18. Krecia polityka

2.9K 163 65
                                    

Gdy czekasz na swoje własne niebo naprawdę długo, tracisz w końcu rachubę, przyzwyczajając się do tego, co masz. Wychodzisz z założenia, że skoro to zostało ci dane, to na to zasłużyłeś i nie walczysz o nic więcej, godząc się z rzeczywistością. Zdarzają się jednak i te przypadki, które nie dają za wygraną. Kopią rowy, wpuszczają krety i podcinają innym skrzydła po to, żeby być o krok przed nimi. Tłumaczą się: bo im nie wyszło w życiu.

Albo sami odebrali sobie coś, za czym później mieli płakać. O tym jednak nie mówili tak chętnie.

Zgarbiona postać przemknęła wolno przez swoje mieszkanie, a jej zniekształcony cień zafalował po ścianach. Pomieszczenie było ładne, ale teraz, pokryte mrokiem, nie zdradzało swojego uroku. Brunet jednak dostrzegał go nawet po ciemku. Widział – może naprawdę, a może przez zapis w pamięci – ciepłe barwy ścian z ramkami na zdjęcia na nich, kwiaty w donicach na ziemi, lejące się zasłony i delikatne, niczym babie lato, firany. Wyrwane z kontekstu stanowiło abstrakcję, szczególnie dla mężczyzny, ale w całości – było arcydziełem.

On czuł się, nie od dziś, jak wyrwany z własnej ramki na zdjęcie.

Na własne życzenie.

Pamiętał poranki w tych czterech ścianach, odbijający się od nich radosny śmiech i słodki głos przekomarzanek. Pamiętał burzę brązowych loków rozsypanych na poduszce i tę miękką skórę, która prześwitywała gdzieniegdzie w kołdrze. Czuł na swoich ustach pocałunki tamtych delikatnych warg – słodkich i równie miękkich, co i skóra na ramionach, brzuchu, udach, które jeszcze niedawno obejmował z lubością.

Rok. Czymże był rok? Trzysta pięćdziesiąt dni. Cóż to było?

Trzysta pięćdziesiąt stopni do piekła samotności, na które skazał się z własnej głupoty.

Pamiętał jej czwartą klasę, gdy przybył do Hogwartu na Turniej Trójmagiczny. Urzekła go od razu – pośród tych wszystkich dziewczyn ona wydawała się błyszczeć niezmąconym, zasłużonym światłem, które kusiło i przyciągało. Nie była obezwładniająco piękna jak niektóre kobiety, ale miała to coś, o czym pisali poeci od dziesiątek lat. Należał do niej od pierwszego spojrzenia znad książki, którą wtedy czytała. I był cierpliwy. Był jak lis czekający swej kurki w kurniku, czekał i obserwował. Kurka sama do niego przyszła – zraniona przez tego głupca Weasleya.

Było im dobrze. Pamiętał tamte poranki. Pamiętał też przedpołudnia, gdy ona leżała na szezlongu, przypominając mu królową, i czytała kolejną w tygodniu powieść, a on zasiadał przy stole i planował nową taktykę drużyny na następny mecz. Pamiętał popołudnia, gdy szli na spacer pod rękę, smakując piękną Bułgarię albo gdy obydwoje po prostu spędzali ten czas w salonie w ich mieszkaniu – obydwoje na kanapie, on z jej głową na swoich kolanach, bawiąc się brązowymi lokami i ona, zasypująca go kolejnymi nowymi anegdotkami. Pamiętał też wieczory, kiedy w akompaniamencie pocałunków jedno popychało drugie w stronę sypialni. Pamiętał, jak zasypiał, otoczony jej zapachem. I spokojnym, usypiającym go oddechem.

Pamiętał wszystko.

Był głupcem, takim głupcem!

Nie trudno było ją znaleźć te parę miesięcy później, gdy kazał jej się z dnia na dzień wynosić. Okazał się prostakiem, jakiego świat nie widział i wiedział to doskonale, ale wiedział też to, że czasu nie da się cofnąć. Obserwował ją od pewnego momentu, wiedział o każdym, nawet drobnym szczególe, za które zapłacił tak słono – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. I czekał na odpowiedni moment, znów stając się cierpliwym lisem. Ale znalazł się jeszcze jeden lis, przebrany za owcę – niewinny, z czystą kartą i zabrał mu jego, JEGO!, kurkę, wykorzystując to, że go nie było.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now