15. Miłosne szaleństwo

2.6K 177 82
                                    

     Widok swojego własnego domku w pierwszym momencie niemal ją wzruszył. Nawet jeśli pokryty ze wszystkich stron śniegiem, którego nikt nie odgarniał od dłuższego czasu, sprawiał wrażenie magicznej chatki, za którą naprawdę tęskniła. Jeśli jej obliczenia były poprawne, spędziła w szpitalu niemal dwa tygodnie, dzień w dzień zagryzając zęby z bólu, tylko po to, żeby po takim czasie pojawił się u niej Malfoy i ot tak podarował jej eliksir z antidotum. Nic jej w tym nie pasowało. Nic!

Odetchnęła jednak z ulgą, że wreszcie się to skończyło i ruszyła pewnym krokiem w stronę drzwi. Jeszcze chwila, kilka sekund, żeby znaleźć się w przyjemnym cieple i już z daleka słyszeć trzask polan w kominku w salonie.

- Libby! – zakrzyknęła radośnie zaraz po przekroczeniu progu. Harry wraz z Ginny i małą Libby już na nią czekali, uśmiechając się od ucha do ucha. Choć tajemnicze ozdrowienie Hermiony wciąż pozostawało bez dokładnego śledztwa, podsumowane przez uzdrowicieli jako cud, kobieta czuła, że jej przyjaciel zacznie wkrótce coś podejrzewać i wypytywać ją o wszystko. Co mu wtedy powie? Wątpiła, żeby uwierzył, że nagle klątwa się przedawniła i skutki uboczne po prostu zniknęły.

- Moja malutka – niemal zapłakała, biorąc ją na ręce i całując w małą główkę. Wydawało jej się, że znacznie urosła od ostatniego czasu, gdy mogła ją do siebie przytulić. – Jaka ulga być znowu w domu – dodała, patrząc z wdzięcznością na przyjaciół. – Dziękuję.

Harry machnął ręką.

- Nie ma o czym mówić. Najważniejsze, że już jesteś z powrotem, choć w pracy nie chcę cię widzieć wcześniej niż na początku marca.

- Marca?! Mamy przecież luty! – przeraziła się i to nie na żarty. Co ona będzie robiła?

- Wszystko jest już załatwione. Płatny urlop dobrze ci zrobi. Odpoczniesz. Może weźmiesz Libby i gdzieś wyjedziesz? A może w końcu pójdziesz na ten kurs tańca? – zażartował Harry.

Hermiona spojrzała na Ginny, mrużąc groźnie brwi.

- Powiedziałaś mu!

Druga kobieta jedynie zachichotała z rozkoszą na samo wspomnienie tamtego momentu. Hermiona była nogą ze sportów, mioteł bała się jak zarazy, ale z tego, co pamiętała Ginny, jej brat i obecnie mąż mówili, że na Balu Bożonarodzeniowym radziła sobie w tańcu całkiem nieźle. Może ten kurs nie był jednak takim złym pomysłem?

W końcu Hermiona westchnęła i pokręciła lekko głową. Całą trójką udali się do jadalni, gdzie podgrzewany magicznie obiad wciąż na nich czekał. Granger musiała zamrugać przynajmniej dwa razy, żeby przypomnieć sobie, że do domu wróciła zaledwie ona jedna, a nie cale wojsko albo przynajmniej królowa Wielkiej Brytanii.

- Zaszaleliście i przeszliście samych siebie – orzekła, ale dwójka przyjaciół widziała, że jest mile zaskoczona i niemal rozczulona. Na stole znajdowały się jej ulubione potrawy i to chyba wszystkie! Od spaghetti do pojedynczych dań z kuchni azjatyckiej, o których znajomości by ich nie podejrzewała. Nie, stop. Nie chodziło jej o to, że nie znaliby tych dań, ale nie przyszłoby jej do głowy, że oni wiedzieli, że je lubi.

- Dziękuję. Mam najwspanialszych przyjaciół pod słońcem – wymruczała, przytulając do siebie jeszcze mocniej Libby. Zapach dziecięcej skóry, oliwki i pudru przeniósł ją zmysłami do najbezpieczniejszego miejsca na ziemi i miło było wiedzieć, że w tym momencie naprawdę może uznać swój dom właśnie za to miejsce.

Gdy Harry poszedł do kuchni zapewne po butelkę wina do kolacji, a Ginny usiadła już przy stole, Hermiona ułożyła wygodnie swoją córkę w jej przenośnej kołysce, która akurat teraz znajdowała się w jadalni obok jej krzesła. Dzięki temu mogła spędzić czas z przyjaciółmi, jednocześnie mając dziecko tuż pod ręką. Wkrótce po tym zaczęli jeść, a Hermiona nie mogła wyjść z podziwu nad doskonałym smakiem każdej z potraw, które do tej pory spróbowała – sama nie wiedziała, od czego zacząć! Gdzieś między pysznymi nóżkami z kurczaka, które przypomniały jej kuchnię mamy, a zupą kremem z ogórka, zaczęła się zastanawiać, kiedy i gdzie ta dwójka nauczyła się tak gotować. Nie chciała poddawać niczego teoriom spiskowym, ale naprawdę było jej ciężko uwierzyć, że stali cały dzień w jej albo swojej kuchni i gotowali wszystkie te pyszności.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now