11. Ukryte doznania

3.1K 173 21
                                    

Dla wszystkich.

Poczucie wolności i bezpieczeństwa jest jak dopiero co upleciona pajęczyna. Rzeczywistość zwabia cię prosto w sieć, w której powoli się zatracasz, zapominając o ucieczce, aż wreszcie jest już za późno. A życie, niczym pająk, skrada się ku tobie, żeby rzucić się na ciebie i pożreć. Wtedy nie ma już czegoś takiego jak wolność. A wizja bezpieczeństwa staje się ulotna i oddala się, ty za to widzisz jej mgłę. Przynajmniej dopóki nie zamkniesz oczu.

Obiecała sobie, że nowy rok będzie znacznie lepszy od poprzedniego. Postanowiła, że zawalczy o to i będzie się starać każdego dnia coraz bardziej, żeby była zadowolona z samej siebie i... stop. Skoro tak, to dlaczego teraz ledwo trzymała się na nogach, trzęsąc się z tłumionej złości? Hermiona uniosła na chwilę wzrok, a palce zacisnęła mocno na magicznej gazecie. Rozejrzała się powoli wokół, jakby chciała się upewnić, że wciąż są w jej biurze.

Zaledwie dwa dni temu rozpoczął się Nowy Rok, wszystko wokół pokryte białym śniegiem wydawało się takie spokojne i niewinne, że dzisiejszego ranka aż się uśmiechnęła, stając w kuchennym oknie. Czuła się, jak jeszcze nigdy wcześniej, jakby teraz wszystko miało iść ku lepszemu. Miała zdrową, cudowną córkę, dobrze płatną, ciekawą pracę. Co z tego, że momentami niebezpieczną? Oprócz tego dostała wspaniały dom, mogła się usamodzielnić i odciąć pępowinę, jaka swojego czasu łączyła ją z przyjaciółmi. Wiktor zachowywał się znakomicie, to znaczy zupełnie zszedł jej z drogi i zapadł się pod ziemię. Jedynie w święta wpadł na pół wieczora, by przynieść prezent dla niej i Libby, zjedli razem neutralną kolację, a Hermiona raz jeszcze postawiła sprawę dość jasno. Chyba zrozumiał.

Gdy robiła kawę, a wspaniały aromat unosił się wprost do jej nozdrzy, nie przejmowała się nawet faktem, że dzisiaj najwyższy czas wracać do pracy. Bądź co bądź musiała przyznać, że słodkie lenistwo podziałało nawet na nią. Mimo to z radością zjadła śniadanie, nakarmiła Libby, a potem ubrała je obydwie i po tym, jak odstawiła dziewczynkę do Dziecięcego Królestwa, natychmiast aportowała się do pracy. Prawdopodobnie nikt nie mógł zrozumieć, jakim sposobem udawało jej się obdarzyć uśmiechem każdego, kogo mijała. Dla nich nastał zwykły, szary i ponury dzień, kiedy niektórzy wciąż nie czuli się najlepiej po sylwestrowej zabawie.

Dla niej wszystko było idealne.

Aż do momentu, kiedy do jej gabinetu wsunął się niepewnie Harry Potter, a jego krok sam w sobie zwiastował kłopoty. Gdy posłała mu uśmiech, nie wiedziała, jak duże miały się one okazać. Szczególnie dla niej. Obserwowała go więc całkiem spokojnie, zamykając swoje wieczne pióro i odkładając je na biurko. Odsunęła akta i oparła się o blat, pochylając się leciutko do przodu, jakby chciała go zachęcić, żeby w końcu się odezwał.

- Głupio mi z tym przychodzić pierwszego dnia, gdy wróciliśmy do pracy. Szczególnie, że jesteś w tak świetnym humorze, ale...

- Och, Harry, wyduś to z siebie - uśmiechnęła się, ale zaraz uniosła podejrzliwie brew i spytała: - Bo chyba nie chcesz mnie zwolnić?

- Nie, nie, nie - zaprzeczył szybko, kręcąc głową. Odetchnął i podszedł do biurka, a potem po prostu położył na blacie najnowsze wydanie Proroka Codziennego, którego do tej pory Hermiona nie zdążyła zauważyć, jako że trzymał go za plecami.

Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela, ale gdy nie znalazła na jego twarzy żadnej podpowiedzi, sięgnęła po gazetę, otwierając ją. I zamarła. W mgnieniu oka przestało do niej docierać, że gdzieś w tle gra cicho muzyka z radia, że z korytarza przez niedomknięte drzwi dobiega szelest wiadomości wewnętrznych, że ktoś śmieje się głośno, jakby usłyszał najlepszy dowcip w życiu... Hermiona siedziała nieco zgarbiona w swoim fotelu i przyglądając się własnej twarzy na okładce gazety, miała wrażenie, że to, co miało się wokół niej wkrótce zacząć dziać, to jakiś kolejny koszmar. Jak w transie uniosła drżącą rękę i uszczypnęła się z całej siły, ale jedyne, co się stało, to odczucie pulsującego bólu w tym miejscu i cichy syk, uciekający spomiędzy jej warg. To nie był koszmar, to działo się naprawdę.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now