21. Puszka Pandory

2K 140 14
                                    

A/A: Nie wiem, jak to zrobiłam, ale udało się i wędruję do Was z nowym rozdziałem naszej opowieści :) Jak pewnie się domyślanie, powoli zbliżamy się do końca intrygi, w jaką wplątała się Hermiona. Całuję!

*


Hermiona znajdowała się w ciemnym, ale przestronnym pomieszczeniu. Mimo braku okien, które nie wpuszczały ani grama światła, nie miała problemu z zauważeniem drobnych szczegółów. Czary to jednak cudowna rzecz.

Kobieta rozejrzała się uważnie, próbując zapamiętać każdy szczegół, który mógłby się potem okazać potrzebny. Gdzieś w podświadomości próbowała też określić, jak wiele czasu miała, zanim Corvus wróci do swojej posiadłości i ją znajdzie. Oczywiście, miała nadzieję na bardziej pozytywne zwieńczenie tego dnia, jednak nie zawsze i nie wszystko idzie po naszej myśli, toteż Hermiona oprócz szczegółów próbowała również znaleźć plan awaryjny.

Ku jej rozczarowaniu tajne przejście w ścianie, przez które wpadła do piwnic, jak sama nazwa sugerowała, bardzo szybko zniknęło. Ten, kto jednak wiedział, że gdzieś tam mógł je znaleźć, byłby głupcem, gdyby w żaden sposób nie oznaczył sobie tego miejsca, tej konkretnej ściany. Tak też zrobiła Hermiona. Nie miała pojęcia, co przyniesie jej następna godzina, dwie, ale wolała się zabezpieczyć chociaż w minimalnym stopniu. Korzystając z nieobecności gospodarza, rozejrzała się po pokoju. Choć parter i piętro budynku wyglądały bardziej niż nędznie, piwnice były urządzone po królewsku. Obrazy na ścianach w złotych ramach, kosztowne wazy na segmentach, perskie dywany... Choć pokój był naprawdę duży, dla Hermiony działo się tutaj zdecydowanie zbyt wiele. Od razu w jej głowie pojawiło się wspomnienie skromnego mieszkania, w którym przyszło jej ostatnio mieszkać. Dużo bardziej wolała właśnie je.

Przy przeciwległej ścianie stało naprawdę potężne biurko wykonane z ciemnego, pewnie bardzo starego i drogiego drewna. Całą jego powierzchnię jednak pokrywały zapisane maczkiem kartki, naznaczone wieloma kolorami i strzałkami mapy, jakieś plany... Hermiona wyjęła z torebki małą przestrzenną kostkę – prototyp nowego sprzętu aurorskiego, który miał dopiero wejść na rynek za długi czas. Oficjalnie nie powinna go mieć w takiej sytuacji, jednak nieoficjalnie... jak można przetestować gadżet, jeśli nie w praktyce w prawdziwej sytuacji, która dokładnie tego wymaga? Przesunęła opuszką palca po wąskim napisie przy jednej z krawędzi, mrucząc pod nosem dopasowane zaklęcie. Po chwili wszystko było gotowe, a ona mogła zebrać niemal fizyczne dowody, które miałyby prawdziwą moc i możliwość uratowania Draco przed Azkabanem.

Hermiona była w połowie dokumentacji, gdy nagle jej palce zdrętwiały, a potem dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć. Tuż obok jednej z bardziej szczegółowych map Londynu oraz planu podziemi Malfoy Manor leżało zdjęcie. Zdjęcie przedstawiające ją z Libby na rękach tuż przed żłobkiem, do którego zaprowadzała córkę każdego ranka. Nieopodal w kopercie leżały kolejne zdjęcia – jej i Marcusa, a tak naprawdę Draco, ich mieszkania, jej chatki, samej Libby w żłobku...

Corvius doskonale wiedział, że pomagała Malfoyowi. Wiedział o nich najwyraźniej wszystko. Pytaniem było więc tylko, dlaczego po prostu nie przyszedł którejś nocy i ich nie zabił? Obeszłoby się bez tego całego zachodu, bez długiego planowania kolejnych morderstw. Mógłby załatwić wszystko jednym płynnym ruchem różdżki. Hermiona zupełnie tego nie rozumiała. Nie mogła pojąć celu czy chociażby idei, która mogłaby przyświecać temu mężczyźnie.

Hermiona zamrugała i ostatkiem silnej woli zmusiła się do powrócenia do robienia własnych zdjęć. Koniuszek palca ciągnął rytmicznie za spust, choć w pamięci tkwiło wspomnienie niewinnej twarzyczki Libby. Tak skupiła się na myśli, by odzyskać córkę jak najszybciej, że w ostatniej chwili usłyszała zbliżające się do tego pomieszczenia kroki. Chaotycznym ruchem zgarnęła ostatnie dokumenty do pojemnej, a pomniejszonej torby i rozejrzała w pośpiechu za miejscem, gdzie mogłaby się ukryć. Wnet przypomniała sobie o tajemniczym przejściu w ścianie i podbiegła do tego miejsca, by znaleźć zaznaczony wcześniej fragment tapety. Zdążyła wpaść na drugą stronę, przy okazji – była tego pewna – nabijając sobie guza na środku czoła, gdy potknęła się o własne nogi. Zaczęła starać się unormować oddech, zaglądając do pustego jeszcze pokoju przez minimalną szparę w przejściu.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now