20. Pierwszy stopień do piekła

2.1K 140 12
                                    



Dzień zaczął się przyjemnie – tak po prostu. Hermiona obudziła się, o dziwo, całkowicie wypoczęta, mimo że połowę nocy spędziła na kanapie. Przykry sen również zdawał się odejść w niepamięć. Za oknem świeciło słońce, choć do wiosny pozostało jeszcze trochę czasu. Ostatnie tygodnie były kluczowe w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania zdające się ich nie mieć, jednak nie powiedziała o niczym Draco z prostego powodu – nie chciała robić mu nadziei, gdyby okazało się, że wszystkie poszlaki, którymi się kierowała do swojego celu, były niewiele warte. Jej – tak, w myślach awansował na całkowicie pewną pozycję – prywatny uciekinier zdawał się rozumieć i nie naciskał, poszukując rozwiązań również na własną rękę. Zdawali się być dobrym zespołem, choć nawet nie robili tego świadomie. Wzajemnie jednak dostarczali sobie nowych faktów, które czasami okazywały się drobnym elementem całej układanki.

Kobieta westchnęła cicho, leżąc wciąż z zamkniętymi oczami. Libby jeszcze spała, więc Hermiona postanowiła to wykorzystać i chwilę poleniuchować. Draco najwyraźniej miał podobny plan tego ranka, bo dziś wylegiwał się razem z nią, choć zazwyczaj – przynajmniej w czasie ich wspólnego mieszkania – zrywał się na nogi co świt. Teraz jego klatka piersiowa unosiła się w miarowym tempie, a lewe ramię zasłaniało oczy przed jasnym światłem, jakie wpadało do pomieszczenia. Zdawałoby się, że panujący w pokoju chłód mu nie przeszkadza – kołdra osunęła się nisko na jego biodra i tak leżała – jednak, gdy Hermiona przewróciła się na drugi bok i przytuliła do niego, zamruczał z zadowoleniem, od razu nakrywając ją swoim ramieniem.

Lubiła ich wspólne poranki. Jego dłonie na jej nagich ramionach, dotyk warg na czole, ciepły oddech przy uchu, powolne ruchy opuszków na piersiach, czuły całus w skroń, jego zęby na jej wargach, gdy słodki pocałunek przemieniał się w namiętny.

Dzisiaj to ona obudziła się pierwsza i choć wiedziała, że to tylko kwestia minut, gdy Draco się rozbudzi, postanowiła wykorzystać je na to, na co tak rzadko miała okazję – na obserwację. Delikatny zarys mięśni, po których sunęła powoli palcem, drobne blizny na torsie, gdzieniegdzie te większe, ominięte przez lecznicze eliksiry. Nie wszystko udawało się cofnąć za pomocą magii, pomyślała Hermiona, całując delikatnie tę największą.

- Cóż to za miła pobudka, Granger?

- Nie przyzwyczajaj się, Malfoy.

- Gdzieżbym śmiał – mruknął, wzdychając cicho.

Hermiona uśmiechnęła się, a potem znowu go pocałowała, tym razem trochę wyżej. I znów, i znów wyżej, i znów i... Usta Malfoya były jak zawsze miękkie i ciepłe, choć wcześniej nigdy by tak o nich nie pomyślała. Smakowały ją powoli, z premedytacją ciesząc się z jej rosnącego zniecierpliwienia. Draco zawarczał ostrzegawczo, gdy dłoń Hermiony zsunęła się niebezpiecznie nisko, zawędrowawszy pod kołdrę.

- Ostrzegam cię, Granger.

- Przed czym? – spytała niewinnie.

Draco zaśmiał się gardłowo. – Nie sądzę, żebym musiał ci przypominać. A teraz wstawaj, przed nami długi dzień.

- A gdy nadejdzie wieczór, to...?

- Gdzie podziała się stara Granger? Nie poznaję cię – powiedział z perfidnym uśmiechem, przyglądając jej się z góry.

Leżał tuż obok, opierając głowę na jednej dłoni, podczas gdy drugą rysował nieduże kręgi na płaskim brzuchu kobiety. Hermiona doskonale wiedziała, że chciał ją rozproszyć. Tego ranka jednak postanowiła być tą trudną do zdobycia.

- Zepsułeś mnie.

- Na to wygląda.

Hermiona już miała zamiar coś odpowiedzieć, jednak wtem rozległ się poranny płacz Libby domagającej się o czyjąś uwagę. Zanim kobieta zdążyła wstać, zrobił to już Draco, uprzednio całując ją mocno w usta.

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now