9. Szept wiatru

2.5K 183 9
                                    

   Firanka zawirowała żywo w tańcu z mroźnym podmuchem wiatru, jaki wpadł przez uchylone okno do średnich rozmiarów sypialni. Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu, dalej trochę nie dowierzając, że to ich dom - jej i Libby. A teraz dodatkowo obydwie znajdowały się w pokoju dziewczynki, jej własnym, prywatnym pokoiku, a nie skrawku metrażu, gdzie mieściłoby się łóżeczko. Ściany w kolorze pastelowego różu sprawiały, że nie chciało się stąd wychodzić. Okno prawie na całą jedną ścianę wpuszczało mnóstwo światła nawet w mroźnie, nieco ponure, zimowe dni. Komplet dziecinnych mebli, które kupiła w towarzystwie Ginny sprawdzał się doskonale - regalik z książeczkami, niewielka sofka, fotelik, przewijak, szafa z ubraniami dziecka. Naprawdę nie brakowało niczego i Hermiona doszła do wniosku, że każda matka  by tego pragnęła, a ona w końcu mogła zapewnić to swojemu szkrabowi.

     Kobieta przesunęła wierzchem palca po pulchnym policzku dziewczynki, która w odpowiedzi zmarszczyła nosek i mlasnęła swoimi małymi usteczkami. Dopiero co zasnęła, kołysana w ramionach matki w rytm melodii z wiszącej nad łóżeczkiem magicznie zaczarowanej karuzeli. Odkąd zamieszkały razem, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Same rano się budziły, same jadły śniadanie, same kładły się spać. Niezmiennym zostało to, że podczas gdy Hermiona jechała do biura, Ginny zajmowała się Libby. Początkowo kobieta nie chciała na to przystać, stwierdzając, że w taki sposób w ogóle się nie usamodzielni mimo osobnego mieszkania, ale potem doszła do wniosku, że nie ma różnicy między zapisaniem córki do magicznego żłobka a oddaniem pod opiekę przyjaciółki, co na pewno robiła z większym spokojem. Tak więc niby wszystko się zmieniło, ale pozostały też jednak odblaski dawnych dni, kiedy mieszkali wszyscy razem.

     Hermiona nakryła dokładnie córkę kołderką, a potem podeszła do okna i je zamknęła, bo pokój zdążył się już wywietrzyć, przez co powietrze było rześkie i przyjemne. Zaczarowała odpowiednio karuzelę, by grała bez przerwy, a potem, zamknąwszy cicho drzwi, ruszyła korytarzem w stronę schodów, by zejść na dół do kuchni. Po drodze minęła toaletę połączoną z łazienką oraz kolejne dwa pokoje, w tym swoją sypialnię i na razie wciąż puste pomieszczenie, które po Nowym Roku miała zamiar przemienić w swój domowy gabinet, co znacznie ułatwiał kominek, który bez problemu można było podłączyć do kominka w siedzibie aurorów. Mimo, że mieszkały tutaj nieco ponad tydzień, na ścianie wzdłuż schodów już wisiało pełno magicznych zdjęć z ostatniego roku, kiedy Hermiona niemal nie rozstawała się z Potterami. Stąd ich uśmiechnięte twarze prawie na każdej fotografii. Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się z rozczuleniem, obserwując Harry'ego, przyłapanego na nieudolnym przewijaniu Libby w jej pierwszych dniach, kiedy Hermiona nie mogła jeszcze ruszyć się nigdzie z łóżka. W myślach zawsze uznawała ten czas za jeden z najgorszych w jej życiu.

     Salon, który był większą częścią parteru domku, przypominał nieco salon Potterów, dlatego szybko się w nim zadomowiła i spędzała miło czas. Różnica polegała na tym, że łączył się on z jadalnią i kuchnią, którą odgradzała jedynie piękna wyspa, o jakiej zawsze marzyła, gdy myślała o własnym mieszkaniu. Dzięki temu pomieszczenie było naprawdę wielkie, przestronne, ale w żadnym wypadku puste lub odpychające, jak niekiedy się zdarzało. Sporych rozmiarów kominek, gdzie nieustannie igrał ogień, pokaźna biblioteczka na całą jedną ścianę, komplet wypoczynkowy ozdobiony kolorowymi poduszkami i miękki dywan, na którym gołe stopy znajdywały miłe ukojenie każdego wieczora. Pod jednym z kilku okien piękny kojec z baldachimem z delikatnego materiały, gdzie Libby spędzała bezpiecznie chwile, gdy nie spała. A zaraz za kanapą niemal ogromny stół, a wokół niego wygodne krzesła, na których siadała wygodnie z Harrym i Ginny, gdy zapraszała ich w sobotę na obiad. Każda sobota była ich, przyjaciołom wydawało się z kolei, że w ten sposób chce im podziękować za te wszystkie dni, kiedy to oni opiekowali się nią i Libby.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now