14. Koniec piekła

2.1K 165 29
                                    

Dziwny stan otępienia utrzymywał się do końca dnia.

Mimo że zaraz po wyjściu Harry'ego zabrała się do pracy – przeglądała dokumenty, zakreślała na czerwono podejrzane informacje i stawiała tak dużo znaków zapytania do niewyjaśnionych rzeczy, jak i wykrzykników przy czystych absurdach – wciąż nie mogła opędzić się od wspomnienia przyjemnego dotyku ust Marcusa na swoich wargach. Tak, po kilku godzinach pogodziła się z myślą, że choć był to zaledwie krótki, przelotny pocałunek, czuła dziwny niedosyt. I nie wiedziała, co bardziej na to wpłynęło – postać Marcusa czy świadomość, że krył się pod nią nikt inny jak Draco Malfoy, zbieg, którego ścigała. Gdyby ktoś z aurorów dowiedział się o tym, że kontaktowała się z nim i to tyle razy, dostałaby zwolnienie dyscyplinarne w trymiga. Wreszcie odłożyła czytane dokumenty na stojącą nieopodal szafkę, stwierdzając, że już więcej z tego i tak nie wyniesie. Potem zaczęła myśleć, ale już zgoła o nieco innych rzeczach.

Draco Malfoy nigdy jej się nie podobał. Odkąd pamiętała, wydawał się jej raczej chuderlawy, a jego mysia twarz wykrzywiona w pogardzie i obrzydzeniu dla wszystkiego, co pełzało wokół niego – ludzi też – nie dodawała mu ani trochę uroku. Dopiero w wyższych klasach zaczynało z niego wyrastać coś, na czym można by na chwilę zawiesić oko, jednak to wciąż był Draco Malfoy – zapatrzony i jednocześnie zahukany przez ojca i Czarnego Pana, rozpieszczony nastolatek, dla którego oprócz czystej krwi i pieniędzy nic nie miało wartości. Jeżeli cokolwiek się w nim zmieniło, to najwyżej w trakcie wojny i tych czterech lat ucieczki, gdy nie mógł pozwolić sobie na arystokratyczne luksusy, do których był tak przyzwyczajony. Zastanawiała się więc, jak to z nim było.

Potem doszła do wniosku, że właściwie nic o nim nie wiedziała. Nie lubiła niewiedzy, a w tym momencie Draco Malfoy prezentował się w jej głowie jako jeden wielki, czerwony znak zapytania pulsujący neonowym światłem. Kusił ją, a raczej to wszystko, co go otaczało – tajemniczość, mrok i echo ciągłej, niesprawiedliwej ucieczki przed tymi, którzy w jej mniemaniu powinni mu pomóc i to już dawno temu. Jeśli tylko mówił prawdę. Coś tutaj było nie tak. Tyle pytań bez odpowiedzi, tyle niewiadomych, tyle sprzeczności.

- Przyznaj się, myślałaś o mnie cały dzień – usłyszała nieoczekiwanie niemal tuż obok swojego ucha.

Drgnęła, zaskoczona, choć ostatnią rzeczą, jaką chciała, było okazanie zaskoczenia lub nawet odrobiny strachu tym nagłym, niespodziewanym wtargnięciem.

- Chciałbyś.

- Och, kochanie, nie zgrywaj się...

Hermiona zamknęła trzymaną książkę z cichym klapnięciem, policzyła w myślach do trzech, a potem spojrzała na intruza. Twarz Marcusa była znów niebezpiecznie blisko jej, wykrzywiona w lekkim uśmiechu, który – choć nie chciała tego przyznać – trochę jej się podobał. Znów czuła niewygodny mętlik, bo nie wiedziała, czy działo się tak ze względu na powierzchowność tegoż uśmiechu, czy na to, co tak naprawdę kryło się pod nim.

- Po co przyszedłeś? Jak się tutaj w ogóle dostałeś? Godziny odwiedzin już dawno minęły, panuje cisza nocna, a ja nie jestem żadnym stanie krytycznym, żebyś...

Zdecydowany nacisk męskich warg szybko i skutecznie zdezorientował Hermionę na tyle, że na moment im uległa, jakby stęskniona do takiej chwili. Wkrótce jednak przyszło opamiętanie i wyszarpnęła się, a gdyby była postacią z kreskówki, z jej uszu na pewno buchnęłaby w tym momencie para.

- Ile ty potrafisz gadać. Już prawie o tym zapomniałem – wymamrotał Draco, wciąż blisko niej.

- Nie całuj mnie więcej tak... tak... - wysyczała, marszcząc nos.

Na powrót GrangerWo Geschichten leben. Entdecke jetzt