3. Chodź do mnie, promyczku

4.8K 267 7
                                    

Pod magiczną ważką była przyjemną, niedużą kawiarnią, gdzie serwowali najwspanialsze jedzenie, jakie było dane jeść Hermionie na lunch w trakcie tygodnia. Oczywiście, cafeteria w budynku jej pracy też była niczego sobie, ale zdecydowanie jak najmniej odpowiednie na pogawędkę tego typu. Zazwyczaj, odkąd została zmuszona do regularnego pojawiania się na posiłku, jadała właśnie w bufecie, racząc się dobrą kawą bez cukru, rogalikiem i paroma owocami, bo rzadko kiedy była w pracy głodna. Do tego, oczywiście, nie zabrakło towarzystwa Harry'ego i jeszcze paru osób, z którymi zaczynała mieć bliższe stosunki. Tym razem jednak, nie dość, że wyszła parę minut przed czasem - o Merlinie - to jeszcze wybrała inną miejscówkę. Plotkarze będą mieli o czym mleć językiem, ale nie zastanawiała się nad tym nawet. Obecnie jej myśli zajmował mężczyzna, który jeszcze niedawno temu skradł całe jej serce, a potem doszczętnie podeptał, na pewien czas dodatkowo odcinając jej dostęp tlenu, przez co ciężko było się podnieść na proste nogi.

Krum szedł przez większość drogi za nią, nie wysuwając się przed szereg szarej rzeczywistości, którą zwykle pozostawiała właśnie za sobą, ale po wyjściu z budynku zrównał się z nią, dumnie i odważnie pokonując kolejne metry, jakie dzieliły ich od kawiarni. Rezolutnie nie odezwał się ani słowem, a Hermiona dzięki temu mogła zastanowić się, zaplanować rozmowę i ewentualne nieprzyjemne sytuacje, które zwykle raczej ciężko przewidzieć. Musiała przyznać, że serce biło jej nerwowo, szybko i głośno, jakby ostrzegało ją przed niewidzialnym niebezpieczeństwem, ale jedyne niebezpieczeństwo, jakie mogło się pojawić, już zdążyło to zrobić - szło tuż obok, a jego męskie perfumy drażniły jej nozdrza, przypominając boleśnie, jak często, leżąc o poranku niedaleko swojego bułgarskiego bóstwa, napawała się nimi, zaczynając dzień w dobrym rytmie. Ale teraz było inaczej, a ona nie pozwoliła zawładnąć sobą swoim zmysłom i wspomnieniom. Gdy znaleźli się parę kroków od szklanych drzwi z tabliczką "Zapraszamy" zmieniającą się na "Otwarte" co parę chwil, przystanęła na ułamek sekundy, nie mogąc powstrzymać swojego serca od zamarcia, kiedy uświadomiła sobie, po co Krum mógł chcieć tutaj przyjechać, do niej. Do Libby.

- Wszystko w porządku, Miona? - spytał zaniepokojony Wiktor, również przystając i przyglądnął jej się uważnie, jakby chciał dostrzec niepokojącą zmianę w jej twarzy, a raczej jej źródło. Widział wyraźnie, jak szczęka dziewczyny drgnęła, a w oczach pojawił się niemal zwierzęcy lęk, który jednak bardzo szybko zniknął, zamaskowany.

Kobieta pokręciła bez słowa głową, nie odrywając wzroku od bruneta, przez co ten poczuł się lekko skrępowany, odzwyczajony od tak uważnego spojrzenia, jakim go zlustrowała. Spojrzenia, jakie rzucały jej ruchome zdjęcia były pełne miłości, czułości i pożądania, a nie lodowatej rezerwy, która teraz była pomiędzy nimi. Nie wyglądało to za dobrze i zdawał sobie z tego świetnie sprawę, dlatego też niemal z radością przyjął moment, gdy Hermiona zaczęła patrzeć przed siebie i ruszyła już w stronę wejścia, bez zawahania przekraczając próg. Przez cały jednak czas, o czym mężczyzna nie miał bladego pojęcia, serce łomotało jej w piersi, a myśl, że przyjechał tutaj po to, żeby zabrać jej córkę, nie dawała spokoju. Opętała ją, owinęła i zakleszczyła, nie pozwalając odetchnąć.

- Co u ciebie słychać? - spytał na pozór swobodnie Wiktor, w parę chwil później zajmując miejsce na przeciwko Hermiony gdzieś w rogu sali, gdzie było najmniej ludzi. Ciemny, okrągły stolik, wygodne krzesełka i przyjemna muzyka lecąca znikąd były tak różne od piekieł, jakie szalały obecnie w ich duszach. Kobieta spojrzała na niego, zaskoczona, że zaczął rozmowę od takiego pytania, a potem uśmiechnęła się ironicznie, nie mogąc się od tego niemal powstrzymać. Pokręciła głową i dodatkowo jeszcze parsknęła cichutko.

- Przecież wiesz, co u mnie, Wiktor. Gdybyś nie wiedział, nie wiedziałbyś też, gdzie pracuję. A skoro wiesz, gdzie pracuję, to wiesz też, gdzie i z kim mieszkam, o której wychodzę i wracam do domu i czy się z kimś spotykam. Możliwe też, że wiesz, co jadam na śniadanie, lunch i kolację, co czytam do poduszki, co ostatnimi czasy najbardziej mnie denerwuje i martwi. Twoi informatorzy byli przecież zawsze perfekcyjni, prawda?

Na powrót GrangerWhere stories live. Discover now