02 | Pierdol się, Black

2.6K 141 424
                                    

Syriusz nie pokazywał się przez całą podróż.

Od początku kuło mnie to w tył głowy i psuło nastrój, ale starałam się tego nie okazywać. Huncwoci na bank nie zauważyli. Faceci byli ślepi, a ja pochodziłam z arystokrackiej rodziny, która kłamstwo i sztuczność miała we krwi. Ale Nancy się domyśliła. Musiała widzieć moje nierozgarnięcie w Eksplodującym Durniu; nie, żebym na ogół wymiatała. Rzadko się garbiłam, chyba że coś mnie gnębiło, a wtedy zachowywałam się jak garbata. A przede wszystkim – moje oczy przygasły. Tak mi przynajmniej powiedziała, gdy zostałyśmy same.

Gdy Huncwoci wyszli, przestałam już udawać. Brak Syriusza uderzył we mnie jeszcze bardziej.

Po wielogodzinnej podróży wreszcie dotarliśmy do Hogsmeade. Powiedział nam o tym sam James - wcześniej zdążył się już pochwalić, że został Prefektem Naczelnym. Błyszcząca plakietka na szacie chłopaka wręcz raziła w oczy Nancy, która wątpiła w rozum tego, co mu ją dał. Wiedziałam też, że drugie stanowisko szefa Prefektów została Lily Evans. Dziewczyna, która dała więcej razy Jamesowi kosza, niżeli on zrobił w życiu kawałów. Cóż, szósty rok w Hogwarcie zapowiadał się naprawdę ciekawie.

Właściwie... nie pamiętałam swojej dalszej drogi. Od świata odgradzała mnie gęsta mgła. Ciałem byłam wśród ludzi, ale duszą z myślami. Myślami o Augustusie, rodzicach, a potem doszły do tego myśli o Syriuszu. Czułam się, jakby mnie rozrywano na kawałki. Bolała mnie głowa. Bolało mnie serce. Bolało mnie życie, które musiałam ciągnąć. Wszystko było jakieś do dupy. Bardziej niż zwykle.

I obudziłam się dopiero wtedy, gdy czyjeś paluchy pstryknęły mi przed oczami.

Pomrugałam prędko. Staliśmy już przed Hogwartem – wszyscy kąpaliśmy się w jego cieniu, choć przecież panował mrok, tylko trochę rozproszony przez pochodnie. Uczniowie tłoczyli się we wrotach jak bydło. Z niedaleka skrzeczała Profesor McGonagall, nawołująca pierwszoroczniaków do zbiórki. Nieprzytomnie się rozejrzałam. Pod ramię trzymała mnie Nancy, pilnująca pewnie, abym nie zabiła siebie ani nikogo. Przed oczami natomiast dalej ktoś mi pstrykał paluchami. A przestał dopiero, kiedy go pacnęłam.

Archie odskoczył i zjechał mnie wzrokiem. Upierdliwy Puchon z puszystą grzywką, czyli kolejny z moich przyjaciół, pochuchał na swoje palce z grymasem.

— Co ci znowu w dupę wlazło? — zawył skwaszony. — Ja tu z kulturką, przywitać się chciałem, a ty mnie dziabiesz.

— A czytałeś Proroka?

— U mnie w domu sobie tym dupę podcieramy.

Rodzice Archiego Brooksa byli mugolami. Nie mieli zielonego pojęcia o magicznym świecie, ale od kiedy ich syn zaczął do niego należeć, oni postanowili się wszystkiego o nim dowiedzieć. Zaczęli od czytania Proroka Codziennego. I już po kilku artykułach przekonali się, że ten szmatławiec idealnie nadawał się tylko do pieca.

Wtem ktoś przepchnął się między mną a Nancy, rozdzielając nas. Zanim w oczach zapłonęła mi złość, zdążyły mignąć mi w nich gryfońskie barwy, a do uszu dotarł chropowaty rechot:

— Pardonsik! Oh, Willow... tylko nie zabijaj! A w razie czego brat na pewno podzieli się z tobą celą w Azkabanie!

Nie zaiskrzył we mnie płomień. Ja cała zapłonęłam. Miałam ochotę dorwać tego durnego Gryfona i zrobić drzazgi z jego różdżki w spodniach, by już więcej takich kretynów się nie pojawiało, ale powstrzymali mnie przed tym Archie oraz Nancy. Oboje złapali za moje ramiona – każdy za jedno – unieruchamiając mnie w miejscu, choć żądza mordu nosiła mną jak głupota Druzgotka.

— Wills, nie warto!

— Właśnie, zastanów się! Za dużo ludzi teraz się kręci. Ale potem...

Taniec Śmierci • Regulus Black HPWhere stories live. Discover now