Gdy czekasz na swoje własne niebo naprawdę długo, tracisz w końcu rachubę, przyzwyczajając się do tego, co masz. Wychodzisz z założenia, że skoro to zostało ci dane, to na to zasłużyłeś i nie walczysz o nic więcej, godząc się z rzeczywistością. Zdarzają się jednak i te przypadki, które nie dają za wygraną. Kopią rowy, wpuszczają krety i podcinają innym skrzydła po to, żeby być o krok przed nimi. Tłumaczą się: bo im nie wyszło w życiu.
Albo sami odebrali sobie coś, za czym później mieli płakać. O tym jednak nie mówili tak chętnie.
Zgarbiona postać przemknęła wolno przez swoje mieszkanie, a jej zniekształcony cień zafalował po ścianach. Pomieszczenie było ładne, ale teraz, pokryte mrokiem, nie zdradzało swojego uroku. Brunet jednak dostrzegał go nawet po ciemku. Widział – może naprawdę, a może przez zapis w pamięci – ciepłe barwy ścian z ramkami na zdjęcia na nich, kwiaty w donicach na ziemi, lejące się zasłony i delikatne, niczym babie lato, firany. Wyrwane z kontekstu stanowiło abstrakcję, szczególnie dla mężczyzny, ale w całości – było arcydziełem.
On czuł się, nie od dziś, jak wyrwany z własnej ramki na zdjęcie.
Na własne życzenie.
Pamiętał poranki w tych czterech ścianach, odbijający się od nich radosny śmiech i słodki głos przekomarzanek. Pamiętał burzę brązowych loków rozsypanych na poduszce i tę miękką skórę, która prześwitywała gdzieniegdzie w kołdrze. Czuł na swoich ustach pocałunki tamtych delikatnych warg – słodkich i równie miękkich, co i skóra na ramionach, brzuchu, udach, które jeszcze niedawno obejmował z lubością.
Rok. Czymże był rok? Trzysta pięćdziesiąt dni. Cóż to było?
Trzysta pięćdziesiąt stopni do piekła samotności, na które skazał się z własnej głupoty.
Pamiętał jej czwartą klasę, gdy przybył do Hogwartu na Turniej Trójmagiczny. Urzekła go od razu – pośród tych wszystkich dziewczyn ona wydawała się błyszczeć niezmąconym, zasłużonym światłem, które kusiło i przyciągało. Nie była obezwładniająco piękna jak niektóre kobiety, ale miała to coś, o czym pisali poeci od dziesiątek lat. Należał do niej od pierwszego spojrzenia znad książki, którą wtedy czytała. I był cierpliwy. Był jak lis czekający swej kurki w kurniku, czekał i obserwował. Kurka sama do niego przyszła – zraniona przez tego głupca Weasleya.
Było im dobrze. Pamiętał tamte poranki. Pamiętał też przedpołudnia, gdy ona leżała na szezlongu, przypominając mu królową, i czytała kolejną w tygodniu powieść, a on zasiadał przy stole i planował nową taktykę drużyny na następny mecz. Pamiętał popołudnia, gdy szli na spacer pod rękę, smakując piękną Bułgarię albo gdy obydwoje po prostu spędzali ten czas w salonie w ich mieszkaniu – obydwoje na kanapie, on z jej głową na swoich kolanach, bawiąc się brązowymi lokami i ona, zasypująca go kolejnymi nowymi anegdotkami. Pamiętał też wieczory, kiedy w akompaniamencie pocałunków jedno popychało drugie w stronę sypialni. Pamiętał, jak zasypiał, otoczony jej zapachem. I spokojnym, usypiającym go oddechem.
Pamiętał wszystko.
Był głupcem, takim głupcem!
Nie trudno było ją znaleźć te parę miesięcy później, gdy kazał jej się z dnia na dzień wynosić. Okazał się prostakiem, jakiego świat nie widział i wiedział to doskonale, ale wiedział też to, że czasu nie da się cofnąć. Obserwował ją od pewnego momentu, wiedział o każdym, nawet drobnym szczególe, za które zapłacił tak słono – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. I czekał na odpowiedni moment, znów stając się cierpliwym lisem. Ale znalazł się jeszcze jeden lis, przebrany za owcę – niewinny, z czystą kartą i zabrał mu jego, JEGO!, kurkę, wykorzystując to, że go nie było.
YOU ARE READING
Na powrót Granger
FanfictionDramione. Po Decydującej Bitwie, którą wygrała jasna strona, Hermiona wraca do Hogwartu na ostatni rok nauki, a po ukończeniu szkoły bierze ślub z Ronem. Pracuje w Ministerstwie, mając nadzieję na sielankowe życie, ale już po paru miesiącach jej mał...