć procent. Rano wyjątkowo długo układałam włosy i malowałam się, ale chociaż musnęłam szczoteczką każdą rzęsę, cały czas musiałam sobie przypominać, że przeżyłam już wiele fałszywych alarmów. Zbyt wiele miałam za sobą tygodni, gdy powtarzał, że oczekiwanie dobiega końca, a ja nadal nie mogłam wziąć go za rękę, nadal nie było go obok. Ale dzisiaj nawet ja miałam dobre przeczucia. I nie pomyliłam się.

Telefon zadzwonił koło jedenastej, akurat gdy miałam przerwę. Anthony. 

– To dzisiaj! – zawołał. – Kochanie, puszczą mnie!

Poczułam, jak żołądek mi się ściska, a potem podskakuje z radości. 

Poszłam zgłosić w sekretariacie, że źle się czuję i idę do domu, a w tym czasie przy wejściu zatrzymał się już niebieski samochód Lorraine, ciociAnthony'ego

– Gotowa? – spytała, gdy wsiadłam i zapięłam pas. 

– Nie mogę się doczekać! 

I nie mogłam wytrzymać już ani chwili, nie po całym roku samotności. Mknęłyśmy przez wioski, a potem wypadłyśmy na szosę, która miała nas prowadzić aż do więzienia w Norwich, a ja myślałam o wszystkim, przez co przeszliśmy w ciągu tego roku, o dobrych i złych chwilach. Niewiele par daje radę przetrwać roczną rozłąkę, zwłaszcza jeśli wcześniej byli ze sobą jedynie kilka tygodni.

Wszystko, co pisał Anthony, okazało się prawdą: łączyło nas coś wyjątkowego. Miałam osiemnaście lat, a jednak przez rok zachowywałam ciało dla niego. Nie zbliżyłam się do innego chłopaka, jak bym mogła? Zresztą, po co? On pisał do mnie z więzienia, dzwonił co wieczór. Żyłam dla tych listów i telefonów, napędzały mnie w gorszych chwilach. Jeden rzut oka na list, karmienie się zdaniami, które sformułował i to mi wystarczało, koiło mnie. Ale już nie będę musiała się tym sycić. Dziś dostanę Anthony'ego naprawdę, już za kilka chwil wezmę go za rękę i nie puszczę. Nie tym razem. Uśmiechałam się do tej myśli i mocniej zaciskałam w dłoni telefon, jakby był liną, która łączyła nas od miesięcy. Co bym bez niej zrobiła? 

W końcu wjechałyśmy na długą, prostą drogę wiodącą do bram więzienia. Widziałam wielkie brązowe wrota obramowane czerwoną cegłą więziennych murów. Przed nimi, zaciskając w rękach plastikową torbę, stał Anthony i wyglądał na strasznie małego.

Nigdy nie widziałam, żeby uśmiechał się tak szeroko! Uśmiech sięgał mu odpoliczka do policzka, a ja czułam, że mam na twarzy taki sam. Podbiegł do nas i zaczął otwierać drzwiczki, zanim jeszcze samochód porządnie się zatrzymał. Ale jateż już rozpinałam pas i wypadłam na zewnątrz, prosto w jego ramiona. W końcu był, czułam go obok, objął mnie tak mocno, jak nikt nigdy, a ten uścisk mówił mi, że nigdy więcej mnie nie wypuści. Nie mogłam powstrzymać łez

– Kochanie! – Zrobił smutną minkę, a potem zaczął całować mnie popoliczkach. – Chodź, jedźmy do domu.

Usiadł obok mnie z tyłu. Po rocznej rozłące nie zamierzaliśmy się rozstawać nawet w samochodzie. Siedzieliśmy obok siebie, trzymaliśmy się za ręce, splataliśmy palce i co jakiś czas wymienialiśmy porozumiewawczy uścisk, jednocześnie rozmawiając z Lorraine.

Oblana KwasemWhere stories live. Discover now