19 | Czarny lakier do paznokci

1.9K 102 276
                                    

To miała być inna lekcja Zielarstwa niż wszystkie inne. Pierwszy raz czułam strach przed wejściem do klasy, pchając się do szklarni jako ostatnia. Nogi miałam jak z ołowiu, a dłonie z galarty. I to nie dlatego, że nie nauczyłam się na egzamin bądź nie radziłam sobie z roślinkami. Szło mi całkiem nieźle. Ale wtedy szłam tam z sercem w gardle.

Bo wiedziałam, że serce profesora Beery'ego niedługo miało przestać bić.

Miał zostać wyeliminowany.

Od początku wiedziałam za dużo o Śmierci. Aż w końcu Ona dowiedziała się wszystkiego o mnie. Oraz o moich bliskich.

Z początku nie sądziłam, że w ogóle odważę się na niego spojrzeć. Bo wtedy tam był, ale już niedługo miał zniknąć. I ja o tym wiedziałam. Mogłabym temu zapobiec, gdybym chciała. A choć chciałam, tak nie mogłam. Wtedy sprowadziłabym problemy na Regulusa oraz siebie. Wyszłoby na jaw, co chłopak ukrywał pod rękawem, o czym doskonale wiedziałam i że wcale nie byliśmy w sobie tacy zakochani, jak wszyscy myśleli. Życie Regulusa już wystarczająco dało mu po dupie, aby ostatecznie skończyło się w Azkabanie. Ciężko zniosłam aresztowanie Augustusa. Kolejny raz mogłabym się już nie podnieść.

Po prostu... już jeden fragment serca pozwoliłam zamknąć za kratami. Następny, choć był on dość świeży i niepewny, nie zamierzałam tak łatwo oddać.

Jednak po wejściu do szklarni od razu go zobaczyłam. Profesor Beery był taki radosny. Tak szeroko uśmiechnięty, równocześnie w tym szczery. Ubrany jak zwykle w swoje gogle ochronne, nasunięte na czoło, oraz w jedne z wielu brązowych ogrodniczek, gdzie w licznych kieszeniach mieszkały kwiatki czy małe żyjątka. Kiedyś dostał za to solidny opierdal, gdy podczas obiadu z kapelusza McGonagall zaczął dyndać pająk na swojej nici. Nauczyciel Zielarstwa powiedział wtedy, że chciał się tylko z nią przywitać.

Być może profesor Beery lubił babrać się w ziemi, ale było za wcześnie, aby go w niej zakopać. W końcu wciąż nie spełnił swoich marzeń aktorskich, o których tak często nam mówił.

Tyle że w naszym świecie nie było miejsca na spełnianie marzeń. Ryzykowne było samo ich posiadanie.

— Dzisiaj pracujemy w parach! — moje rozmyślania uciął krzyk profesora. — Znajdźcie sobie parę i... panie Longbottom, para nie oznacza, że od razu trzeba się dotykać. Proszę zostawić pannę Fortescue w spokoju.

— A jeśli dam panu kwiatka, to pozwoli nam pan iść za doniczkę?

— Choćbyś mi dał złoty kamień, nie pozwolę ci nigdzie iść. Oh! Była taka piosenka! Dałem ci kamień z wielką mendą... ojej, jak to leciało... no bo kwiaty szybko więdną... tariririra — zanucił Beery. — Pa-ry, czy ja niewyraźnie mówię? Trójkąty sobie wybierajcie poza moją szklarnią. PARY!...

W szklarni wybuchł harmider. Wszyscy latali z kąta do kąta, krzyczeli i wykłócali się o tych mądrych, by ci mogli odwalić całą robotę. Ja na szczęście miałam swoją parę od pierwszego roku, gdzie obie grałyśmy rolę debili.

— To co? Uczynisz mi ten zaszczyt i... — urwałam, kiedy obok siebie nie dostrzegłam Nancy. Zmarszczyłam brwi. Przecież przed chwilą tam stała. — A ciebie gdzie znów wcięło? — westchnęłam.

Wcale nie musiałam jej długo szukać. Już po dwóch sekundach dostrzegłam jej blond czuprynę w miejscu, gdzie zwyczajowo zajmowałyśmy wspólnie. Tym jednak razem zamiast mnie obok blondyny siedział James Potter, który patrzył na mnie zza swoich krzywych pingli i szczerzył się głupio. Zza niego Nancy posyłała mi spojrzenie zbitego psidwaka.

— Zgubiłeś się, chłopcze? — skrzyżowałam ręce przy piersi. Chyba wyglądałam tak groźniej.

— Zgadza się, ukradłem. Ale niczego nie żałuję! — tupnął butnie, gdy zmrużyłam na niego oczy. — Trzeba było pilnować. Dzisiaj to ja pracuję z Nancy.

Taniec Śmierci • Regulus Black HPWhere stories live. Discover now